Wolność słowa jest zagrożona

Mirosław Olszewski <a href="mailto:[email protected]">[email protected]</a> 077 44 32 577
Kamil Durczok.
Kamil Durczok.
Rozmowa z Kamilem Durczokiem, dziennikarzem i prezenterem "Faktów" TVN: - Między mną a polityką jest chiński mur. Nigdy go nie przekroczę.

- Zaatakował pan podczas konferencji na Uniwersytecie Opolskim związek zawodowy dziennikarzy za to, że nie dość bezkompromisowo bronił dziennikarzy TVN z programu "Teraz MY" za ujawnienie tzw. "taśm prawdy". Kwestia lojalności?
- Nie tylko. Przede wszystkim to kwestia poczucia odpowiedzialności za to, czy w Polsce jest jeszcze miejsce na wolność wypowiedzi. Jest dla mnie czymś niepojętym, że w milczeniu, a tylko czasem przy sprzeciwie środowiska dziennikarskiego, odbywa się coś, co jest zwykłym deptaniem podstawowych swobód obywatelskich. Bo, proszę państwa, oświadczenie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, w którym zawarta jest w gruncie rzeczy informacja, że jakaś stacja telewizyjna, ujawniając kulisy negocjacji politycznych i pokazując twarz polskiej polityki, popełniła grzech, ukazuje hipokryzję stowarzyszenia i nic więcej. Powiedzmy otwarcie: W Polsce mamy w tej chwili dość wiele dowodów na to, że wolność słowa może być zagrożona. Są demonstracje uliczne, są wypowiedzi polityków, które mogą napawać takim niepokojem. Jeśli środowisko dziennikarskie nie porzuci swych zadawnionych podziałów, obecnych urojeń, to może się zdarzyć tak, że wszystkie obecne strachy staną się naprawdę częścią rzeczywistości.

- Podczas opolskiej konferencji mówił pan także, że było panu smutno po niektórych reakcjach na emisję "taśm prawdy"...
- Tak. Ponieważ mieliśmy i mamy tu do czynienia z czymś zgoła niezwykłym. Otóż obaj redaktorzy, moi koledzy, wykonali rzecz z punktu widzenia dziennikarskiego wspaniałą, która powinna ich kwalifikować do najwyższych branżowych wyróżnień i nagród. Pokazali oto w całej okazałości brudną, krzywą twarz polskiej polityki, czyli dokładnie to, o czym Polacy mówią od dawna, bo to podejrzewają. Jednocześnie stała się rzecz zdumiewająca. Oni dziś stali się ludźmi, którzy nie zajmują się niczym innym poza tłumaczeniem się ze swoich działań i intencji. Politycy, których ugodzili w sam splot słoneczny, zarzucają im dziś wszelkie możliwe grzechy, bełkocą nawet na temat agenturalnych powiązań dziennikarzy. To jest najbardziej niegodziwe, że bruka się tych ludzi w oczach opinii publicznej, podczas gdy z ewidentnego zbrukania powinni się tłumaczyć liderzy partii, której ów program narobił najwięcej szkód. Dramat polega na tym, że najwięcej kłopotów mają dziś ci, którzy pokazali, jak wyglądają kulisy polityki, natomiast siłą napędową organizowanej agresji wobec nich są osoby, które powinny mieć dziś czerwone uszy ze wstydu.

- Kiedy o bezprecedensowym ataku na media ze strony obozu rządzącego mówi człowiek, który jest codziennym gościem w niemal każdym polskim domu, brzmi to szczególnie niepokojąco...
- Nie biję na alarm, nie wzywam do powstania w obronie wolności wypowiedzi, ale - powtarzam - wiele rzeczy i wypowiedzi publicznych mnie niepokoi. Nie ma dziś w Polsce polityków, którzy nastają na tę wolność wprost, grożą jej ograniczeniem. Demokracja jest już na tyle zakorzeniona w naszym społeczeństwie, że nikt normalny nie odważy się stanąć przed murem mikrofonów i kamer i powiedzieć: trzeba ograniczyć to gadulstwo, dzięki któremu każdy może mówić, co mu się podoba! Taki polityk byłby skończony i nie miałby czego szukać w życiu publicznym. Mamy jednak przykłady, realne wypowiedzi, które straszą. Jeśli ktoś słuchał tego, co mówione było podczas niedawnego wiecu w Warszawie przez polityków PiS, ma podstawy, by czuć się zaniepokojonym. Przecież tam wzniecane było skandowanie: powiedzcie im, że kłamią! To była czytelna aluzja: ONI - dziennikarze łżą, IM nie należy wierzyć, ONI należą do układu, z którym my chcemy walczyć i go w jakiś sposób pokonać.

- Może my, dziennikarze, jesteśmy zbyt wrażliwi? Chętnie godzimy się na rolę czwartej władzy, lecz gdy nas ktoś gani, przesadnie ostro się przed tą krytyką bronimy?
- Na pewno istnieje coś takiego jak skłonność do odruchu korporacyjnej obrony. Jednak nie sądzę, by to wystarczyło do opisu sytuacji, jaka w tej chwili u nas istnieje. Od początku III RP nie pamiętam tak zmasowanego ataku na media, jak to ma miejsce obecnie. Obóz rządzący stara się wykorzystać każdą szansę, każdy argument, byleby tylko skłonić dziennikarzy do zaprzestania jakichkolwiek negatywnych recenzji jego działania.
- Pan osobiście też doświadcza tych nacisków?
- Nie chcę mówić o sobie, ale czy pan nie dostrzega skutków wywrócenia do góry nogami składu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? PiS wyraźnie dąży do przejęcia kontroli nad tym organem. A przecież to jest gremium, które ma bardzo duży wpływ na to, w jaki sposób poszczególne anteny przedstawiają rzeczywistość. Oczywiście nie wprost, ale w formie zaleceń, poleceń czy rekomendacji. Rola KRRiTV jest bardzo duża i zachęcałbym do pilnej obserwacji jej prac.

- Redaktor Majcherek z "Rzeczpospolitej" mówił podczas opolskiej konferencji na temat "Wojny w mediach", że jest to tytuł przesadny, bowiem nie ma żadnej wojny, a tylko partie ścierają się w wojnie na idee, poglądy, natomiast media jedynie to opisują...
- Zgadzam się z tym poglądem o tyle, że rzeczywiście media w Polsce nie wywołują w tej chwili żadnych wojen, natomiast tkwiąc w rzeczywistości, faktycznie muszą relacjonować to, co dzieje się na scenie publicznej. A jeśli tam trwa wojna, media stają się nawet niechcący uczestnikiem tej batalii. Jednak przypisywanie dziennikarzom, przynajmniej ich zdecydowanej większości, chęci brania udziału w czynnej bitwie jest w moim przekonaniu niesprawiedliwe. To jest trochę tak jak z fotoreporterami: oni czasem muszą fotografować wojnę, natomiast sami nie strzelają. To, że są na miejscu zdarzeń, wcale nie oznacza, że w nich uczestniczą.

- Dziennikarze nie znoszą krytyki?
- Nikt jej nie lubi. Ale chciałbym, by odróżniano dwie rzeczy: dziennikarze nie są poza krytyką. Jednak żarty się kończą wtedy, gdy krytyka dziennikarzy przyjmuje charakter woli kontrolowania tego, co piszą, czy mówią. Bo wtedy mamy do czynienia z próbą zaprowadzenia cenzury. Otóż boję się, czy aby teraz nie stoimy przed takim właśnie ryzykiem.

- Jeśli określi się nas mianem łże-elit...?
- ...to wtedy pozostanie nam tylko odwoływać się do Jeffersona, który stwierdził, że wolałby żyć w kraju, gdzie nie ma rządu, jest za to wolna prasa. Przypomnę, że był to prezydent USA.

- Oczekuje pan, że znikną w przekazach telewizyjnych "misje", a ich rolę zajmie naga komercja?
- Tak.

- Redaktor Jacek Żakowski napisał jakiś czas temu, że skoro nie potrafimy zdefiniować, na czym polega misyjność na przykład telewizji publicznej, to może dajmy sobie spokój z tym szukaniem Świętego Graala i powiedzmy otwarcie: na rynku powinny pozostać tylko stacje komercyjne, które potrafią trafnie przewidzieć, co przyciągnie uwagę ludzi?
- Niechętnie wypowiadam się o roli misji w telewizji publicznej, ponieważ w niej do niedawna pracowałem. Ale patrząc na rzecz tylko teoretycznie, mogę powiedzieć, że problem polega na wyważeniu jakości i kalibru nadawanych programów w ściśle określonych porach. Dla zwolenników przewagi misyjności w telewizji publicznej ważne jest na przykład to, czy po głównym wydaniu telewizja nada, załóżmy, debatę o stanie kultury, która zaciekawi i przyciągnie przed ekrany jakąś jednak niewielką część widowni, czy drugorzędny film w rodzaju Rambo, który ściągnie przed ekrany tłumy. Pojęcie misji staje się w tym przypadku problemem wyboru: czy mamy ignorować to, co rzeczywiście dyktują nam warunki rynkowe, czy mamy poddać się ich dyktatowi. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy można znaleźć tu jakiś złoty środek. Sądzę, że uroda misyjności, jeśli istnieje, polega na jej ciągłym poszukiwaniu.

- W USA nie ma liczących się stacji, które przejmowałyby się problemem misji publicznej. Nie ma nawet ministerstwa kultury, a mimo to Hollywood produkuje i knoty, i dzieła wybitne.
- Nie jestem znawcą rynku amerykańskiego, więc nie chcę się na ten temat szerzej wypowiadać. Ale przyznam, że jestem pod wrażeniem tego, że akurat na tym rynku mogą swobodnie działać liczne stacje radiowe i telewizyjne, które swój zasięg ograniczają do bardzo lokalnych społeczności i doskonale dają sobie radę. To na przykład radia miejskie, w naszych warunkach gminne, a jednak potrafią zdobyć sobie - brzydko mówiąc - oglądalność i słuchalność zapewniające im możliwość przeżycia. Kto wie, czy to nie przyszłość mediów?

- Dlaczego mówił pan studentom dziennikarstwa Uniwersytetu Opolskiego, że zawód dziennikarza to jak stąpanie po polu minowym, choć na jego końcu zawsze jest satysfakcja?
- Bo jestem o tym przekonany i tak jest naprawdę. Codziennie rano, gdy wstaję o czwartej, patrzę w lustro bez niechęci, potem biorę udział w kolejnych zebraniach, w końcu, póki co, wieczorem mam świadomość, że dobrze wykonałem swoją robotę, a trochę ludzi odniosło z tego korzyść. Potwornie państwowotwórczo to zabrzmiało?

- Potwornie. Gdy widzi pan swoją twarz na okładce "Neewsweeka" w gronie dziennikarzy pod tytułem "Grupa trzymająca władzę", to czuje pan połechtanie zwykłej miłości własnej?
- Nie. Zmartwił mnie podtytuł. Tam napisano: czy jeszcze dziennikarze, czy już politycy? Zapewniam, że między mną a polityką jest mur chiński. Nigdy go nie przekroczę ani w jedną, ani w drugą stronę.

- Nie czuje się pan kreatorem władzy? Kiedyś redaktor Monika Olejnik zapowiedziała, że nigdy nie zaprosi do studia Andrzeja Leppera. Przyznam, że pomyślałem: oto ta pani właśnie uległa ciągocie, by kreować politykę. Bo w końcu ten, kto nie występuje w telewizji, nie ma szans zaistnienia w życiu publicznym.
- Nie naciągnie mnie pan na rozmowę o decyzjach koleżanki Moniki.

- Dziękuję za rozmowę.

Kamil Durczok uczestniczył w Opolu w konferencji "Wojna w mediach" zorganizowanej przez Instytut Politologii UO. Wywiad jest nieautoryzowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska