Rozmawiamy przed "Złotym Bażantem" w Izbicku. Ten dom - kupiony w 2001 roku miał być dla pana Marka i jego żony Johanny gniazdkiem na emeryturę. Ale na gniazdko okazał się trochę za duży i za drogi w utrzymaniu, za to na restaurację w sam raz.
Zobacz: Recepta Wojciecha Kruka na sukces? Ciężka harówka
Droga do własnego biznesu zaczęła się dla Marka Mientusa od wyjazdu do Niemiec w 1990. Powody emigracji były dwa: chciał zarobić trochę więcej niż tutaj i poznać coś nowego.
- Wolałem zetrzeć różki tam, gdzie nikt mnie nie zna i będę zdany na swoje siły. Do Niemiec przyjechałem dokładnie na św. Mikołaja. W obozie dla przesiedleńców dostałem na powitanie czekoladę i paczuszkę słodyczy - wspomina.
Za granicą oboje z żoną mieli pewną i dobrze płatną pracę w zakładach Boscha pod Stuttgartem. A po godzinach przez 15 lat dorabiali w gastronomii. Czasem były to podrzędne chińskie bary, czasem hotele klasy "S". Powoli dojrzewała w nich chęć powrotu.
- Najpierw przymierzaliśmy się w Niemczech do wydzierżawienia jakiegoś baru - opowiada pan Marek. - Na kupno własnego lokalu tam nie byłoby nas raczej stać. Ale pewnego dnia przy winku postanowiliśmy z żoną, że wrócimy na Śląsk. Zresztą przyjeżdżaliśmy coraz częściej, po 3-4 razy w roku.
Wreszcie osiedliśmy tu na stałe. Żona w roku 2005, ja półtora roku temu. I zapewniam, że ani przez chwilę tego nie żałowaliśmy. Nigdy. Wyjeżdżając, marzyłem, żeby kiedyś otworzyć jakąś budkę przy drodze, więc moje marzenia zostały przebite co najmniej o 50 procent.
Zakładając biznes na Opolszczyźnie, państwo Mientusowie udali się do Fundacji Rozwoju Śląska. - To jedna z najszybciej i najsprawniej funkcjonujących instytucji, do których udałem się po kredyt -mówi pan Marek. - Można go było dostać przed upływem tygodnia i był tani.
Zobacz: Meble firmy Kler kupisz również w Bukareszcie
Dlaczego zdecydowali się wrócić? Bo z czasem zauważyli, że tak jak w Niemczech można tu kupić wszystko, a biurokracja ustępuje, więc w biznesie można funkcjonować coraz sprawniej. Nie było sensu siedzieć na Zachodzie, odkąd Zachód zrobił się tutaj. Natomiast warto było stamtąd przywieźć doświadczenia.
- Z Niemiec przenieśliśmy na Opolszczyznę nie tylko znajomość języka łącznie z dialektami bawarskim i szwabskim, ale i to, co w biznesie tam jest normą: punktualność, czystość i dyscyplinę pracy. Tam nauczyłem się też stosować w praktyce zasadę: klient nasz pan. A to oznacza, że jeśli gość ma ochotę pobyć w lokalu trochę dłużej niż to jest napisane na drzwiach, to i my siedzimy z nim. No i Zachód uczy jeszcze jednego - troski o swojego pracownika. Bo team wtedy pracuje dobrze, kiedy wszyscy są przyjaciółmi.
Marek Mientus jest przekonany, że funkcjonowanie firmy gastronomicznej w Polsce i w Niemczech dziś już się nie różni. Normy unijne są przecież wszędzie jednakowe. Czy zatem namawiałby innych Ślązaków do powrotu do Heimatu?
Zobacz: Firmę transportową wzorował na zachodnich
- Decyzję o powrocie każdy musi podjąć sam - mówi Marek Mientus - ale namawiam każdego, żeby taką decyzję poważnie przemyślał. Bo nisz, w których można znaleźć swoje miejsce tu na Śląsku Opolskim jest bardzo wiele. Przede wszystkim w usługach - od zakładu fryzjerskiego przez stację benzynową po hotel. Można zacząć już z kilkoma tysiącami euro w ręku od budki przy drodze. A jak ktoś będzie tę robotę robił szczerze i z sercem, na pewno da sobie radę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?