Wołowina non grata

Michał Lewandowski
Mimo że w Czechach zanotowano już pierwszy przypadek BSE, wczoraj w graniczących z Głuchołazami Mikulowicach wołowymi stekami zajadali się i Czesi, i Polacy.

W rejonie Jesenika żadnej paniki nie ma - zapewniał nas właściciel restauracji "Pohoda", Petr Jurnik. - Zresztą hodowane u nas bydło żywi się wyłącznie sianem i trawą. Nikt nie stosuje tutaj mączek kostnych, bo są po prostu za drogie.
W "Pohodzie" 70 procent klientów stanowią Polacy. Przyciąga ich tam znakomita kuchnia i bardzo umiarkowane ceny, często o połowę niższe niż w kraju.
- Befsztyki i steki sprzedajemy cały czas - twierdzi Petr Jurnik. - Polacy chyba nie boją się choroby wściekłych krów albo nie wiedzą, że był u nas już jeden przypadek. Zresztą więcej od smakoszy wołowiny ryzykują palacze papierosów i kierowcy samochodów.

Wyniki badań brytyjskich naukowców z Imperial College z Londynu, według internetowego portalu onet.pl, wykazują jednak, że efekty epidemii mogą mieć o wiele większe skutki w przyszłości niż dotychczas sądzono. Odkryli oni, że osoby, które do tej pory zachorowały na gąbczaste zwyrodnienie mózgu miały bowiem mniejszą genetyczną odporność na tę chorobę.
- Pełne skutki epidemii będzie można poznać, gdy zaczną chorować osoby z dłuższym okresem inkubacji - stwierdził mikrobiolog Stephen Dealler. - Liczba chorych będzie stale wzrastać, a zwłaszcza od 2010 roku, od kiedy to liczba osób z gąbczastym zwyrodnieniem mózgu może rocznie podwajać, a nawet potrajać się.
Według szacunków Deallera sprzed 8 lat, choroba Creutzfeldta - Jakoba miałaby dotknąć 5 milionów osób.

O ujawnieniu pierwszego w Czechach przypadku choroby szalonych krów (BSE) czeskie ministerstwo rolnictwa poinformowało w minioną środę. Przeprowadzone przez laboratorium Państwowego Urzędu Weterynaryjnego w Jihlavie badanie próbek z krowy pochodzącej z hodowli w Duszejovie niedaleko Jihlavy (na Wyżynie Czesko-Morawskiej) na obecność BSE było pozytywne. Diagnozę tę potwierdziły testy wykonane w innych laboratoriach, między innymi w niemieckim Tübingen.
Z wstępnych ustaleń wynika, że licząca 5 lat i 8 miesięcy krowa z hodowli w Duszejovie, jako cielę karmiona była mleczną mieszanką odżywczą sprowadzaną z państw Unii Europejskiej.
Mimo że czeskie władze oficjalnie nie wprowadziły jeszcze żadnych działań ochronnych, kombinat mięsny "Kostelecke Uzeniny", w którego rzeźniach ujawniono chorą krowę, zdecydował się na spalenie na stosie 7 ton odpadów z rzeźni. Zdjęcia sterty płonącego mięsa poprzekładanego drewnem, starymi oponami i słomą zamieściły na pierwszych stronach wszystkie sobotnie czeskie dzienniki.
Na początku kwietnia UE zaliczyła Czechy do grona krajów zagrożonych chorobą szalonych krów, gdyż importują mięso z krajów Unii, w których zanotowano przypadki choroby.

- Główny Lekarz Weterynarii wydał w piątek o godzinie 16.00 zarządzenie o zakazie przywozu z Republiki Czeskiej bydła, mięsa wołowego, podrobów i jelit wołowych oraz przetworów z mięsa wołowego - informuje kierownik posterunku celnego w Głuchołazach, Izabela Cernocka. - Celnicy prowadzą wzmożoną kontrolę, jednak mięso i jego przetwory nie są towarem, który Polacy przywoziliby z Czech. Dominują raczej tytoń i alkohol.
Głuchołascy celnicy od piątku nie cofnęli z przejścia ani jednej osoby z wołowiną lub jej przetworami.

Spożycie wołowiny w Czechach gwałtownie spadło w październiku ubiegłego roku, po pierwszych doniesieniach o epidemii BSE w Wielkiej Brytanii. Później jednak stopniowo rosło. Po pierwszych prasowych doniesieniach o "wściekłej krowie" w Duszejovie, pod koniec ubiegłego tygodnia, sprzedaż wołowiny ponownie spadła.
W poniedziałek w Mikulowicach również nikt nie kupował wołowiny ani żadnego innego mięsa. Trudno powiedzieć, czy przyczyną była obawa przed BSE, bowiem w ten dzień sklepy mięsne są zwyczajowo zamknięte. Jednak rozpytywani przez nas Czesi twierdzili co prawda, że miejscowe bydło chowane jest ekologicznie i choroba wściekłych krów raczej mu nie grozi, ale przyznawali, że przy zakupach preferować będą raczej wieprzowinę...

Panice na rynku mięsnym starają się zapobiegać czescy politycy. Przedstawiciele ministerstwa rolnictwa uspokajają na łamach prasy, że zagrożenie dla ludzi jest minimalne, a premier Milosz Zeman, który obecnie przebywa w Bośni wśród żołnierzy czeskiego kontyngentu, demonstracyjnie zjadł rosół wołowy i wołową polędwicę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska