Byliśmy wówczas jak dziś polscy piłkarze - mówi Wiktor Natanson, ps. "Humęcki". - Walczyliśmy w przegranej sprawie, braki nadrabiając fasonem.
W chwili wybuchu powstania warszawskiego 83-letni obecnie żołnierz 1. kompanii Zgrupowania "Chrobry II" miał zaledwie 15 lat. Dodał sobie dwa, by przyjęto go do AK.
- Nie nawojowałem się wiele, ale i tak trafiłem na łamy powstańczego biuletynu - wspomina pan Wiktor. - Pełniąc kiedyś nocną służbę na czujce, strzeliłem w kierunku błyszczących w ciemnościach oczu. Nie był to jednak Niemiec, a pies, którego na szczęście nie trafiłem. Amunicja była na wagę złota i rano dowódca mnie zbeształ, bo zmarnowałem jeden z pięciu ostatnich w całej stolicy nabojów do przedpotopowego karabinu "Lebel".
Po kapitulacji powstania Wiktor Natanson trafił do Stalagu 344 Lamsdorf. Wczoraj przyjechał do Łambinowic po raz drugi w życiu, na uroczystość z okazji 68. rocznicy przybycia pierwszego transportu powstańców.
- Przywieziono nas w bydlęcych zaplombowanych wagonach - wspomina. - Było ciężko, ale przynajmniej trafiliśmy do niewoli jako żołnierze i byliśmy traktowani zgodnie z wymogami Konwencji Genewskiej. Nie zapomnę natomiast nigdy strasznych warunków, w jakich więziono tu jeńców radzieckich.
Po wojnie Wiktor Natanson wrócił do Polski przez Włochy i Anglię. W 1972 roku wyjechał do Kanady. Od 2009 r. mieszka znów Warszawie. - Wciąż szukam Olka, przyjaciela, który uciekł z obozu krótko przed ewakuacją w styczniu 1945 r. - mówi były powstaniec. - Pomagaliśmy sobie, bo obóz trudno było przetrwać w pojedynkę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?