Targi nto - nowe

Wycięta na straty

Robert Lodziński
Po każdym Bożym Narodzeniu marnują się setki niesprzedanych drzewek. Największe straty ponoszą plantatorzy.

Przed świętami na Opolszczyźnie sprzedaje się dziesiątki tysięcy choinek. Część z nich nie znajduje jednak nabywców. Niechciane drzewka najczęściej idą na podpałkę.
- Przy sprzedaży choinek trzeba się liczyć ze stratami. Cała sztuka polega jednak na tym, aby doprowadzić je do jak najniższych rozmiarów - uważa Paweł Pypłacz, nadleśniczy Nadleśnictwa Kluczbork. W tym roku w całym Nadleśnictwie Kluczbork sprzedano około czterystu choinek. - W naszym biurze zostało osiem drzewek a w całym nadleśnictwie około dwudziestu - wylicza nadleśniczy. - Wytniemy z nich gałązki, które posłużą jako ochrona przed mrozem dla rabat kwiatowych. Pnie pójdą na podpałkę.
Leśnicy. ograniczając straty, stosują tzw. sprzedaż na pniu.

- Połowę zaplanowanych do sprzedaży drzewek wycina od razu, druga część jest docinana w miarę potrzeb - wyjaśnia Henryk Pigulski, nadleśniczy Nadleśnictwa Prudnik. - Przed samymi świętami dochodzi do tego, że leśniczy idzie z klientem do lasu i tam wycinana wybraną choinkę. Dzięki temu straty drzewek są niewielkie. Każdego roku zostaje nam najwyżej kilka choinek, ale i one po świętach znajdują nabywców. Zwykle kupują je organizatorzy noworocznych balów.
W tym roku w Nadleśnictwie Prudnik szczęśliwie sprzedano wszystkie choinki. - Jeżeli jednak ktoś zechce kupić drzewko, to sprzedamy je na pniu - zapewnia nadleśniczy.
W gorszej sytuacji są plantatorzy. Sprzedając choinki na targowiskach, czy przed domami handlowymi, muszą liczyć się z większymi stratami.
- W tym roku nie sprzedałem około 300 drzewek - mówi Herbert Pikos, plantator świerka srebrnego z Zawady. - Aby zdobyć klienta, musiałem do ostatniego dnia świąt zapewnić mu duży wybór choinek. Siłą rzeczy wiele drzewek musiało mi zostać...

Straty nie są wcale małe. Przed świętami jedno drzewko kosztowało od 20 do nawet 80 złotych. - Przy tego rodzaju działalności trzeba to wkalkulować w ryzyko - dodaje przedsiębiorca. - Plantatorzy z Polski centralnej unikają strat, wywożąc choinki za wschodnią granicę. Tam święta, prawosławne Boże Narodzenie, są w styczniu i nasze polskie drzewka dobrze się sprzedają.
Przedsiębiorcy z zachodniej części kraju nie mają kontaktów ze Wschodem i niepotrzebne choinki po prostu palą. Podobny los czeka także świerki z Zawady.
Zupełnie inaczej ten sam problem rozwiązują hipermarkety, które przed świętami także proponują klientom choinki. Zwykle dyrekcja sieci podpisuje umowę na cały kraj z jednym dostawcą. On martwi się potem, co robić z pozostałą nadwyżką. Ostatecznie niesprzedane choinki mogą trafić do pracowników marketu.
- W tym roku mieliśmy choinki z Holandii. Nie sprzedało się zaledwie 15 sztuk, wszystkie rozdaliśmy wśród naszych pracowników - mówi Rajmund Świetlik, dyrektor marketingu w opolskim hipermarkecie Obi.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska