Wróg jest jeden

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Szpital w Namysłowie. Jego pracownicy mają dość podjazdowych wojenek lokalnych polityków, których lecznica staje się przedmiotem i ofiarą.
Szpital w Namysłowie. Jego pracownicy mają dość podjazdowych wojenek lokalnych polityków, których lecznica staje się przedmiotem i ofiarą. Jarosław Staśkiewicz
- Nie chodzi o to, żebym to ja był popularny. To szpital ma być popularny wśród pacjentów - mówi Piotr Rogalski, prezes Namysłowskiego Centrum Zdrowia.

Lista zarzutów i epitetów, które kierują wobec niego zwalniani pracownicy, zdradzeni politycy i anonimowi przeciwnicy, jest imponująca. On sam nie ma złudzeń.

- Liczę się z tym, że to jest ostatni rok mojej działalności i przy niekorzystnym układzie powyborczym w 2014 roku chętnie przekażę swoje obowiązki komuś, kto będzie udowadniał, że potrafi sobie lepiej radzić na tym stanowisku - mówi dyrektor Rogalski.

Na układy nie ma rady

Trzy lata temu to on był reżyserem politycznego układu, który wstrząsnął rządzącym od lat duetem burmistrz Krzysztof Kuchczyński - starosta Michał Ilnicki. Ustawiony na liście PSL tuż za Ilnickim zdobył mandat radnego powiatowego, po czym dokonał sensacyjnej wolty i poparł koalicję PO-SLD, umożliwiając zdobycie fotela starosty przez Juliana Kruszyńskiego z Platformy.

Dzięki temu odzyskał stracony na moment stołek prezesa i dyrektora szpitala, równocześnie zyskując nowych wrogów wśród polityków. Bo wrogów wśród swoich pracowników miał już wcześniej.

- Rogalski jest znany z tego, że nie żyje dobrze z ludźmi, zachowuje się despotycznie i swoim zachowaniem nie przysparza sobie popularności - mówi jeden z namysłowskich lekarzy.

Pojawiające się przez lata zarzuty były zarówno kuriozalne, jak ten o usunięciu telewizora z dyżurki pielęgniarek, jak i bardzo poważne: o pomiatanie ludźmi, zwolnienia doświadczonych i dobrych pracowników, nawet mobbing.

Miarka się przebrała latem tego roku, kiedy na stronie urzędu miasta pojawił się list pełen oskarżeń i pomówień pod adresem szpitala i przede wszystkim dyrektora. Padały w nim zarzuty o niegospodarność i złe zarządzanie, ale też o zatrudnianie kolegów, wyrzucanie niewygodnych ludzi, a autor poruszył nawet wątki osobiste z życia Rogalskiego.

Jakby tego było mało, burmistrz w swoim komunikacie zachęcał do dyskusji nad tezami stawianymi przez podpisanego z imienia i nazwiska byłego pracownika lecznicy. Szybko się okazało, że człowiek o takich personaliach w szpitalu nie pracował, a podany przez niego namysłowski adres nie istnieje. List ze strony miejskiej wkrótce zniknął, ale do tego czasu zdążyło go przeczytać mnóstwo namysłowian. Dlatego Rogalski złożył pozew przeciwko urzędowi miasta do sądu cywilnego.

- Przez wiele lat puszczałem mimo uszu te - przepraszam za wyrażenie - drobne podszczekiwania, ale nie mogę pozwalać na obrażanie i szpitala, i pracowników, i mnie osobiście przez oficjalny organ, jakim jest gmina Namysłów - tłumaczy swoją decyzję.
To nie był jednak odosobniony przypadek ostrej krytyki. Już wcześniej nie wytrzymał polityk z koalicji, która zawdzięcza władzę Rogalskiemu.

"W mojej opinii prezes Rogalski zrobił sobie z namysłowskiego szpitala prywatny folwark, stosując w nim nadto metody zarządzania bardziej podobne do zwyczajów z dawno minionej epoki głębokiego stalinizmu. Odbija się to zarówno na jakości świadczonych usług medycznych, zdrowiu psychicznym pracowników szpitala i kondycji ekonomicznej spółki" - napisał przed rokiem Krzysztof Szyndlarewicz, wiceprzewodniczący rady powiatu z ramienia PO.

Dziś Szyndlarewicz, od niedawna szef powiatowych struktur Platformy, jest znacznie ostrożniejszy w ferowaniu wyroków. - Mam inną pozycję w Platformie i z oceną sytuacji szpitala wstrzymuję się do czasu uzyskania oficjalnego stanowiska naszej partii - tłumaczy.

To stanowisko ma być ogłoszone dopiero w listopadzie, ale sądząc po układzie sił w namysłowskiej PO, może być bardzo krytyczne wobec działań dyrektora szpitala. - Mam tylko nadzieję, że z szacunkiem do stanowiska partii podejdą reprezentujący PO powiatowi radni - uśmiecha się Szyndlarewicz.

To bowiem radni, a nie działacze PO spoza rady mają realny wpływ na obsadę stanowisk. A rajcy rzadko - co pokazała podobna sytuacja w namysłowskim SLD - chcą się podporządkowywać woli swoich partyjnych kolegów.

Dlatego wiele wskazuje na to, że Rogalski pokieruje szpitalem co najmniej do jesieni 2014 roku. Jedyne, co mu może popsuć szyki, to ekonomia. Szpital należy bowiem do spółki, którą kilka lat temu powiat namysłowski zawiązał z wchodzącymi w jego skład gminami.

Realne rządy w Namysłowskim Centrum Zdrowia sprawował wówczas duet: burmistrz Kuchczyński - starosta Ilnicki. Odkąd ten drugi stracił fotel, na linii miasto - powiat trwają nieustające targi. Powiat może rządzić spółką, nie patrząc się na burmistrza, ale rachunek jest słony, bo hojne wcześniej miasto nie dokłada się już do szpitalnych inwestycji.

- Z jednej strony powiat prosi samorządy o pomoc, ale z drugiej strony na walnych zebraniach starosta mówi jasno, że to on ma najwięcej do powiedzenia i nikt nie będzie mu dyktował, co ma robić - przypomina Kuchczyński. - A my domagaliśmy się tylko partnerskiego traktowania.

- Ale pan burmistrz chce przy tym zmienić stosunki własnościowe, nie przejmując odpowiedzialności za bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców - odpowiada starosta Julian Kruszyński. - Na to nie mogę się zgodzić, bo odpowiadam za to z mocy ustawy. Obowiązuje zasada: tyle władzy, ile odpowiedzialności.

- Brak tego porozumienia przekłada się na brak inwestycji, a sprzęt medyczny traci na wartości i wymaga wymiany - komentuje Rogalski. - Dlatego mam nadzieję, że ten ostatni rok przedwyborczy jakoś przetrwamy, a nowe rozdanie samorządowe być może sprawi, że ten konsensus zostanie osiągnięty.

Czarne chmury nad lecznicą

To paradoks, bo zgodnie z niepisanym rytmem pracy samorządowcy największą aktywność w finansowaniu inwestycji zwykle przejawiają w ostatnim roku przed wyborami, chcąc pokazać się wyborcom z jak najlepszej strony.

- Mogę się założyć, że teraz będzie inaczej: że będą irracjonalnie i bez sensu atakować, żeby tylko utrudnić egzystencję szpitalowi - ocenia dyrektor, choć jednocześnie przekonuje, że bieżąca sytuacja spółki jest niezła.

- Staramy się nie reagować organizacyjnie na przekomarzania polityczne czy na niezbyt właściwe zachowanie opozycyjnych akcjonariuszy i pod tym względem jakoś sobie radzimy - mówi. - Atmosfera w zakładzie też jest bardzo dobra, a świadczą o tym np. spotkania integracyjne, na których jest kilkadziesiąt osób - ludzie pracują w bardzo dobrej atmosferze i potrafią się w bardzo dobrej atmosferze bawić. Jestem też w tej grupie i mam wrażenie, że ten kontakt mamy prawidłowy. A finanse...

Są szpitale w dużo gorszej sytuacji. Większym problemem jest to, że nasz powiat jest bardzo mały - mieszka tu 45 tysięcy ludzi. I aby wypełnić kontrakt, musimy 40 procent pacjentów zdobywać poza granicami powiatu. Dlatego uważam, że prawdziwym problemem jest brak wystarczających działań władz centralnych i wojewódzkich, które powinny określić prawidłową sieć szpitali. My na razie doskonale się bronimy: jeżeli 80 procent pacjentów na oddziale urologicznym jest spoza powiatu i spoza województwa, to znaczy, że jesteśmy dobrzy; jeżeli rodzi się u nas o 100 dzieci więcej rocznie, niż przychodzi na świat w powiecie namysłowskim, to znaczy, że nas cenią.

Ale i na tym polu dyrektor stąpa po coraz cieńszym lodzie, czego wyrazem są reakcje na ostatnią prośbę Rogalskiego skierowaną do powiatowej rady o załatanie budżetowej dziury w szpitalu sięgającej ponad 300 tysięcy złotych.

- Z jednej strony proponuje przyznanie dotacji szpitalowi, z drugiej grozi, że w przeciwnym razie będzie musiał zamknąć niedochodowy blok operacyjny i oddziały zabiegowe. Tak zarządzać to każdy by potrafił, przecież to zwykły szantaż - mówi jeden z samorządowców, który, choć nie popiera PSL-u, to jest krytykiem działań Rogalskiego. - Dobry menedżer powinien nie tylko dbać o kontrakty i zatrudniać najlepszych lekarzy, ale i szukać pieniędzy na zewnątrz.

Szpital to nie jest piaskownica

Tych ciągnących się od trzech lat sporów mają już dość pracownicy. Dobitnie wyrazili to podczas majowej konferencji poświęconej sytuacji w szpitalu.

- Nie bądźcie dziećmi, to nie jest piaskownica, tylko szpital, a w nim pacjenci - mówiła politykom prosto w twarz Bożena Starczyńska, przewodnicząca szpitalnych związków zawodowych. Ale takie apele pozostają wołaniem na puszczy. W dodatku pracownicy wcale nie potwierdzają słów o dobrej atmosferze w szpitalu.

- Na politykę w szpitalach, podobnie jak w szkołach, nie ma miejsca i powinna stąd odejść - mówi nam jedna z pielęgniarek. - Każdy z nas stara się robić, co do niego należy, a tam na górze grają sobie naszym losem. I jeszcze straszą tym, że zabraknie pieniędzy. A przecież wszyscy, także ci, którzy ich wybierali, mogą trafić do nas jako pacjenci. A dla wielu ludzi, w większości pań, ta praca jest źródłem utrzymania. Nie powinni się nami tak bawić.

- Najgorsze jest to, że cała ta działalność polityków to para w gwizdek - ocenia lekarz z NCZ. - Z jednej strony personel pracuje na dobrą opinię szpitala, a z drugiej jałowa walka na górze tylko pogarsza sytuację. Przecież wróg jest jeden: to Narodowy Fundusz Zdrowia i polityka rządu, która tylko szkodzi służbie zdrowia. A samorządowcy, zamiast walczyć z tym ramię w ramię, trwonią siły na okładanie się między sobą, dodatkowo wykorzystując fakt, że mamy specyficznego dyrektora, który swoim ostrym językiem i zachowaniem nie wprowadza spokoju. W efekcie atmosfera tymczasowości i niepewności jest w szpitalu powszechna. Ale nie od dziś wiadomo, że polityka na szczeblu powiatowym tylko niszczy, niczego nie buduje.

Prezes Rogalski, który w tym politycznym kotle trzy lata temu mocno zamieszał, nie czuje się winny.

- To było bardzo dawno temu, ale według mnie tą swoją decyzją pomogłem wtedy szpitalowi, bo zyskał on pewną decyzyjną niezależność, z którą wcześniej były kłopoty.
Jednym z większych problemów wszystkich szpitali w tym kraju jest sterowanie zarządami szpitali przez nie zawsze kompetentnych samorządowców. Zawsze nad dyrektorem szpitala w zarządzie powiatu siedział jakiś superdyrektor, któremu wydawało się, że wie lepiej, jak zarządzać służbą zdrowia. U nas aktualnie ten problem nie istnieje i mam pełen szacunek dla Zarządu Powiatu Namysłowskiego, bo akceptuje to, co robimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska