Wyborcy nie wiedzą, komu udzielić poparcia

Redakcja
Z dr Danutą Berlińską, socjologiem z Instytutu Nauk Społecznych Uniwersytetu Opolskiego, pracownikiem Instytutu Śląskiego w Opolu, rozmawia Tomasz Wróblewski

- Czy to prawda, że słowo "wybory" budzi w Polakach obrzydzenie?
- Nie tyle wybory, co takie pojęcia jak "politycy" i "elity władzy" wywołują u wyborców negatywne skojarzenia. Rozpowszechniona jest opinia, że politycy nie działają na rzecz dobra wspólnego, lecz przede wszystkim są zorientowani na wąski interes polityczny swojej partii lub uprawiają prywatę. Wielu wyborców nie ma do nich zaufania, ponieważ sądzą coraz częściej, że "przyzwoici ludzi nie pchają się do polityki". Taka opinia jest dla wielu posłów i radnych krzywdząca.
- Dlaczego do głosowania na prezydenta RP idzie więcej ludzi niż w wyborach samorządowych? Czyżby ludzie nie wierzyli, że samorząd wpływa bezpośrednio na ich życie?
- Po pierwsze w wyborach prezydenckich decydujemy o tym, kto będzie najważniejszą osobą w państwie, więc znaczenie tych wyborów jest bardzo duże. Po drugie kampania wyborcza w wyborach prezydenckich jest nieporównywalnie bardziej żywa i emocjonująca. W telewizji i radiu jest znacznie więcej programów wyborczych prezentujących kandydatów. Odbywają się wiece i spotkania z wyborcami, więc nic dziwnego, że mobilizacja społeczeństwa, aby oddać swój głos, jest dużo większa. Ludzie oczywiście zdają sobie sprawę, że działania podejmowane przez samorząd wpływają na jakość życia w gminie czy mieście, jednak w trudnej sytuacji gospodarczej i narastającego bezrobocia wielu jest przekonanych, że obojętnie, kto będzie rządził, to i tak niewiele zmieni się na lepsze.
- Jakiej spodziewa się pani frekwencji w tych wyborach w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim? Czy bezpośredni wybór wójta, burmistrza, prezydenta sprawi, że więcej ludzi pójdzie głosować?
- Obecna kampania jest niemrawa, wielu wyborców jest zdezorientowanych i nie wie, na kogo głosować. Szczególnie osoby o prawicowych poglądach nie nadążają za zmianami na tej stronie sceny politycznej. Hasła wyborcze są bardzo podobne, nie ma walki wyborczej na argumenty i programy. Poza tym na postawy wyborców wpływają ostatnie informacje o uleganiu korupcji przez polityków. Dodatkowo trudności życia codziennego zniechęcają do aktywności politycznej. Dlatego obawiam się, że frekwencja w tych wyborach będzie niska, poniżej 40 procent. W powiecie kozielskim będzie niższa od średniej w województwie, ze względu na masowe wyjazdy do pracy za granicę. Nie sądzę, by możliwość bezpośredniego wyboru prezydenta i wójta w znaczący sposób wpływała na aktywność wyborców. Społeczeństwo jest rozczarowane do polityki, nastroje są nie najlepsze. Przeważają rozgoryczenie i obawy co do przyszłości.
- Bezpośredni wybór prezydenta czy wójta sprawi, że jego władza się wzmocni? Jakie to stanowi szanse, a jakie zagrożenia dla gmin?
- W małych gminach wyborcy doskonale znają swojego wójta i wiedzą o jego poczynaniach. Nawet jeśli był powołany przez radę, i tak odczuwał silną presję wyborców. W miastach władze samorządowe są bardziej oddalone od mieszkańców i dlatego wybory bezpośrednie sprawią, że burmistrz czy prezydent będą musieli w większym stopniu liczyć się z wyborcami, którzy będą mogli go w drodze referendum odwołać. Stanowi to szansę na odpolitycznienie kadr w administracji samorządowej. Decyzje kadrowe można będzie bowiem podejmować, na pierwszym miejscu stawiając przygotowanie kandydata do pełnienia funkcji, a nie jego przynależność polityczną. Stawia to również przed prezydentem czy burmistrzem szczególne wymagania. Powinien umieć współpracować z ludźmi, pozyskiwać wśród radnych zwolenników do realizacji swojej polityki, zwłaszcza jeśli w radzie będzie przeważać przeciwna orientacja polityczna. Jeśli radni nie będą się kierować interesem gminy, tylko dążyć do skompromitowania prezydenta, może to grozić paraliżem prac samorządu. Tu jest ogromna rola mediów, które takie sytuacje powinny nagłaśniać, aby wyborcy mogli w przyszłych wyborach wystawić rachunek tym, którzy działali na szkodę.
- Czy ludzi interesuje to, co jest w programach wyborczych? A może po prostu głosują na kogoś, kto im się podoba na plakatach?
- Aktywna część społeczeństwa oczywiście interesuje się wyborami, czyta ulotki i stara się wyrobić sobie własny pogląd na temat partii i kandydatów. Jednak w naszym kraju połowa społeczeństwa nie interesuje się wcale polityką i nie zamierza uczestniczyć w wyborach, więc najczęściej wyrzuca materiały wyborcze do kosza.
- Czy istnieje jakaś różnica
pomiędzy głosowaniem wyborców w mieście a głosowaniem na wsi? Na jakie kwestie większą uwagę zwracają ludzie w tych dwóch środowiskach?
- W środowiskach wiejskich obowiązuje ordynacja większościowa. Kartka wyborcy ma znacznie większą siłę niż w mieście, gdzie nie ma gwarancji, że wskazany przeze mnie kandydat przejdzie, nawet jeśli uzyska najwięcej głosów. Liczy się to, jakie poparcie uzyskała cała lista. Dlatego na wsi kandydaci muszą prowadzić kampanię bezpośrednią, przekonywać do siebie wyborców i wywiązywać się z obietnic wyborczych, jeśli chcą być ponownie wybrani. W mieście często ludzie nie wiedzą, kto został radnym z ich dzielnicy i ta zależność między wyborcą a wybieranym jest znacznie słabsza. Bardziej liczą się sympatie polityczne wyborców.
- Czy istnieje zjawisko, by wyborcy głosowali na znane nazwiska bez względu na to, czy kandydaci są kojarzeni pozytywnie czy negatywnie?
- Część ludzi rzeczywiście głosuje na znane nazwiska, co wykorzystują niektóre partie polityczne, umieszczając na liście kandydatów o takich samych nazwiskach, jak znani liderzy. Na przykład w tych wyborach kandydują dwie osoby noszące takie samo imię i nazwisko: Ryszard Galla. Pewnie niektórzy będą sądzić, że głosują na obecnego marszałka sejmiku, a oddadzą głos na nieznanego kandydata.
- Czy pani zdaniem ludzie wiedzą, co to rada gminy, wójt i czym się zajmują? Jaka jest ogólna świadomość przeciętnego Kowalskiego na temat samorządu?
- Wiedza o samorządach jest zróżnicowana. Ci, którzy nie interesują się polityką, raczej niewiele wiedzą o kompetencjach samorządu i dopóki jakaś decyzja rady nie wpłynie bezpośrednio na ich otoczenie, nie interesują się. Jeśli jakaś decyzja wzbudza kontrowersje - na przykład o zamknięciu szkoły czy szpitala - to aktywność społeczna wzrasta i wówczas wiedza o tym, co zależy od samorządu, zwiększa się. Muszę jednak podkreślić, że mobilizacja społeczna zwykle dotyczy protestu. Niezwykle rzadko ludzie są skłonni wyrażać aprobatę i wesprzeć samorząd w jego działaniach.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska