Wpływowi OPOLANIE 2002

Zebrał Krzysztof ZYZIK
Wpływowy człowiek - mawiamy o kimś, kto ma wielkie kompetencje, ugruntowaną pozycję, szerokie znajomości. Pojęcie jest tak szerokie, jak wachlarz postaw, charakterów i profesji, które reprezentują wybrane przez nas postacie

Dziś prezentujemy państwu pierwszą dziesiątkę wpływowych Opolan - swoistą ligę wojewódzką. Pomieściliśmy w niej polityków (którzy decydują o tempie i kierunku rozwoju regionu), arcybiskupa (który pogodził Ślązaków z repatriantami), rektora uniwersytetu (który z pasją buduje opolski akropol), poety (jedynego, którego czytają w całej Polsce), biznesmena (który z najniższego stanowiska w swojej firmie przeszedł drogę do prezesa zarządu i menedżera
o europejskiej renomie). Za tydzień zapraszamy do lektury ligi powiatowej.Abp Alfons Nossol
Patron słynnego opolskiego cudu, choć nasi politycy (z mniejszości i większości) robią ostatnio wiele, żeby ten cud był mniej cudowny. Arcybiskup, Ślązak z urodzenia, zrobił wiele, by ludzie przybyli tu po 1945 roku też mówili o sobie - Ślązacy. Na początku lat 90. gawiedź pisała na murach: "Nossol do Berlina". Jeden z opolskich księży dopisał wtedy "po sprzęt medyczny", co było zgodne z prawdą, bowiem opolski ordynariusz zwoził wtedy z Niemiec do opolskich szpitali przykładowo tomografy komputerowe - na owe czasy sprzęt egzotyczny.
Największą pasją arcybiskupa jest jednak nauka. Nossol uwziął się, by wyganiać śląskich synków na uniwersytety. Żeby "chopcy" nie wydawali za dużo na autobus wymyślił, że uniwersytet będzie w Opolu. Nie ubyło mu nic z purpurowego majestatu, kiedy klamkował w tej sprawie np. u ówczesnego marszałka Sejmu Józefa Oleksego. Alfons Nossol uruchomił pierwszy w powojennej Polsce wydział teologiczny na świeckim uniwersytecie, wcześniej wychował całe zastępy naukowców w sutannach. Szeptano na mieście, że wraz z podniesieniem biskupa Nossola do rangi arcybiskupa, chciano mu zafundować jakąś odległą, bardziej prestiżową archidiecezję. Ordynariusz opolski jednak nie wyobraża sobie życia bez swojskich klusek śląskich, rolady i modrej kapusty.

Stanisław Sławomir Nicieja
Pozycję naukową zapewnił sobie monumentalną monografią o cmentarzu Łyczakowskim. Nicieja zdzierał tam buty, kiedy było to jeszcze porośnięte chaszczami śmietnisko. Od tamtego czasu profesor zrealizował sześć filmów dokumentalnych o tej nekropolii, napisał kolejne popularyzatorskie tomy. Nicieja wyrobił sobie świetne kontakty na Wschodzie i Zachodzie. Potrafi w sobotę popijać koniaczek z prezydentem Kaczorowskim w Londynie, by klina strzelić już na drugi dzień z lwowskimi intelektualistami.
Od 1996 roku profesor pełni godność rektora Uniwersytetu Opolskiego. Nie ma w Opolu drugiego człowieka, który tak bardzo wpływałby na kształt miasta. Nicieja realizuje swoją życiową wizję - przekształcenia Opola w miasto studenckie, a okolic placu Kopernika w opolski akropol. Jest w mieście kilka osób, które patrzą mu na ręce i czekają, kiedy się wyłoży. Póki co nie bardzo jest jednak czego się czepić. Kiedy wiele inwestycji miejskich okazuje się fuszerkami (Dobre Domy, Akwarium), profesor-humanista robi karkołomny remont zapuszczonego szpitala i stawia piękne Collegium Maius. Ledwo skończył, już pochłania wzrokiem sąsiednie zabytkowe budynki, które chce przekształcać w kolejne uniwersyteckie wydziały.
Nicieja odbywa teraz wymuszoną pauzę w rektorowaniu, więc by nie umrzeć z nudów poszedł w senatory (co to dla niego!). Przy tej okazji wydeptuje ministerialne dywaniki w poszukiwaniu funduszy na realizację swych kolejnych budowlanych wizji. Jeśli kiedykolwiek Opole będzie nazywane opolskim Heidelbergiem, to będzie to robota profesora od lwowskiego cmentarza.

Dorota Simonides
Żelazna dama opolskiej polityki - od pięciu kadencji senator ziemi opolskiej. Jako europejskiej renomy naukowiec odbyła na Zachodzie setki spotkań z wpływowymi ludźmi, przekonując ich do Polski, Polaków, do Opolszczyzny. Od 10 lat pani senator jest wiceprezydentem Komitetu Praw Człowieka i Mniejszości Narodowych przy OBWE. Pomaga Polakom rozsianym po świecie, ale odwiedza też Kurdów, Czeczenów...
Do polityki stara się przenieść wartości, jakie wyniosła z rodzinnego, śląskiego domu w podkatowickim Nikiszowcu. Próbę charakteru przeszła 20 lat temu, kiedy - jako posłanka Stronnictwa Demokratycznego - zagłosowała przeciwko delegalizacji "Solidarności" (za co wyrzucono ją z klubu). W latach 90. mocno pracowała na rzecz zbliżenia polsko-niemieckiego. Wielu polityków mniejszości prywatnie nie sympatyzuje z nią, bo odbiera im głosy rodowitych mieszkańców Opolszczyzny. Jednak jeśli chcą jej dopiec, rzadko atakują z nazwiska, częściej słychać krytykę poczynań "niektórych naukowców". Simonides wierzy ludziom, jest ufna, dlatego wielu stara się wykorzystywać jej zaufanie do załatwiania swoich prywatnych celów.
Dorota Simonides miała w życiu co najmniej dwa przełomowe momenty, z których wyszła wzmocniona. Pierwszym była poważna choroba - złośliwy nowotwór mózgu. Ten koszmar przeszła w latach 60., miała wtedy małe dzieci. Po tym doświadczeniu nic już nie mogło jej załamać, nawet powódź, która pięć lat temu zniszczyła cały jej księgozbiór, zabrała tysiące zdjęć, rodzinnych pamiątek.

Jerzy Szteliga
Do spółki z posłem Krollem tworzą ostatnio politbiuro województwa opolskiego. Koalicja utrzyma się prawdopodobnie po jesiennych wyborach (z wariantem marszałka z SLD). Szteliga będzie miał w ręku wszystkie atuty (pełna władza w województwie, pełne przełożenie na Warszawę). Tak wiele władzy było do tej pory tylko raz i na bardzo krótko - w 1989 roku, kiedy Szteliga został I sekretarzem PZPR w Opolu.
Baron, Car - takie przydomki zyskał szef opolskiej lewicy. Szteliga wojewódzkimi kadrami trzęsie od wielu lat. Ostatnio urosła mu konkurencja w postaci posłanki Jakubowskiej, którą przed pięciu laty zaprosił do Opola. Wpływowa koleżanka zablokowała mu kandydaturę Henryka Szendery na fotel wicewojewody. Szteliga załatwił jednak Szenderze na osłodę kierowanie największym zakładem na Opolszczyźnie - Elektrownią Opole SA.
Nie zawsze szło mu z górki. Przetrzymał, kiedy gawiedź śpiewała pod jego domem na ul. Dwernickiego piosenki - delikatnie mówiąc - antylewicowe. Kiedy naród w wyborach w 1993 roku dał lekcję pokory "Solidarności", znów wrócił na szczyt.
Szteliga jest rzetelnym, pracowitym i - co nie jest dziś regułą - kompetentnym posłem. W zaciszu ważnych gabinetów, do których ma swobodny dostęp, potrafi wiele załatwić (uniwersytet, politechnika, obwodnica). Pewnie za sprawą żony Kerstin ma szczególną słabość do mniejszości niemieckiej, co potwierdził całą swoją pracą poselską i zawiązaniem koalicji z Niemcami. Pełną odpowiedzialność za ten projekt polityczny wziął na siebie, dlatego też musi mu się udać.

Henryk Kroll
Król opolskich Niemców. Od wielu lat twardo dzierży ster mniejszości, choć złośliwi twierdzą, że niedługo zostaną mu do kierowania tylko najbliżsi "dworzanie". Kroll jest jednym z najważniejszych kadrowców w województwie. Z jego poręczenia dziesiątki młodych ludzi doświadcza błyskawicznych awansów w samorządzie, rozmaitych fundacjach. To Kroll zrobił wicemarszałkiem, a potem marszałkiem województwa Ryszarda Gallę, nieznanego wcześniej szerokiej opinii publicznej dyrektora komunalki z Komprachcic. Władza Krolla działa też w drugą stronę. Trzy i pół roku temu bardzo nie chciał, by Ryszard Zembaczyński został marszałkiem województwa. No i nie został.
Na plus Krolla trzeba zapisać, że jest politykiem przewidywalnym i umiarkowanym, co w szeregach mniejszości nie jest regułą. Na narodowy radykalizm nie pozwoliłaby mu zresztą żona Grażyna - Polka spod Częstochowy. Od polskich polityków, których podgląda od dziesięciu lat w Warszawie, Kroll nauczył się perfekcyjnego prowadzenia zakulisowych gier politycznych. Wykorzystuje te umiejętności, by panować nad własnymi, mocno skłóconymi kadrami.
Kroll został politykiem dzięki ojcu, który założył mniejszość i cieszył się wśród Ślązaków olbrzymią estymą. Przejmując ster w mniejszości, "młody Kroll" przeszedł pośpieszny kurs nauki niemieckiego - dziś "szprecha" płynnie. Z upływem lat nabiera majestatu, nawet mówi zdecydowanie wolniej niż kiedyś. Wszystko wskazuje na to, że doczeka poselskiej emerytury. Dzięki długiej obecności na polskiej scenie politycznej zna świetnie czołowe postacie życia politycznego. Prezydent Kwaśniewski, gdy mijają się na sejmowym korytarzu, mówi do niego: cześć Heniek...

Andrzej Balcerek
Najzdolniejszy i najbardziej wpływowy opolski biznesmen. Rano odbywa naradę w Choruli, potem kierowca wiezie go na lotnisko we Wrocławiu, skąd leci na posiedzenie zarządu do Frankfurtu. Stamtąd, po kolacji biznesowej, wylatuje do Kijowa, by nadzorować ukraińskie inwestycje firmy. Aby nie zwariować, stara się robić sobie wolne weekendy. Wtedy to sam siada za kierownicą (na co dzień jest wożony) i jedzie z żoną do kościoła. Jak na nowoczesnego biznesmena przystało, uprawia sporty ekstremalne, na wakacjach nurkuje głębinowo...
W Górażdżach przeszedł wszystkie szczeble kariery - od referenta technicznego do prezesa zarządu, którym został w 1991 roku. Wpadł w oko nowym właścicielom firmy, którzy dwa lata temu powołali go do zarządu regionu Europy Środkowo-Wschodniej w koncernie Heidelberg Cement. Balcerek wpływa na życie społeczno-polityczne regionu. Nie ma tu miejsca na wymienianie nazw licznych stowarzyszeń, którymi kieruje, albo przynajmniej zasiada. Nagrody też trudno zliczyć. Dość powiedzieć, że taki menedżer jak Balcerek przydałby się u steru województwa, by opolska gospodarka zaczęła się w końcu normalnie rozwijać. Ale to niemożliwe. Balcerek, wchodząc na urząd, musiałby sobie dobrać ludzi na zasadzie kompetencji. Zbyt wielu urzędników z politycznego klucza nie przeżyłoby tej "restrukturyzacji".

Ryszard Zembaczyński
Przez dziewięć lat - jako wojewoda - był numerem jeden na Opolszczyźnie. Od lat najpopularniejszy, najbardziej lubiany polityk w regionie. Gdyby marszałka lub wojewodę wybierano w bezpośrednich wyborach, Zembaczyński pełniłby każdą z tych funkcji. Ostatnio przymierza się do fotela prezydenta Opola, ale z Zembaczyńskim ostatnio jak z Geremkiem - jak idzie po schodach, to nie wiadomo czy wchodzi, czy schodzi. Życzliwsi mówią - za uczciwy do polityki.
Od 1999 roku trapi go pech. Za obronę Opolszczyzny podpadł wicepremierowi Tomaszewskiemu, który ściągnął na ul. Piastowską wojewodę z dalekich Bieszczad. Pech tym większy, że pięć minut później poległ sam Tomaszewski. Była wiosna 1999 roku i Ryszard Zembaczyński zarejestrował się ostentacyjnie w urzędzie pracy jako bezrobotny. Koledzy z AWS chcieli mu dać na osłodę szefa Elektrowni Opole SA, ale Zembaczyński nie wziął, bo "zbyt cenił dyrektora Pękalę". Był naturalnym kandydatem na marszałka województwa, ale przyblokował go Henryk Kroll (obaj panowie delikatnie mówiąc nie sympatyzują ze sobą). Zdecydował się na fotel dyrektora Banku Ochrony Środowiska, wydawał mu się, że tam spokojnie popracuje, ile będzie chciał. Mógł zostać posłem, ale "wybrał rodzinę". Po wyborach parlamentarnych kierownictwo banku odwołało go bez podawania przyczyny. Był w SD, potem w AWS, teraz w Platformie Obywatelskiej.
Zembaczyński powinien przestawić w domu łóżko, bo może śpi na żyle wodnej. Jest zbyt młody i zbyt dobry, żeby ulokować się gdzieś na bocznym torze. Jego wielki polityczny powrót jeszcze nadejdzie.

Leszek Pogan
W kraju burze, huragany, zmiany frontów, a Pogan od ośmiu lat żegluje pewnie ku coraz szerszym wodom. W przeciwieństwie do Zembaczyńskiego - omija wiry. Opozycja dwa razy próbowała go odwołać ze stanowiska prezydenta Opola, podawano go do prokuratury, między innymi za aferę w "Dobrych Domach". Lokalni koledzy partyjni już zastanawiali się, gdzie Pogana ulokować, miał m.in. dostać na otarcie łez fotel dyrektora ZUS. Na temat przyszłości Pogana snuł publiczne dywagacje nawet jego partyjny szef Jerzy Szteliga. Tymczasem prezydent Pogan, zaskakując wszystkich, wsiadł w auto, pojechał do premiera odebrać awans na wojewodę. Szteliga długo dochodził do siebie.
Leszek Pogan, ukończył historię na opolskiej WSP jako wzorowy student. Nie wyglądał jednak na lizusa. Do spółki z rektorem Nicieją obnosił się wtedy po uczelni z długimi włosami (nie mamy informacji, czy palili trawę i czy się zaciągali). Potem trafił do KW PZPR w Opolu, gdzie napisał m.in. paszkwil na Stanisława Jałowieckiego, ówczesnego dziennikarza radia Wolna Europa. Kiedy już jako wojewoda spotkał się marszałkiem Jałowieckim na ul. Piastowskiej, miał odwagę publicznie go przeprosić.
Kulisy jego nominacji na wojewodę do dziś owiane są tajemnicą. Mówi się, że jako długoletni prezydent Opola i wiceszef Związku Miast Polskich wyrobił sobie znajomości sięgające daleko poza Opole. Pogan w Opolu nie może już zajść wyżej. Została Warszawa i Bruksela.

Aleksandra Jakubowska
Spódnicy pani minister chwytają się dziś mniej i bardziej znani opolanie, którzy chcą dostać kopa w górę, załapać się na jakąś ciepłą posadkę z partyjnego rozdania. Wiedzą kogo się trzymać, bo Jakubowska jest wpływowa, konsekwentna i skuteczna. Mężne serce w kształtnej piersi - tak o opolskiej posłance mówi premier Leszek Miller. O mężnym sercu wiedzieliśmy już wcześniej. Co do drugiego elementu - po obejrzeniu zdjęć z niedawnego pokazu poselskiej mody wypada zgodzić się z panem premierem.
Jakubowska, jako prezenterka telewizyjna, zasłynęła demonstracyjnym opuszczeniem studia "Wiadomości", machając przed kamerą legendarną już torebką. Dziś, kiedy redaktor Kolenda z redaktorem Durczokiem wkurzyli się na szefostwo "Wiadomości", poszli posłusznie do kadrowej, wypisali kartę urlopową, wyjechali na narty i terminowo wrócili do roboty w odprasowanych koszulach.
Dziennikarka Jakubowska w latach 90. przeszła na drugą stronę - została rzecznikiem lewicowego rządu. W 1997 roku Jerzy Szteliga przyjął ją z otwartymi ramionami na listę wyborczą - miała być medialną lokomotywą opolskiej SLD. Po ostatnich wyborach (w których zdobyła więcej głosów niż Szteliga) wybiła się na niepodległość, choć publicznie powtarza, że "Jurek jest nadal niekwestionowanym szefem opolskiej lewicy". Bardzo wpływowa postać - jako minister zabiega w Warszawie o poparcie dla rozmaitych lokalnych inicjatyw. Konsekwentnie też buduje sobie w Opolu zaplecze, przyjeżdża do nas bardzo często i odwiedza największe dziury.

Jacek Podsiadło
Jest jedynym opolaninem czytanym i wielbionym w całej Polsce. Na Opolszczyźnie żyje jednak jak outsider. Nie bywa na balach, premierach, wernisażach. Podsiadło to bodaj jedyny opolski literat, który nie czapkuje u prezesów wielkich firm, nie służy kolejnym politykom i nie ma "na mieście" żadnych długów do spłacenia. Trzeba w tym miejscu napisać, że jest to również jedyny opolski literat, który jest czytany w całej Polsce, ostatnio również nagradzany.
Za sam fakt, że umieszczamy go w tym rankingu, mamy przechlapane. Podsiadło konsekwentnie unika bowiem zbliżania się do ludzi z tzw. opolskiej śmietanki. Kiedy wojewoda przyznał mu nagrodę artystyczną nie odebrał jej, bo (jak powiedział nam w wywiadzie): "staram się nie dawać okazji do wymieniania mnie jednym tchem ze skurwysynami i głupkami. Bo jeśli miałoby chodzić zaledwie o grafomanów, to mniejsza o to".
Podsiadło pracował niegdyś jako zapinacz hakowy w hucie, potem był stróżem na budowach. W Radiu Opole awansował z portiera na twórcę autorskiej audycji. Przez ten czas wydał jakieś pięćdziesiąt tysięcy tomików poezji. Ostatnio pisuje stałe felietony do "Tygodnika Powszechnego". Z lektury tychże wiemy, że najbardziej pochłania go objaśnianie synowi zawiłości tego świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska