Wrogowie Śląskiem połączeni

kolaż: Michał Mastalerz
Ks. Ulitzka (z lewej) i Korfanty walczyli o swoje wizje Śląska, ale obaj uważali, że jest tutaj miejsce i dla Polaków, i dla Niemców.
Ks. Ulitzka (z lewej) i Korfanty walczyli o swoje wizje Śląska, ale obaj uważali, że jest tutaj miejsce i dla Polaków, i dla Niemców. kolaż: Michał Mastalerz
Wojciech Korfanty chciał Śląska dla Polski, ks. Carl Ulitzka widział go w granicach Niemiec. Korfanty akceptował powstanie, Ulitzka je odrzucał. Obaj za swoje wizje Śląska zapłacili więzieniem i wygnaniem.

Dwaj ideowi przeciwnicy mieli niemało wspólnego. Byli rówieśnikami (urodzonymi w 1873 roku) i politykami prawicowymi. Obaj posłowali do niemieckiego parlamentu. Obaj też byli dwujęzyczni. Każdy z nich miał opinię polityka oraz mężczyzny elokwentnego i przystojnego, który - niezależnie od małżeństwa Korfantego i kapłaństwa Ulitzki - podobał się kobietom. Odnieśli sporo sukcesów, jeszcze zanim zaangażowali się w sprawę śląską. Po zmianie rządów w Warszawie (1926) i w Berlinie (1933) nie doczekali się zrozumienia ani wdzięczności.

Księży nie przeprosił

Wojciech Korfanty był uważany za "polskiego króla" na Śląsku. Dla wielu "korfanciorzy" jest nim właściwie aż do dziś. Aby zyskać i zachować Śląsk, a przynajmniej jego część dla Polski, nie wahał się stanąć na czele powstania. W czasie walki politycznej i zbrojnej był obiektem ostrych ataków niemieckiej satyry i propagandy. Przedstawiano go m.in. jako szpiega Rosji.

Koło sympatyków literatury i kultury polskiej założył już w szkole. W 1901 roku został członkiem Ligi Narodowej oraz redaktorem "Górnoślązaka". W wieku zaledwie 30 lat wybrano go na posła do Reichstagu (przystąpił tu do Koła Polskiego). W tym samym 1903 roku odmówiono mu ślubu w kościele Trójcy Świętej w Bytomiu z powodu ataku w "Górnoślązaku" na księży, którzy "z kościołów zrobili hale jarmarczne dla wrogiej nam polityki niemieckiej". Korfanty odmawia opublikowania przeprosin. Małżeństwo z Elżbietą Sprott zawiera w Krakowie.

W Reichstagu Korfanty szybko zyskał sobie miano świetnego mówcy, przyciągającego posłów do ław sejmowych, a publiczność na galerię.

- Na dwa tygodnie przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości Wojciech Korfanty wygłosił w Reichstagu przemówienie o konieczności stworzenia państwa polskiego z ziem trzech zaborów - przypomina prof. Franciszek Marek, pierwszy rektor Uniwersytetu Opolskiego.

- Ale równocześnie było to przemówienie niesłychanie przyjazne wobec Niemców. "Cenimy i szanujemy naród niemiecki. Nigdy nie zapomnieliśmy, że ma on swój rzetelny wkład w rozwój świata. Przez stulecia ciemiężony demokratyczny naród polski wyciąga rękę do demokratycznego, wyzwolonego od prusactwa narodu niemieckiego i podaje mu braterską dłoń do pojednania dla wspólnego dobra" - mówił wówczas Korfanty. Przemówienie przyjęto dobrze, bo i w Niemczech nastroje były wówczas mocno antypruskie.

Jestem kością z waszej kości

Do historii przeszedł przede wszystkim jako komisarz plebiscytowy (nominację z podpisem naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego otrzymał 20 lutego 1920 roku) i dyktator III powstania śląskiego. Był wymagającym szefem i świetnym agitatorem.

Podpis pod rozkazem o wybuchu III powstania złożył w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku.
"Jestem krwią z krwi i kością z kości waszej - pisał w manifeście do ludu górnośląskiego - synem biednego ludu górnośląskiego, który od 20 lat cieszy się waszym zaufaniem, który przez 20 lat walczy razem z wami o prawa i wolność Górnego Śląska. (…) Staję na czele naszego ruchu, aby ten ruch szlachetny przez zbrodnicze jednostki nie został zamieniony w anarchię. (…) Musimy zrzucić z siebie wszelkie ślady jarzma prusko-niemieckiego".

Jego sukcesem były zarówno osiągnięcia militarne powstania, jak i poprawne stosunki ze stacjonującymi na Śląsku aliantami. Angażował się zarówno w walkę na miejscu, jak i w rozmowy dyplomatyczne w Paryżu. Kiedy w październiku 1921 roku alianci dokonali podziału Górnego Śląska, przyznając Polsce większość obszaru przemysłowego, Korfanty odniósł swój największy życiowy sukces.

Jego zasługi docenił generał Szeptycki, który 20 czerwca 1922 roku przekraczał w Szopienicach Brynicę, zmierzając do Katowic i tym samym obejmując Śląsk w imieniu Polski. Wojciech Korfanty, honorowy prezes Komitetu Przyjęcia, otrzymał wówczas od generała kwiaty ze słowami: "Tę radosną chwilę dziejową należy zawdzięczać i Tobie, Panie Pośle, który przez wiele lat pod zaborem pruskim utrzymywałeś pracą swoją polskość prastarej ziemi piastowskiej".

W wolnej Polsce w latach 1922-1930 sprawował mandat posła na Sejm I i II kadencji. Związany był wówczas z Chrześcijańską Demokracją (ChD). W lipcu 1922 został nawet desygnowany przez Komisję Główną Sejmu RP na premiera rządu. Jednak wobec protestu naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego i groźby przeprowadzenia strajku generalnego przez PPS, nie rozpoczął formowania rządu, a komisja wycofała jego kandydaturę.

Stworzony przez niego Blok Narodowy stał się natomiast najsilniejszym klubem poselskim w Sejmie Śląskim. Na inauguracyjnym posiedzeniu 10 października 1922 roku Korfanty przemawiał jako pierwszy mówca.

Śląsk tylko niemiecki

Ks. Carl Ulitzka, moralny i polityczny lider strony niemieckiej, ani powstań śląskich, ani podziału Śląska nie chciał. Uważał je za bolesną operację na żywym organizmie państwowym i społecznym. Optował za niezależnością tej prowincji trochę na wzór wolnej Bawarii. A kiedy ta okazała się nie do uzyskania, stał się orędownikiem przynależności Śląska do Niemiec.

Jeszcze w czasie kampanii plebiscytowej przekonywał, że sytuacja gospodarcza, polityczna i kulturalna w państwie niemieckim nie zmieniła się po zakończeniu I wojny światowej tak bardzo, by Ślązacy mieli je porzucać, ani odrodzona w wyniku tejże wojny Polska tak atrakcyjna, aby ją wybierać. Pomagała mu naturalna dwujęzyczność i to, że był księdzem.

- Kierowały nim także racje ściśle duszpasterskie - uważa ks. dr hab. Konrad Glombik, autor najnowszej biografii księdza: "Carl Ulitzka. Duszpasterz i polityk trudnych czasów". - Uważał, że mocno katolicki Śląsk właśnie nie podzielony będzie oddziaływał swą religijnością na całe, zróżnicowane wyznaniowo, Niemcy.

Był niewątpliwie i duchownym, i politykiem. Wyświęcony na kapłana w 1897 roku, pracował m.in. jako wikariusz w Kluczborku oraz przez 10 lat w Bernau i Biesenthal w Brandenburgii, gdzie katolicy byli absolutną mniejszością w otoczeniu ewangelickim. W obu tych miejscowościach wybudował świątynie, pisząc w tym celu "żebracze listy" do potencjalnych ofiarodawców w całych Niemczech. W 1910 roku objął parafię św. Mikołaja w Raciborzu Starej Wsi.

W 1918 roku założył działającą na Śląsku w ramach Partii Centrum Katolicką Partię Ludową, a w latach 1920-1933 był posłem do Reichstagu. W prace parafii angażował się tym samym głównie od piątku do niedzieli, pozostałe dni spędzał raczej w Berlinie, zostawiając wiernych pod opieką wikariuszy.

- Dziś, wobec kościelnego zakazu przynależności duchownych do partii, byłoby to nie tylko kontrowersyjne, ale wręcz niemożliwe - przyznaje ks. dr Glombik. - Ale ks. Ulitzka działał w zupełnie innych czasach. Wtedy posłować do Reichstagu mogli tylko ludzie z wyższym wykształceniem. Księża należeli do tej niezbyt licznej grupy. Stąd ich polityczne zaangażowanie. Trzeba przy tym podkreślić, że nie mieszał ambony z wiecem politycznym.

Pielęgnujcie język polski!

Wiadomość o wybuchu III powstania śląskiego zastała go we Wrocławiu, w drodze z Włoch na Śląsk. Wziął na siebie przywództwo polityczne po stronie niemieckiej, dowództwo militarne składając w ręce generała Hoefera. W reakcji na powstanie w pierwszych dniach maja wysłał list protestacyjny do przywódców rządów Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch. Dążył do stworzenia Rady Dwunastu, która odtąd pertraktowała z Komisją Międzysojuszniczą. Ostatecznie 26 czerwca 1921 doszło do porozumienia o zawieszeniu broni, a 5 lipca do oficjalnego zakończenia powstania.

Ze względu na polityczne zaangażowanie po stronie Niemiec na lata zyskał sobie w obiegowej opinii miano polakożercy. Zdaniem wielu badaczy - niesłusznie.

- Świadczy o tym choćby postawa ks. Ulitzki po zamordowaniu przez bojówkarzy zwolennika przyłączenia Górnego Śląska do Polski, ks. Strzybnego, proboszcza w Madzurowie koło Raciborza - mówi prof. Marek. - Ks. Ulitzka zorganizował jego pochówek i odprawił mszę św. w jego intencji.
- Na strychu raciborskiej plebanii znalazłem kilka kartonów z pamiątkami po byłym proboszczu - dodaje ks. prof. Klombik. - Wśród nich znalazły się notatki z okresu studiów w seminarium, ale także pisane przez księdza własnoręcznie kazania. Także napisane bardzo dobrą polszczyzną kazanie na Boże Ciało z okresu jego wikariatu w Kluczborku. Mówił swobodnie po polsku, po niemiecku i gwarą śląską, a mówiących po polsku mieszkańców swojej parafii w Raciborzu Starej Wsi namawiał, by z tego nie rezygnowali i posyłali dzieci na katechezę w tym języku.

Działalności politycznej zaprzestał w roku 1933. Aż do roku 1939 używał języka polskiego w duszpasterstwie.

- Kiedy 9 maja 1939 roku miał odprawić po polsku nabożeństwo majowe, okazało się, że kościół został otoczony przez funkcjonariuszy SA - mówi ks. dr Glombik. - Ksiądz ubrany w szaty liturgiczne wyszedł przed kościół, przerwał blokadę i wprowadził wiernych do świątyni.

Takie gesty nie mogły pozostać bez reakcji. W lipcu 1939 gauleiter przysłał mu nakaz opuszczenia Śląska. Kardynał Bertram przeniósł go do Berlina, nie mianując jego następcy (obowiązki przejął jeden z wikarych).

W listopadzie 1944 r. w ramach represji po zamachu na Hitlera Ulitzka trafił do obozu w Dachau i otrzymał nr 133403. Był więziony do marca 1945.

Na Śląsk, do Raciborza wrócił w sierpniu 1945 roku. Parafianie przyjęli go życzliwie. Kiedy próbował się zameldować, nie przyjął go, mimo kilkugodzinnego oczekiwania, polski prezydent miasta.
Przyjaciele ostrzegali go, że w powojennej atmosferze może jako polityk niemiecki zostać aresztowany lub stać się ofiarą zamachu. 12 sierpnia wyjeżdża pod osłoną nocy, by nigdy już aż do śmierci w roku 1953 do Raciborza nie wrócić.

Wojna z Grażyńskim

Wojciech Korfanty był przeciwnikiem zamachu majowego 1926 roku. Na zjeździe wojewódzkim górnośląskiej chadecji nazwał go nawet zbrodnią. Jego sytuację utrudniał dodatkowo sięgający okresu powstańczego konflikt z pochodzącym z Małopolski wojewodą śląskim Michałem Grażyńskim.

Obaj panowie zwyczajnie się nie znosili. Grażyński zwalczał mniejszość niemiecką, Korfanty, bronił prawa do Śląska zróżnicowanego. A i w sprawach wewnątrzpolskich Korfanty nie był łatwym przeciwnikiem. W sierpniu 1929 roku osobiście poprowadził - bez zgody władz - pochód w 10. rocznicę pierwszego powstania śląskiego.

Pod koniec września 1930 roku został aresztowany i osadzony w twierdzy w Brześciu. Był tam szykanowany i bity. Nie pozwolono mu się spotkać z przybyłą do twierdzy córką. W listopadzie przewieziono go do więzienia na Mokotowie. W czasie pobytu tutaj stracił 25 kilogramów.
Na Śląsku jednak nadal był popularny. W tym samym miesiącu wybrano go do Sejmu, do Senatu i do Sejmu Śląskiego. Wypuszczony z więzienia triumfalnie wraca do Katowic, a w połowie 1931 roku staje na czele zjednoczonej chadecji.

W kwietniu roku 1936 zagrożony ponownym aresztowaniem wyjeżdża do Czechosłowacji. Pisze stąd artykuły do założonego przez siebie czasopisma "Polonia". Nie przyjeżdża na ślub starszego syna Zbigniewa ani na pogrzeb młodszego 28-letniego Witolda (zmarł na białaczkę). Władze odmawiają jego prośbie o wystawienie listu żelaznego, choć czekał na ów list w granicznym Czeskim Cieszynie.
Wobec zbliżającej się wojny, w kwietniu 1939 roku wrócił do Polski i natychmiast został aresztowany. 20 lipca przeniesiono go z Pawiaka na noszach do szpitala. Operowano go 11 sierpnia, pięć dni później ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia.

- Zabieram ze sobą dwa największe wspomnienia - powiedział wówczas Korfanty. - Jedno dobre: Śląsk, drugie złe: Brześć.

Zapewniał spowiednika, że przebaczył prześladowcom. Zmarł 17 sierpnia 1939. Jedna z nigdy nie udowodnionych hipotez mówi, że miał jakoby zostać otruty arszenikiem, którego roztworem myto ściany jego celi. Przeciwnicy tej hipotezy są zdania, że nawet niechętna Korfantemu sanacja nie odbierałaby mu życia w tak skomplikowany sposób.

- Korfanty chciał, by Śląsk, w tym Śląsk Opolski, był polski. Ale widział tu miejsce dla mniejszości niemieckiej - podsumowuje profesor Marek. - Jego niemiecki przeciwnik, ksiądz Ulitzka, dążył do Śląska niemieckiego, ale z poszanowaniem praw Polaków. Obaj wyprzedzili swą epokę i obaj później wiele od swoich rodaków wycierpieli.

Przy pisaniu korzystałem z książek: "Carl Ulitzka. Duszpasterz i polityk trudnych czasów" ks. dr. hab. Konrada Glombika oraz "Wojciech Korfanty" Jana F. Lewandowskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska