Wrak, ale z "odjazdem"

Bartosz Biesaga
Przed tygodniem we Wrocławiu odbył się "Oldtimerbazar" - jedna z trzech polskich giełd motocyklowych.

We wrocławskiej imprezie wzięło udział około 200 wystawców. Zwiedzający i klienci - zwykle nieogoleni i długowłosi "easy riders" - oraz wszelkiej maści entuzjaści dwóch kółek przybyli z różnych, nawet bardzo odległych zakątków Polski. Sprzedających i ewentualnych kupujących przyciągnęła do Wrocławia nie tylko sprzyjająca pogoda, ale również ostatni moment na dokonanie zakupu potrzebnych części, zanim sezon motocyklowy rozpocznie się na dobre. Jedni zatem przyjechali w poszukiwaniu brakujących detali do swych restaurowanych maszyn, drudzy za okazyjnie oferowanymi kompletnymi motocyklami, zaś pozostali, aby jedynie pooglądać sprzęt, czy porównać ceny.

W gwarze targowiska (czyli w huku motocyklowych silników różnego rodzaju) podbijano bądź obniżano ceny wiekowych prądnic, pordzewiałych ram, trąbek sygnałowych, czy też nieco zbutwiałych opon, pamiętających jeszcze czasy przedwojenne. Taki na przykład rarytas, jak niejeżdżący, zachowany jednak w średnim stanie motocykl DKW 200 z 1935 roku, oferowany za 3 tysiące złotych, stanowić mógł łakomy kąsek nie tylko dla starszych panów.
Na wrocławskim bazarze można było kupić również motocykle oferowane z lawet, przywożone po kilka sztuk prosto zza zachodniej granicy. Czyżby zatem nastąpiło przeprofilowanie działalności laweciarzy?
Niektórzy amatorzy dwóch kółek omijali szerokim łukiem stoiska ze starymi błotnikami, rurami wydechowymi, czy junakami. Ich interesowały "okazje" wśród japońskiej, nowszej technologii. Sportowe motocykle oferowane były już od pięciu tysięcy złotych. Niestety, wielu spośród tych młodych i niebogatych entuzjastów kupuje motocykle w fatalnym stanie technicznym. Im nie przeszkadza, że czterosuwowy silnik yamahy 750 kopci już przy wolnych obrotach, a obudowa i lampa motocykla są solidnie potrzaskane po karambolu. Taką samą lub podobną owiewkę można kupić przecież za parędziesiąt złotych na stoisku obok. Ważne, że według katalogu maszyna powinna mieć około 100 koni mechanicznych. Potem jednak przy okazji pierwszej nawet drobnej awarii i po wizycie w serwisie może okazać się, że za stosunkowo niewielkie pieniądze kupiło się motocykl, którego dalsza eksploatacja jest bardzo ryzykowna, a nawet niebezpieczna dla życia. Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy coś się w nim urwie czy zablokuje.
Zainteresowanie budziło także kilka samochodowych oldtimerów. Ceny niektórych zbijały jednak z nóg. Na przykład ford taunus z 1965 roku, na którym błyszczał oryginalny (!) niebieski lakier, wyceniony został na - bagatela - 18000 złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska