Wszyscy do zwolnienia

Jan Poniatyszyn Radio Opole
Od wtorku firma obuwnicza z Prudnika jest w upadłości. W marcu taki sam los spotkał jej spółkę córkę - Prudnickie Zakłady Obuwia.

Jeszcze w połowie lat 90. "Primus" zatrudniał 650 pracowników. Firma przynosiła zyski. Kryzys rozpoczął się zaraz później, polscy producenci butów nie wytrzymali konkurencji z tanim importem z Azji. W Polsce kolejno upadały firmy obuwnicze. Ten trudny okres udało się przetrwać "Primusowi". Ceną za to były narastające długi oraz spadek produkcji.

- Nieracjonalna była gospodarka finansami - uważa Krystyna Murat, która w czerwcu zeszłego roku na fotelu prezesa "Primusa" zastąpiła Grzegorza Świerzego. - Przykładem tego była sytuacja z 2000 roku, kiedy to na pensje zaciągnięto pożyczkę z państwowego Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, któremu potem nie oddano nawet złotówki. Również na płace poszło cło, jakie w 2001 roku przesłał kontrahent firmy. Załoga miała złudzenie, że sytuacja jest normalna, tymczasem powstał dług wobec urzędu celnego.

W sierpniu 2002 roku "Primusowi" postanowiły pomóc władze Prudnika. Na bazie tej firmy powstały Prudnickie Zakłady Obuwia, w które gmina wpompowała blisko 1,5 mln złotych. Do PZO przekazano maszyny "Primusa" oraz 250 pracowników.
- Spółka córka skończyła pierwszy rok obrachunkowy ze stratą przekraczającą wartość kapitału założycielskiego - twierdzi Krystyna Murat. - Długi wynosiły dwa miliony złotych. Gdy nie było pracy, ludzi wysyłano na tzw. postojowe. Pracownicy nie musieli wychodzić z domu, a mieli płacone.

- Za kadencji prezes Murat nie było lepiej - mówi Franciszek Worożański, przewodniczący związków branżowych w obu prudnickich spółkach obuwniczych. - Od czerwca zeszłego roku "Primus" nie wyprodukował pary obuwia. Prezes zatrudniła za to na kierowniczych stanowiskach trzy osoby, które nie miały co robić. Licząca 30 pracowników spółka utrzymywała pięcioosobową radę nadzorczą.
Krystyna Murat odpiera te zarzuty, twierdząc, że zatrudniła fachowców, którzy mieli opracować plan naprawczy w interesie całej załogi.
- Mając na względzie wyniki ekonomiczne z trzech ostatnich lat i fakt, że nie doczekaliśmy się wsparcia finansowego od państwa, musiałam zgłosić wniosek o upadłość - mówiła w marcu prezes. Wniosek taki do sądu składała dwukrotnie.
- Powinno to nastąpić już dawno - uważa burmistrz Prudnika Zenon Kowalczyk. - Chodzi o to, aby nie doszło do odrębnej sprzedaży majątku obu firm. Liczymy na to, że dla obu spółek znajdzie się jeden inwestor.
"Primusa" syndyk przejął z 24 pracownikami.
- Ci ludzie przez półtora roku, prawie nie produkując, otrzymywali wynagrodzenie - wyjaśnia Janusz Placzek. - Musiałem wszystkich zwolnić, gdyż jest to postępowanie upadłościowe likwidacyjne. Będąc syndykiem obu firm mam możliwość równoległej sprzedaży obiektów "Primusa" i maszyn z PZO jednemu nabywcy. Po sprzedaniu spółek w pierwszym rzędzie zostaną zaspokojone roszczenia załogi. Na majątku tych firm nie musi powstać wyłącznie zakład obuwniczy.

W poniedziałek do "Primusa" wkroczyli funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy zabrali do Opola dokumenty finansowe firmy. Pod nadzorem prudnickiej prokuratury ABW prowadzi śledztwo mające wyjaśnić, czy w obu spółkach obuwniczych doszło do działalności na szkodę Skarbu Państwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska