Wspólna waluta sprzyja gospodarce

Tomasz Gdula
- Euro ułatwi porównywanie cen u nas i za granicą. To zaś - jak każdy przejaw konkurencji - będzie sprzyjało spadkowi cen, a nie inflacji - uważa Mordasewicz
- Euro ułatwi porównywanie cen u nas i za granicą. To zaś - jak każdy przejaw konkurencji - będzie sprzyjało spadkowi cen, a nie inflacji - uważa Mordasewicz
Jeremi Mordasewicz, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan": - Wzrost cen nie jest efektem wprowadzenia euro.

- Przedsiębiorcy w większości są zachwyceni perspektywą wprowadzenia euro już w 2011 roku. Co was tak cieszy, skoro przyjęcie unijnej waluty wszędzie wywoływało inflację i miało negatywny wpływ na gospodarkę?
- Zacznijmy od tego, że jesień 2011 roku (formalnie najwcześniejszy możliwy termin przyjęcia euro) nie byłaby tak dobrą datą jak 1 stycznia 2012. Chodzi o to, by firmy w jednym roku nie musiały dokonywać rozliczeń w dwóch walutach. Niewątpliwie jednak byłoby dobrze, gdyby Euro 2012 odbyło się przy rozliczeniach w euro. A co do wzrostu cen - to mit, że wspólna waluta go wywołuje.

- Każdy, kto jeździ za granicę, widział, że po wprowadzeniu unijnego pieniądza żywność, usługi, praktycznie wszystko zdrożało.
- Ze szczegółowych analiz wynika, iż wzrost cen nie był spowodowany przyjęciem euro. W Niemczech czy we Włoszech przyczyny inflacji tkwiły w nadmiernym deficycie budżetowym, którego negatywne skutki objawiły się akurat w okresie wymiany marek i lirów na euro. Z kolei w Portugalii zarobki rosły szybciej niż wydajność, co miało fatalny wpływ na gospodarkę - ale to też nie miało nic wspólnego z wprowadzeniem euro. Kłopot Portugalczyków polegał zresztą i na tym, że - w odróżnieniu od nas - wybudowali za dużo autostrad i dróg szybkiego ruchu, których państwo nie było w stanie utrzymać. To uderzyło po kieszeni obywateli, lecz w powszechnej opinii winą niesłusznie obarczono wspólny pieniądz. Jego wprowadzenie służy gospodarce i opłaca się obywatelom.
- Wymiana pieniądza zawsze kończy się zaokrąglaniem cen w górę. Temu pan nie zaprzeczy.
- To zjawisko może mieć miejsce, dlatego jestem zwolennikiem podawania cen przez co najmniej kilka miesięcy w obu walutach - narodowej i euro, tak jak to robią Słowacy. Rolą organizacji konsumenckich i mediów jest w takiej sytuacji pokazywanie i piętnowanie tych, którzy bezpodstawnie zawyżają ceny.

- Takie sposoby zagwarantują, że wprowadzenie euro nie wywoła impulsu inflacyjnego?
- Pomogą go powstrzymać. Najważniejsze jednak, że euro ułatwi porównywanie cen u nas i za granicą. To zaś - jak każdy przejaw konkurencji - będzie sprzyjało spadkowi cen, a nie inflacji. Przyjęcie euro wyeliminuje też prowizję, jaką płacimy dziś za jego wymianę na złotówki i odwrotnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska