Wścieklizna jest niebezpieczna, ale...

Redakcja
Z Romanem Foglem, epizootiologiem z Wojewódzkiego Zakładu Weterynarii, rozmawia Andrzej Jagiełła

Jak rozpoznać wściekłego lisa
Lisy są z natury płochliwe. Zarażone - zatracają naturalne instynkty i nie uciekają. Wchodzą w obejścia, wskakują na parapety i dają się głaskać. Gryzą się między sobą i z psami. Potrafią kąsać zwierzęta hodowlane, roznosząc w ten sposób chorobę.

- Brytyjscy wirusolodzy twierdzą, że karmienie zwierzyny leśnej szczepionkami przeciwko wściekliźnie jest bezcelowe. Tymczasem od sześciu lat, wiosną i jesienią, zasypujemy lasy i pola naszego województwa preparatem uodparniającym lisy na wirusa wścieklizny.
- Nie miałem okazji poznać najnowszych osiągnięć Brytyjczyków. Znam natomiast efekty podawania szczepionki lisom poprzez zrzuty jej z samolotów. Praktycznie od czterech lat nie ma w naszym województwie problemu wściekłych lisów i przypadków tej groźnej choroby wśród zwierząt domowych. Jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych odnotowywaliśmy nawet do 200 zachorowań. W ubiegłym roku zgłoszono nam tylko dwa, tuż przy granicy z Czechami. Były to lisy, które, jak przypuszczamy, przywędrowały do nas od południowych sąsiadów.

- Anglicy twierdzą jednak, że w Europie występują dwa podobne wirusy choroby, które mogą zaatakować zwierzęta domowe i ludzi. Drugi wirus jest równie niebezpieczny jak ten, którego nosicielami są lisy i drobne gryzonie. Ponoć mają go roznosić nietoperze.
- Faktycznie jest znany wirus, którego nosicielami są tylko nietoperze. Ale nie dajmy się zwariować! Poza dwoma przypadkami w 1974 i 1985 roku stwierdzenia tej choroby u tych zwierząt w Polsce, nie było więcej sygnałów o zarażeniu. Wirus ten rozprzestrzenia się drogą aerogenną, czyli powietrzną, między nietoperzami. Zarażenie występuje też wówczas, gdy chory osobnik ukąsi zdrowego. A czy słyszał pan o przypadku ataków nietoperzy na inne zwierzęta? Owszem, gdybyśmy mieli na naszym terenie nietoperze wampiry, żywiące się krwią innych zwierząt, to moglibyśmy mówić o zagrożeniu rozprzestrzeniania się tej odmiany wirusa. Europejskie nietoperze mogą zarażać się tylko między sobą. Jednak każdy zgłoszony przypadek kontaktu z tym zwierzęciem, a szczególnie podrapania lub ugryzienia, jest przez nas dokładnie badany. Zdarzyło się, że dzieci z jednego z domów dziecka złapały na poddaszu nietoperza i zostały przez niego skaleczone, ale nie stwierdziliśmy zarażenia.

- Załóżmy jednak, że chory nietoperz zostanie zjedzony przez lisa. Zainfekowany zacznie roznosić wirusa wśród swojej populacji. Czy jest możliwe, by umknęło to uwadze weterynarzy?
- Nie. Współpracujemy z kołami łowieckimi. Myśliwi mają obowiązek dostarczania każdego roku czterech odstrzelonych w obwodzie lisów do badań. Objawy zarażenia nietoperzą odmianą wirusa są takie same. Badanie mózgu zwierzęcia wykaże jego obecność w organizmie. W czasie rutynowego badania immunofluorescencyjnego występuje charakterystyczne świecenie. Jest tylko sprawa określenia rodzaju wirusa. Według danych Polskiego Związku Łowieckiego, na terenie Opolszczyzny populacja lisów liczy około 6 tysięcy sztuk. Podwaja się po okresie rozrodczym, ale myśliwi odstrzeliwują ten nadmiar. Problem jest innego rodzaju. Lisy oprócz człowieka nie mają naturalnych wrogów i jest ich nadmiar, więc podchodzą do ludzkich siedzib w poszukiwaniu pożywienia.

- Czy szczepienie ma więc sens?
- Podawanie uodparniającego leku jest potrzebne choćby z uwagi na efekty, czyli niemal całkowite powstrzymanie rozprzestrzeniania się choroby w naszym województwie. Szczepionka nie eliminuje wirusa, a tylko uodparnia na jego działanie przez okres trzech lat. Aby terapia była skuteczna, lek podawany jest dwa razy w roku, bowiem uodpornienie nie jest przekazywane genetycznie.

- Czyli Anglicy przesadzają, stawiając tezę o bezcelowości podawania szczepionki?
- Moim zdaniem jest to gruba przesada. Jednak musimy sobie zdawać sprawę z tego, że istnieje odmiana wirusa tak samo niebezpieczna jak ta, której nosicielami są lisy i małe gryzonie. W 1992 roku Niemcy przeprowadzili badania nietoperzy, które zostały schwytane losowo w różnych rejonach kraju. Nie stwierdzili żadnego przypadku obecności wirusa. Nie należy jednak bagatelizować żadnego przypadku zadrapań i pogryzień przez nietoperze. Ewentualne rany dokładnie przemyć, najlepiej szarym mydłem, i szybko skontaktować się z lekarzem. Jeśli to możliwe, dostarczyć nietoperza do weterynarza, by w stu procentach wykluczyć możliwość zarażenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska