Wraca moda na gry planszowe

fot. Jarosław Staśkiewicz
Pitchcar dorosłym przypomina podwórkowe wyścigi kapsli.
Pitchcar dorosłym przypomina podwórkowe wyścigi kapsli. Fot. Jarosław Staśkiewicz
Grają wszędzie. W pociągu, czekając na pizzę w restauracji, na rodzinnym spotkaniu u cioci, u znajomych na imprezce. Ostatnio miłośnicy gier planszowych spotkali się na turnieju w Brzegu.

Chińczyk, scrabble, monopoly, ewentualnie eurobiznes. Na tym kończy się znajomość gier planszowych przeciętnego Polaka. Może jeszcze magia i miecz z odległej przeszłości. Ale już osadnicy z Catanu, pędzące żółwie, robale albo gra o tron to tylko niewiele mówiące hasła. Descent czy dominion? Czarna magia.

- Nic dziwnego - mówi Artur Jedliński z Gdańska, który prowadzi w internecie portal gry-planszowe.pl - Młodzi ludzie usłyszeli kiedyś o magii i mieczu, a potem przez kolejne 10 lat planszówki w Polsce nie istniały. Może poza 28 edycjami monopoly - dodaje ze śmiechem. - Od trzech lat mamy powrót mody na te gry, ale to wciąż nisza na rynku.

Wchodząc w sobotni wieczór do brzeskiego ratusza, trudno było w to uwierzyć. Niewielkie miasto bez planszowych tradycji nagle zaczęło grać. Takich tłumów Duża Sala Stropowa nie widziała od czasów, kiedy pojawiali się tu z wizytami premierzy.

- Bałam się, że albo będzie pusto, albo tak tłoczno, że to nas przerośnie - przyznaje Beata Olszewska, która wspólnie z mężem Krzysztofem zorganizowała I Brzeski Festiwal Gier Planszowych.

Wyszło idealnie - choć momentami był tłok, to dla nikogo nie zabrakło ani miejsca, ani gier. Na długim stole (na co dzień siedzą przy nim szefowie rady miejskiej) organizatorzy ustawili setki pudełek z planszówkami, wybór był olbrzymi.

Gry lekkie i mózgożerne

W co grać

RPG - gry, w których zawodnicy wcielają się w postacie i podróżują po wymyślonych światach strategiczne - każdy z graczy ma swoją armię, którą musi pokonać jednego lub kilku rywali ekonomiczne - celem są oczywiście pieniądze (lub punkty), a kłania się znajomość zasad ekonomii, giełdy i procentów
zręcznościówki - takie jak pitchcar, czyli nowoczesna wersja znanych z podwórka kapsli, albo carrom
- indyjski bilard; zwykle towarzyszą konwentom planszówkowym, liczą się w nich zdolności manualne
karciane - gry planszowe bez planszy (nie mylić z grami, gdzie używa się zwykłej talii z 52 kartami); wygodne szczególnie w podróżach

Jest właśnie sobota po południu. Na sali każdy stolik tętni własnym życiem. Czterech młodych wrocławian zamienia się w samurajów. Zamiast mieczy mają karty, a w grę wciągnęli wiceburmistrza Brzegu. - Chodzi o to, żeby zdobywać władzę nad Japonią przez zdobywanie wpływów u szlachty bądź u chłopów - tłumaczy Krzysiek z Wrocławia.

Obok cała rodzina na wyścigi uderza w dzwonek i rozlegają się dźwięki jak na giełdowej sesji. To rzeczywiście giełda, tyle że na planszy handluje się rybami.

Z boku rozbawione towarzystwo chórem wypowiada tajemnicze zaklęcia. A pod oknem babcia z wnukami licytuje w najlepsze. Dzieciaki aż kładą się na stole, śledząc z wypiekami na twarzy toczącą się kostkę.

W sąsiedniej sali Bartek i Kubek z Wrocławia demonstrują nową wersję magii i miecza. Przy okazji wyjaśniają różnice między grami lekkimi i tzw. mózgożernymi.
- Te pierwsze nie wymagają wielkiego wysiłku, dużo zależy od losu. A w mózgożernych element losowy jest ograniczony do minimum - tu wszystko zależy od gracza - tłumaczy Bartek.

Brzeski festiwal przyciągnął do miasta zapaleńców z całej Polski: od Gdańska przez Poznań, Warszawę, Katowice po Kraków. W tym gronie nie zabrakło również Opolan.

- Gramy całą rodziną, a raz w tygodniu spotykamy się ze znajomymi - mówi Wojciech Bogucki z Opola. - A nasze dzieci już przedkładają te gry nad komputer - dodaje z dumą Edyta Bogucka.

Kiedy to mówią, ich dwaj chłopcy, Jaś i Karol, oblegają stoisko z grami, zafascynowani figurkami z "Gwiezdnych wojen".

- Synom trzeba poświęcać czas, a nie ma co ukrywać, że zabawa żołnierzykami nudzi się dorosłym bardzo szybko. Planszówki dają satysfakcję i nam, i dzieciom
- podkreślają Boguccy.

Stolik obok, Olo z Wrocławia i jego kolega Wojtek z Nowej Rudy grają właśnie ze swoimi 9-letnimi córkami w MaNiKi. Na pierwszy rzut oka - dziecinada z figurkami w kształcie świnek albo krówek.

- Gra dla dzieci, ale widzę, że bawicie się świetnie? - pytam, jak przystało na laika.
- Słuchaj, wbrew pozorom nie ma tu gier dla dzieci. Chodzi o to, żeby przestawiać trzy figurki, które faktycznie, ze względu na kształt, przypominają dziecięcą zabawę. Ale naprawdę wymaga to matematycznego umysłu, refleksu, spostrzegawczości, pamięci, słowem - inteligencji - przekonuje Wojtek.

- A najlepiej wypada wtedy, kiedy gra się w nią na towarzyskich imprezach - dodaje Olo. - Spotykają się ludzie, którzy nie wiedzą, co robić z prywatką, i wtedy takie MaNiKi jest idealne.

Niestety, w przypadku Wojtka towarzyskie spotkania w gronie planszowych zapaleńców to niełatwa sprawa.

- Nowa Ruda to niewielkie miasteczko i na pewno bym słyszał, gdyby grał tu ktoś jeszcze oprócz mojej rodziny - śmieje się. - Dlatego, jeśli chcę pograć, muszę jeździć np. do Wrocławia albo na festiwale: do Gliwic czy właśnie tu, do Brzegu.

Planszówki są jak zaraza

Gry planszowe to zabawa dla wielu pokoleń.
(fot. fot. Jarosław Staśkiewicz)

Tydzień po festiwalu Olszewscy wciąż odbierają gratulacje i pochwały. Ale Krzysiek przyznaje, że wcześniej wielu znajomych patrzyło na niego jak na wariata, kiedy opowiadał o grach planszowych.

- Dla niektórych ten festiwal to był prawdziwy szok. Myśleli, że to jakieś bzdury, ale kiedy tu przyszli, zdziwili się pozytywnie. I słyszę już głosy: zróbcie jakiś kurs, pokażcie, jak się w to gra.

Bo planszówki są jak zaraza. Wystarczy zobaczyć, dotknąć - i już cię mają. - Kiedyś w sklepie, ze cztery lata temu, zobaczyłem jakąś ciekawszą grę niż chińczyk. Kupiłem, zagrałem, kupiłem następne i następne - opowiada Krzysztof Olszewski. - Najpierw zachęciłem dorosłą córkę kuzyna, potem jej narzeczonego, po nich dołączyła żona, potem brat mojej żony, nasze dzieci...

Czasem do złapania bakcyla potrzebny jest jakiś sukces. Tak jak w przypadku Beaty Olszewskiej, która na początku nie była zachwycona tym, że mąż wydaje pieniądze na kolejne pudełka z grami.

- Ale podczas "Pionka", czyli konwentu w Gliwicach, zajęłam II miejsce w grach logicznych. I wsiąkłam - opowiada Beata.

Ostatni weekend spędzili u rodziny we Wrocławiu. Oczywiście grali. Przy dwóch stołach siedzieli wszyscy: od dzieci po 50-60-latków. - Po kolei graliśmy w blokusa, dominion, zoo, robale, żółwiki i uptown - wymieniają Olszewscy.

Z przyjaciółmi sięgnij po pudełka

Dzisiaj na świecie królują gry komputerowe, internet i telewizja. Co takiego jest w kawałku tektury, plastikowych pionkach i kostce z oczkami, że nie można się od nich oderwać?

- Trudno znaleźć inną taką rozrywkę, przy której można wypić piwo albo, w wersji rodzinnej, zjeść kotleta i pobawić się z najbliższymi - mówi Artur Jedliński. - I zawsze mamy do wyboru niezobowiązującą zabawę albo rywalizację, która angażuje umysł i wymaga trenowania szarych komórek. To lepsze niż siedzenie i gadanie o biedzie, kryzysie i o tym, jak źle się nam żyje.

- Możliwość spotkania się z ludźmi jest chyba najważniejsza - potwierdza Ryszard Chojnowski z Brzegu. - A do tego dochodzi chęć sprawdzenia się. Mam naprawdę satysfakcję, kiedy uda mi się wygrać ze znajomymi. Wiem, że są inteligentnymi ludźmi, a mimo to czasem to ja podbijam więcej planet niż oni, szybciej docieram do mety albo pokonuję ich w podziemnych labiryntach. To bardzo cieszy.

Ryszard, zwany w gronie planszowiczów Ryslawem, wsiąkł w gry jeszcze jako nastolatek. Ale i dziś, po wielu latach, nie wstydzi się swojego hobby. - To jest pasja, którą powinno się upowszechniać, i jestem z niej dumny!

W jego przypadku zaczęło się w latach osiemdziesiątych: od magazynu "Razem", gdzie o grach pisał Jacek Ciesielski, i od "Świata Młodych", w którym były rubryki o planszówkach.

- Gazety dodawały wtedy takie gry jak dreszcz czy fantasolo. A w szóstej klasie podstawówki dostałem eurobiznes - to było coś! - wspomina dziś Rysiek. - Później na wiele lat przerzuciłem się na RPG (gry fabularne, w których gracze wcielają się w fikcyjne postaci), ale kiedy doszły obowiązki związane z dorosłym życiem, nie było już czasu na całodniowe sesje. I na nowo zacząłem wciągać się w planszówki. Już mnie nie odpuściły i teraz co chwila dokupuję kolejne gry. Mam ich tyle, że część stoi jeszcze nie otworzonych.

Jedliński zwraca uwagę na jeszcze jedną zaletę planszowej pasji: - Kiedy spotykamy się z nowymi znajomymi albo z rodziną, którą słabo znamy, i brakuje wspólnych tematów, to gra bardzo ułatwia integrację.

Co ciekawe, wielu spośród fanów planszówek nie odżegnuje się od komputera.
- Każdy psycholog pewnie zacznie mówić o przewadze gier planszowych, ale ja jestem sceptyczny wobec takich sądów - mówi Wojtek. - Gry komputerowe są też okay. Jak chcę pobyć sam, siadam przed monitorem. Jak z przyjaciółmi, to wyciągam pudełka.

Typowym przykładem jest Ryslaw, który zawodowo zajmuje się grami komputerowymi. A w wolnych chwilach - wiadomo, planszówkami.

- Niestety, na spotkania ze znajomymi nie ma tyle czasu, ile bym chciał. Spotykamy się zwykle raz na dwa tygodnie, rzadko udaje się raz na tydzień. Ale na szczęście w domu mogę grać z żoną i synkiem, więc jakoś wytrzymuję.

W co grać?

Najlepszą grą wejściową, czyli taką, od której warto zacząć przygodę z planszówkami, są osadnicy z Catanu. Jeśli wśród nas są dzieci, warto sięgnąć po pędzące żółwie, którymi również wciągnąłem wiele osób. Kilka innych wartych polecenia tytułów:

Time is Money - szalona gra, w której jednocześnie rzucasz kośćmi, dodajesz i odliczasz sekundy w pamięci i pobierasz monety o odpowiednich nominałach. Dzika i szalenie stresująca, o czasie gry około 3 minut - warto spróbować!
Uptown - Bardzo fajny tytuł - niby lekka układanka, a jednak wciąga jak diabli i wzbudza emocje. Nie jest to mój typ gier, jednak zawsze chętnie zagram, jeżeli ktoś zaproponuje.
Once Upon A Time - najlepsza gra do pubu, bez dwóch zdań. Wszyscy gracze opowiadają w niej historię (bajkę), każdy jednak próbuje pociągnąć ją w swoim kierunku (ku swojemu zakończeniu i z użyciem swoich kart). W dobrym towarzystwie jest po prostu rewelacyjna, jeszcze nie widziałem, żeby zawiodła (chociaż potrafię to sobie wyobrazić w grupie sztywnych smutasów).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska