Wozy strażackie z niemieckiego demobilu

fot. Tomasz Dragan
Strażacy z Bukowia cieszą się swoim 33-letnim magirusem, który choć stary wiekiem, jest młody przebiegiem. Na zdjęciu: Mirosław Wojciechowski i Daniel Simlat.
Strażacy z Bukowia cieszą się swoim 33-letnim magirusem, który choć stary wiekiem, jest młody przebiegiem. Na zdjęciu: Mirosław Wojciechowski i Daniel Simlat. fot. Tomasz Dragan
Jeśli auto ma już 30 lat, dla niemieckich strażaków jest zwykłym gratem, a u nas gna do pożaru, aż huczy.

Prujemy asfaltówką przez Bukowie. Silnik chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Owszem, może jest głośno. Ale za to miarowo i bez duszności. Pod maską skacze 170 koni. Po chwili wpadamy na klepisko. Droga na słowo honoru. Same dziury. Magirus jakby trochę zassał się szybkością. Zwolnił na zakręcie. Uśmiechamy się delikatnie pod nosem. Bywa! Przecież w końcu auto trzydziestkę ma już dawno za sobą. Zacznie mu pewnie zaraz rdza odpadać.

Kierowca - strażak ochotnik Daniel Simlat - widzi kątem oka nasze uśmieszki. - Spokojnie. To nie jest żuczek ani star - rzuca spojrzenie na tył kabiny. - Pojedzie nawet po poligonie...

Jednym ruchem ręki gasi nasz rozpromieniony wyraz twarzy. Dźwignia zmiany napędu idzie lekko. Włącza napęd na cztery koła. Potem Daniel majstruje przy skrzyni biegów. A jakże, terenowej. Magirus jakby wpasował się w wyboje. Auto wyrównuje pracę silnika. Mkniemy po klepisku jak po niemieckiej autostradzie. Nagle gwałtownie stajemy. Daniel wyskakuje z kabiny i każe nam szukać rdzy na karoserii. Poza drobnymi plamkami, które zatarli farbą jeszcze Niemcy, nie ma śladu korozji. I wszystko za zaledwie 45 tysiączków złotych. Okazja jakich mało! Pomogła gmina Wilków i auto trafiło z Kulm na Opolszczyznę.
- Jest dumą OSP Bukowie. Stary wiekiem, młody przebiegiem. Prawdziwe cacko. Prawie jak z fabryki - dodają inni bukowscy strażacy: Mirosław Wojciechowski i Mateusz Markowski. - Zazdroszczą go nam okoliczne jednostki.

20-letnie, czyli nówka
Takie wozy to efekt turystyki pożarniczej, czyli wyjazdów po tanie auta z demobilu. Za naszą zachodnią granicą jest prawdziwe zagłębie takich maszyn pożarowych. Ogłoszeń jest mnóstwo. W internecie polskim i niemieckim, w gazetach. Znajdzie się kilkadziesiąt aut, które można wciąć nawet od ręki. Pięć, sześć lat temu dobrą maszynę można było wyrwać już za 25 tys. zł. Nie tylko magirusa, ale też mercedesa albo jakieś inne cacko w dobrym roczniku. Mniej więcej 20-30-letnie. Czyli prawie nówkę, bo u Niemców jeździ się nimi co najwyżej do przebiegu dziesięciu tysięcy kilometrów. U nas, przy dobrej aktywności podpalaczy łąk i lasów, tyle można trzasnąć już w ciągu pierwszych pięciu sezonów.

- Jak chcesz, możemy ci sprowadzić każde auto pożarnicze - mówi Jarek, właściciel dużego autokomisu pod Poznaniem. Jego firma "ma udział" w kilkuset tysiącach sprowadzonych do naszego kraju golfach, passatach, fordach i innych cudeńkach jeżdżących po niemieckich drogach. Od kilku lat zajmują się też profesjonalnie sprowadzaniem aut pożarniczych. - Można je ściągnąć z Niemiec albo nawet z Austrii. Ten ostatni kraj jest nawet nieco tańszy, bo Niemcy zwęszyli interes. A co myślisz? Oni nie są idiotami. Jak nasi szturmem zaczynają kupować od nich auta z demobilu pożarniczego, to każdy głupi za takim popytem podniósłby ceny. Przecież auta ciągnie od nich cała polska OSP. Opolszczyzna to pionierzy, bo u was jest mniejszość. Ale wiadomości o dobrych interesach szybko się rozchodzą. Każdy woli eleganckiego magirusa od starego żuka.

Ligota Książęca to jedna z większych miejscowości w gminie Namysłów. Tamtejsi strażacy jako jedni z pierwszych na Opolszczyźnie w 2003 roku zdecydowali się ściągnąć wóz z Niemiec. Trafił się akurat 16-letni mercedes z przebiegiem 4 tys. kilometrów. Trzeba było się szybko decydować. Kasę wyłożyło ligockie kółko rolnicze.
- Inaczej zamiast pożarów gasilibyśmy chyba pragnienie piwem - ironizują pożarnicy. - Bo niby czym mielibyśmy jeździć do akcji? Nasze poprzednie auto rozleciałoby się ze starości.
Pięć aut za jedno
- Teraz jest znacznie łatwiej sprowadzić auto pożarnicze - mówi Zbigniew Litwin, szef ligockich strażaków. - Wystarczą kwity przewozowe, opłaty na granicy, a potem przegląd i rejestracja po naszej stronie. Kiedy 5 lat temu sprowadzaliśmy naszego mercedesa, sami musieliśmy po niego pojechać do Niemiec. Handlarze samochodowi nie wiedzieli jeszcze, że na tym można zarabiać.
Burmistrz Namysłowa zaskoczony zaradnością ligockich pożarników wpadł na pomysł, by co roku kupować po jednym aucie strażackim dla innych jednostek. W gminie jest ich 9. Ale w pierwszej kolejności maszyny dostają wyróżniające się jednostki. W nagrodę.

- Rachunek jest prosty. Za jedno polskie pożarnicze auto używane można kupić nawet pięć niemieckich. W ciągu ostatnich lat wymieniliśmy już trzy auta. Za jakiś czas będziemy mieli praktycznie cały nowy tabor zagraniczny - chwali się Krzysztof Kuchczyński.
A to się opłaca, bo każdy niemiecki magirus z demobilu ma kabinę bojową na 7 ludzi, kierowcę i pomocnika. Silnik żyletkę, chłodzony powietrzem. Do tego szybkie natarcie (duża efektywność gaszenia przy małej ilości wody), zbiornik na 800 litrów wody z możliwością przerobienia do 2 tys. litrów bez naruszenia konstrukcji auta. Na dodatek Niemcy pozbywają się aut razem z wyposażeniem, który przydaje się w remizie.

- Czasem można złapać auto z prądownicami, wężami i innym sprzętem - podkreśla Daniel Simlat. - Jeśli za auto dajesz 30 tysięcy, to możesz nim przywieźć dodatkowy sprzęt za kolejne 20 tys. zł.
Jeśli nie chce się dać zarobić handlarzom, to po wóz trzeba jechać samemu. Lepiej wziąć jednak ze sobą coś na uspokojenie, bo wejście do remizy niemieckiej może okazać się szokiem jak wizyta za komuny w Peweksie.
- Jak kupowaliśmy naszego magirusa, to im właśnie przywieźli nowego manna za... 230 tysięcy euro! Auto wyposażone od długopisu po butle tlenowe. Szok!

Dopłata tylko do polskich
System ochotniczej ochrony pożarowej jest wspomagany przez państwo. Jednak, jak mówi Wiktor Urbański z opolskiego zarządu ochotniczych straży pożarnych, nie ma prawnych możliwości dofinansowania sprowadzanych aut pożarniczych z zagranicy. Można dostać pomoc na przerobienie i remont auta z polskiego demobilu. W Bukowiu gmina Wilków poza kupieniem magirusa dała pieniądze na "zabiegi kosmetyczne" dla zdemobilowanego jelcza. Kosztowało to ponad 130 tys. zł.

- Niestety, mamy stary tabor bojowy - nie ukrywa Urbański - dlatego nie mamy nic przeciwko temu, że ludzie w terenie sprowadzają auta z zagranicy. A strażakom nie sposób odmówić inicjatywy. Często składają na te auta latami. Szukają sponsorów.
A potem to już tylko gaz do dechy i do pożaru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska