Wsie w Nadrenii-Palatynacie. Tu wszystko chodzi jak w zegarku

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Kiedyś był to dom bogatych rolników w Rumbach. Po przebudowie mieszczą się w nim mieszkania na wynajem dla turystów.
Kiedyś był to dom bogatych rolników w Rumbach. Po przebudowie mieszczą się w nim mieszkania na wynajem dla turystów. Krzysztof Ogiolda
Na wsiach w Nadrenii-Palatynacie płotów nie ma wcale lub sięgają nie wyżej niż do biodra. Ludzie ufają nie tylko sobie nawzajem, ale i władzy. Toteż prawie wszystko, co powstaje na wsi, robią honorowo, społecznie. I ani trochę się nie spieszą.

W Nadrenii-Palatynacie, w Speyer i sześciu innych wioskach tego landu pojęcie Europa dwóch prędkości nabiera zupełnie nowego znaczenia.

Podczas całego pobytu w Niemczech nie widziałem ani jednej osoby, która poruszałaby się szybkim krokiem, nie mówiąc o bieganiu. Powoli i prawie dostojnie chodzą tam nie tylko seniorzy. Nie spieszą się uczniowie do szkoły, noga za nogą idzie urzędniczka do banku i kelnerka w restauracji.

Największe wrażenie zrobił na mnie mieszkaniec Speyer, który wystawiał przed dom kubeł na odpady. Sprawiał wrażenie, że ciągnie za sobą ślimaka. Natychmiast zestawiłem go z sobą samym. Prawie zawsze wywożę kubeł przed dom, zanim wyjadę do pracy, biegiem. Zaraz po tym porównaniu przyszło pytanie: Dlaczego oni, nie spiesząc się, kapią od bogactwa, a my, goniąc od rana do wieczora, nie za bardzo?

Po co komu płot

Pozornie odpowiedź jest łatwa. Zupełnie inny jest potencjał gospodarek obu krajów i regionów. Dla porównania, budżet województwa opolskiego wynosi 500 mln zł, budżet Nadrenii-Palatynatu około 15 mld euro.

Różnica kolosalna, nawet jeśli uwzględnić, że niemiecki land ma cztery razy więcej mieszkańców i finansuje wiele takich zadań, za które w polskim systemie płaci budżet centralny. Ale kiedy na życie mieszkańców landu popatrzy się z bliska, trudno nie zauważyć, że równie dużo co w finansach mamy do odrobienia w głowach.

Najpierw w sferze symbolicznej. Kiedy wjeżdża się do niemieckich wiosek, na pierwszy rzut oka uderza brak płotów. No, może nie całkowity, choć wiele domów odgradza od ulicy tylko pięknie utrzymany ogródek. Płot, jeśli już jest, zazwyczaj sięga nie wyżej niż do kolan.
Bardzo wysokie ogrodzenie kończy się tutaj na wysokości biodra wysokiego mężczyzny.

Nie należy z tego wnioskować, że w Republice Federalnej nie ma kradzieży ani że właściciele tych nie ogrodzonych wysokim parkanem domów nie mają czego strzec. Wprost przeciwnie, na otwartych podwórkach stoją samochody i - choć rzadko, bo rolników we wioskach Nadrenii-Palatynatu jest mało - ciągniki i inne maszyny.

Ale ich właściciele wiedzą, że zdeterminowanego złodzieja żaden płot nie zatrzyma. Za to brak płotów jest czytelną metaforą powszechnej tutaj postawy: ufamy sobie.

To zaufanie rozciąga się także na współpracę mieszkańców z władzami lokalnymi. I to w wielu aspektach.

Po miejscowości Rumbach (500 mieszkańców) oprowadza nas pani wójt o swojsko brzmiącym nazwisku Koslowski. Z zapałem opowiada o budowie - w ramach Projektu Odnowy Wsi - parku pokoleń.

Znajdą się tu obok siebie boisko piłkarskie dla dzieci, placyk do gry w bule, piaskownica, miejsce do odpoczynku dla seniorów w jej sąsiedztwie itd. Miejscowe źródełko zasila płytki basenik, w którym dzieci będą się mogły pluskać w upale, a seniorzy "deptać wodę" dla poprawy krążenia.

Większą część inwestycji sfinansują oczywiście władze landowe, ale 10-15 procent to wkład własny mieszkańców. Pan Braun posieje trawę, pani Weber posadzi, a potem będzie podlewać kwiatki. Miejscowe firmy nieodpłatnie udostępniają maszyny do prac ziemnych itd. Tutaj pojęcie czyn społeczny nie zostało zdewaluowane.

Nie tylko w Rumbach dziesiątki razy słyszeliśmy słowa: dobrowolnie i honorowo. Można odnieść wrażenie, że prawie wszystko na poziomie wsi powstaje w ten sposób.

Władza perswaduje

Dlaczego ludzie przychodzą? - Kiedy są większe roboty do wykonania, idziemy z radnymi od domu do domu i zapraszamy na konkretny dzień i godzinę - opowiada Heidelinde Koslowski - zawsze te 30-40 osób przyjdzie. Choć są i pojedyncze czarne owce, które nie włączają się nigdy i jeszcze mają pretensje.

Ale większość się włącza, bo ma świadomość, że inwestycja jest solidnie i z wyprzedzeniem zaplanowana, ma zapewnione finansowanie, a ludzie nie robią odnowy wsi dla władz w Moguncji czy w Berlinie, tylko dla siebie.

Inny przykład zaufania między mieszkańcami i władzami gminy zobaczyliśmy w miejscowości Hanhofen. Wójt, pani Friederike Ebli, szczyci się tym, że w jej wiosce jedną czwartą mieszkańców stanowią ludzie młodzi, do 20. roku życia, a tylko 18 procent to seniorzy po sześćdziesiątce. Jak udało się to osiągnąć?

Po pierwsze, gmina zaprosiła do siebie grupę imigrantów - Niemców z dawnego Związku Radzieckiego. Ale decydujące było to, że udało się zachęcić do osiedlenia sporo młodych małżeństw. Wraz z nimi pojawiło się i szybko rozrosło do blisko 160 podopiecznych przedszkole, zapełniła się szkoła. Tych młodych ludzi nie przyciągnęło wyłącznie piękne położenie wioski "między Renem a winem" ani bliskość Speyer i płacących dobrze zakładów chemicznych.

- Doszliśmy do wniosku - tłumaczy Friederike Ebli - że ze względów społecznych lepiej mieć w gminie trzydzieści nowych młodych rodzin niż trzech bogaczy, więc postanowiliśmy obniżyć ceny działek, żeby zachęcić do osiedlania się u nas.

Żeby było jasne, gmina nie miała własnych działek pod zabudowę. Sprzedawali je prywatni właściciele. Do obniżenia cen przekonali ich burmistrz i radni metodą perswazji. Cierpliwie spotykali się i wyjaśniali, że wprawdzie właściciele ziemi trochę stracą, ale wszystkim się to w przyszłości opłaci. I bez nakazu, sankcji, przymusu namówili tak kilkadziesiąt osób.

Pesymista powie, że na biednego nie trafiło, bo te działki i tak są - jak na polskie standardy - bardzo drogie, po około 200 euro za metr kwadratowy. Optymista pozazdrości takiej obywatelskiej świadomości, dzięki której ziemia nie drożeje o sto procent na samą wieść, że są chętni na jej kupowanie.

1500 lat historii

Jestem daleki od dość popularnego na Śląsku stopniowania: dobry, lepszy, niemiecki. Mieszkańcy Nadrenii-Palatynatu mają na pewno mnóstwo szczęścia. Nie dość, że mieszkają w bogatym landzie, to jeszcze w miejscu jednym z najcieplejszych w Niemczech i słonecznym.

Zima trwa tam raptem od listopada do lutego. Więc sezon turystyczny jest bardzo długi, za to koszty ogrzewania budynków niskie. Ale jest jeszcze coś.

Uświadomiłem to sobie, wjeżdżając do jednej z wiosek, w której turystów i gości wita tablica z napisem: Nasza wieś istnieje od 518 roku. I być może to jest tajemnica. 1500 lat nieprzerwanego władztwa najwyraźniej wystarczyło, żeby ludzie poczuli się naprawdę u siebie. A jeśli tak właśnie się czują, to w jednej wiosce może działać dziesięć i więcej organizacji pozarządowych.

Oczywiście wszystko freiwillig i ehrenamtlich (dobrowolnie i honorowo). Od razu widać, że nie było tu zaborów, pierwszych i drugich Sowietów i innych historycznych "atrakcji", które mogłyby skutecznie pozrywać tkankę społecznego zaufania. Okres nazizmu - choć tragiczny i okrutny - był szczęśliwie krótki. Te trzynaście lat jakoś się rozpłynęło w trwającej półtora tysiąclecia historii.

To, jak bardzo obywatel czuje się tu odpowiedzialny za swoją małą ojczyznę, zobaczyliśmy m.in. w Rumbach. Plan całościowego zrównoważonego rozwoju miejscowości - w ramach Odnowy Wsi - tworzyło tu około czterdziestu osób. Jedna - zawodowa planistka - za pieniądze, reszta nieodpłatnie.

Podzieleni na pięć grup roboczych zinwentaryzowali dom po domu, ulicę po ulicy i plac po placu. Trwało to długo, około roku. Ale w efekcie z dokładnością do jednej zabytkowej okiennicy wiadomo, które budynki wymagają nowej elewacji, gdzie trzeba poprawić dach, ile jest pustostanów, gdzie mieszka samotny senior, któremu potrzebna jest pomoc joannitów albo innego Caritasu. Pytano ludzi, czy i gdzie chcą budować plac zabaw, a gdzie ścieżki do nordic walkingu, nie tylko z myślą o seniorach.

Pytamy planistkę, dr Christine Halfmann, jak długo ten ambitny plan będzie realizowany. - Aż skończymy - odpowiada trochę zdziwiona pytaniem. - Może wystarczy osiem lat, ale może będzie potrzeba dwunastu. Zamierzamy konsekwentnie robić jedną rzecz po drugiej.

Łatwo policzyć, że w ciągu dwunastu lat trzy razy odbędą się wybory komunalne. Ale to niczego nie zmieni, bo program naprawdę powstał oddolnie, wśród mieszkańców. A skoro tak, ktokolwiek wygra wybory, będzie go musiał zrealizować.

Nie ma niebezpieczeństwa, że nowy wójt zacznie wszystko od nowa, żeby udowodnić, że poprzednik był kompletnym nieudacznikiem. Może zresztą w tym tkwi przyczyna tego, że w niektórych gminach (w tutejszym systemie jest nią w praktyce każda wioska, a przynajmniej parafia) burmistrz nie zmienia się przez 20 lat.

Przedszkole za 50 euro

Zaufanie do obywatela przejawia się także w tym, że z landowego dofinansowania w ramach Programu Odnowy Wsi mogą korzystać nie tylko instytucje samorządowe, ale także osoby prywatne (żeby na przykład przerobić dawny dom rolnika z zabudowaniami gospodarczymi na pensjonat dla turystów). I korzystają, pomnażając średnio osiem razy każde otrzymane euro.

Gmina nie jest aż tak wydajna, powiększa wartość otrzymanego wsparcia 2,5 razy. Ale ostateczny skutek jest taki, że zainwestowanie od początku lat 90. niepełna 500 mln euro w odnowę wsi przyniosło w Nadrenii-Palatynacie inwestycje wartości 2,5 mld euro. I to tłumaczy, dlaczego większość tutejszych domów na wsi lśni. Choć oczywiście chętnych na dotacje jest zawsze więcej niż pieniędzy do dyspozycji.

Ważnym elementem budowania lokalnej wspólnoty jest też polityka prorodzinna i senioralna. Realizowana na różne sposoby. Najprostszą formą może być zaproszenie seniorów we wsi raz w tygodniu na wspólny obiad. Przyjść może każdy, płacąc 4,50 euro.

Produkty kupują i gotują posiłek kobiety skupione w jednej z wielu "ferajn". Po co senior ma iść na obiad, za który i tak - choć symbolicznie - płaci? Żeby miał na co czekać od środy do środy. Żeby miał z kim pogadać i umówić się na wspólny wyjazd na weekend. Żeby panowie mieli powód, by się starannie ogolić, a panie umalować i ubrać odświętnie, nie tylko w niedzielę.

W liczącym 150 osób Nothweiler formą pomocy dla seniorów są sklepy na kółkach. Dwa-trzy razy w tygodniu przyjeżdża tu samochód z pieczywem, inny z wędlinami, warzywami itd. Zatrzymują się w trzech-czterech miejscach wsi, żeby senior nie miał po zakupy daleko. Ponieważ zawsze przyjeżdża ten sam piekarz, to świetnie wie, że pani Schmidt kupuje zawsze mały razowy chleb i trzy bułki, więc czekają przygotowane i spakowane, zanim dojdzie, podpierając się kulą.

Kiedy pytamy burmistrza, Kurta Goertlera, czy sklepikarzy nie próbuje uprzedzić i wygryźć konkurencja, robi wielkie ze zdumienia oczy. - Przecież gmina ma umowę właśnie z tymi - mówi. - Inni jeżdżą pewnie do innych wiosek.

W Hanhofen do domu dziennego pobytu dla dzieci (klasyczne przedszkole pracuje tylko do południa, jak szkoła) chodzi ponad 150 dzieci w wieku od roku do sześciu lat, czyli wszystkie dzieciaki w wiosce. Nic dziwnego, skoro opieka jest zapewniona od 7.00 do 17.00, a rodzice płacą za to 50 euro miesięcznie (na niemieckie warunki to kwota symboliczna). Jeśli mama zabiera swoją pociechę do domu przed obiadem, opłata maleje do 10 euro miesięcznie.

I nie jest to wcale rozrzutność bogatych, tylko przemyślana polityka prorodzinna. W tej samej wsi działa także (poza budynkiem szkolnym) świetlica dla uczniów miejscowej podstawówki. Z niej za darmo korzystają już tylko najubożsi (tacy też w Niemczech są). Kto zarabia dobrze, za obiad dziecka i opiekę do 17.00 zapłaci 600 euro. Ktoś wyraźnie pomyślał o tym, że kiedy młodzi ludzie decydują się na dziecko, bardziej martwią się, co będzie za rok niż za siedem lat. Więc przedszkole jest niemal darmowe, a opieka w szkole słono kosztuje.

Nic dziwnego, że w centrum wielu nawet malutkich miejscowości Palatynatu można zobaczyć nieduże tabliczki z napisem: "Nasza wieś ma przyszłość". To nie tylko nazwa jednego z tutejszych konkursów dla wiosek. To szczera prawda.

Podróż studyjną do Niemiec, by podpatrywać doświadczenia rozwojowe tamtejszych wsi, zorganizował urząd wojewódzki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska