Wyjątkowa kolekcja Janusza Kubickiego. Lekarz zbiera autografy najsłynniejszych sportowców

fot. Witold Chojnacki
Janusz Kubicki jest najbarziej dumny z autografów piłkarzy Barcelony.
Janusz Kubicki jest najbarziej dumny z autografów piłkarzy Barcelony. fot. Witold Chojnacki
Ma unikalną w Polsce kolekcję autografów najsłynniejszych sportowców z całego świata. Janusz Kubicki, opolski ginekolog, zbiera je od ponad pół wieku.

Pierwszy autograf, którego strzeże jak największego skarbu, przysłał mu Christopher Chataway. To mistrz świata w biegach długodystansowych na olimpiadzie w Melbourne w 1956 r. Chataway skreślił wówczas do 15-letniego początkującego kolekcjonera także kilka słów po angielsku: "Drogi Januszu, dziękuję bardzo za twój list".

- Dla mnie i dla mojego ojca to był szok - wspomina doktor Kubicki, ginekolog-położnik i wieloletni ordynator w opolskim szpitalu przy ul. Reymonta. - Wyszukałem adres do tego słynnego biegacza w jakiejś gazecie sportowej, napisałem do niego, ale nawet o tym nie śmiałem pomarzyć, że on mi odpisze. Do jakiegoś chłopca z Polski, do kraju zza żelaznej kurtyny, o którym może nawet nie słyszał? Tymczasem Chataway potraktował mnie poważnie. Autograf złożył na oryginalnym blankiecie radia BBC, w którym pracował po olimpiadzie jako komentator.

Zanim list od Anglika dotarł do adresata, przeszedł przez ręce komunistycznej cenzury. Koperta była oklejona taśmą, co świadczyło, że wcześniej musiała być otwierana. - To było za czasów Bieruta - mówi Janusz Kubicki. - Odwiedzili nas potem w domu, w moim rodzinnym Krakowie, jacyś poważni panowie. Wypytywali o ten list. Dopiero później, gdy zdobyłem już większą wiedzę na temat tamtych czasów, domyśliłem się, że to byli ludzie ze służby bezpieczeństwa.

Sportowcy lubią komplementy

Janusz Kubicki został łowcą autografów wkrótce po tym, jak rozpoczął naukę w krakowskim I Liceum im. Bartłomieja Nowodworskiego. Uczył się w nim trzech języków: rosyjskiego, angielskiego i łaciny. Szczególnie znajomość angielskiego bardzo mu pomogła w zdobywaniu podpisów od najsłynniejszych sportowców.

- Każda przesyłka, która przychodziła do mnie z zagranicy, była wtedy wydarzeniem na poczcie - dodaje pan Janusz. - Listonosze prosili o znaczki. Mnie interesowało tylko to, co się znajdowało w kopertach
- autografy.

Kiedyś były specjalne zeszyty do ich zbierania, zaopatrzone w kartki z narysowanymi dyscyplinami sportu, z sylwetkami sportowców. Wyrwanie samej kartki i wysłanie jej oznaczałoby jednak pójście na łatwiznę. Młody Kubicki od początku opracował własną metodę. Niby prostą, ale wymagającą pewnego zachodu. I najważniejsze, jak się potem okazało, całkiem skuteczną.

- Rysowałem też na tych kartkach flagi krajów, do których wysyłałem list lub z których pochodził dany sportowiec, oraz pisałem po angielsku zawsze coś miłego od siebie o danym sportowcu, jakie wrażenie na mnie wywarł, komplementowałem go - opowiada. - Każdy lubi usłyszeć pod swoim adresem miłe słowa, więc to działało. Może też sportowcy nie byli jeszcze wtedy tak zmanierowani, zepsuci przez pieniądze jak teraz. Do karty na autografy dodawałem zaadresowaną na siebie kopertę zwrotną. Wytypowani przeze mnie sportowcy musieli tylko włożyć kartę do koperty i przykleić znaczek...

Nigdy nie pomijał Polaków

Wysyłał prośby o autografy podczas igrzysk olimpijskich w Melbourne, Rzymie, Tokio - do ekip Stanów Zjednoczonych, Anglii, Australii, Nowej Zelandii. Dzięki temu ma w swojej kolekcji m.in. czterokrotnych medalistów olimpijskich z USA: w rzucie kulą O'Briana, w rzucie dyskiem Oertera i w skoku wzwyż Dumasa. Znalazł się w niej też fenomenalny rekordzista świata w biegach średnich Herb Elliot, mistrz olimpijski w biegach średnich w Rzymie Peter Snell z Nowej Zelandii oraz biegacz na średnich dystansach, także medalista olimpijski Gordon Pirie z Anglii. Podpisów są dziesiątki.

- To był rok 1960, Gordon Pirie, który startował wtedy na olimpiadzie w Rzymie, przysłał mi nie tylko swój autograf, ale i bardzo miły list - wspomina Janusz Kubicki. - Napisał w nim: "Dziękuję bardzo za życzenie mi sukcesu, ale niestety nie byłem tak dobry jak mój przyjaciel Zdzisław Krzyszkowiak". Nasz rodak zdobył wtedy złoty medal w biegu na 3000 metrów z przeszkodami, a Pirie minął metę tuż po nim. Jak widać, potrafił uznać czyjąś przewagę.

Wysyłając prośby o autografy podczas olimpiady, nie pomijał nigdy ekipy polskiej. Dzięki temu ma autograf Janusza Sidły (wicemistrza olimpijskiego w rzucie oszczepem w Melbourne), Krzyszkowiaka, Józefa Szmidta (rekordzisty świata w skoku w dal), Edmunda Piątkowskiego (medalisty w rzucie dyskiem), nazywanego "białym aniołem", bo zawsze startował w zawodach w białym stroju.

Podpis córki Małysza

Z czasem wieść o cennym zbiorze autografów Janusza Kubickiego rozeszła się po Polsce. W roku 1962 pisał o nim "Sportowiec", przychodziły do łowcy autografów listy. Największą zazdrość u fanów sportu wzbudziła informacja, że jest on posiadaczem autografu fenomenalnego biegacza, nowozelandzkiego lekkoatlety Petera Snella.

- Zdobyłem go, gdy nazwisko tego sportowca nie było jeszcze powszechnie znane, po prostu kilka razy do niego napisałem, a on w końcu odpisał - tłumaczy dr Kubicki. - Moja cierpliwość została nagrodzona, a potem jego autograf był na wagę złota. Snell najpierw zdobył złoty medal w biegu na 800 metrów na olimpiadzie w 1960 r. w Rzymie. A cztery lata później w Tokio zwyciężył w biegu na 800 i 1500 metrów. Do tej pory strzegę tego autografu jak oka w głowie...

Doktor Kubicki uległ też małyszomanii. - Ale ja miałem autograf Adama Małysza już w 2001 roku, gdy zdobył swoją pierwszą kryształową kulę i jeszcze nie stał się tak sławny - zaznacza kolekcjoner. - Jak zwykle, nie chcąc mu zawracać głowy, posłałem mu gotową kartę na autograf z kopertą. Tymczasem Małysz przysłał mi piękną widokówkę z widokiem gór, na której było motto: "Trzeba być stałym mieszkańcem niebiańskich szczytów". Dołączył do tego swoje zdjęcie, autograf oraz podpis żony Izabeli i... trzyletniej wówczas córki, Karoliny. Jej podpis wygląda jak bohomaz, ale kto taki ma?

Tylko Włosi nie odpowiadają

Janusz Kubicki może o swojej pasji opowiadać godzinami. Teraz koncentruje się na korespondencji z najbardziej liczącymi się klubami piłkarskimi w Europie. Już go prawie wszędzie znają. Dostał np. wraz ze zdjęciem autografy całej drużyny Realu Madryt, grającej w sezonie 2008/2009. Od drużyny Manchester United otrzymał zdjęcie i miły list.

- Wysłałem też prośbę o autografy do Chelsea Londyn, którą kupił rosyjski bogacz Roman Abramowicz
- opowiada. - Bardzo pięknie odpowiedziała mi jego sekretarka, Maria Granowskaja. Na moje listy nie odpowiadają jedynie kluby włoskie. Nie wiem, dlaczego.

W Polsce doktor Kubicki kibicuje ukochanej Cracovii, bez względu na to, czy jest na wozie, czy pod. Jego najbardziej ulubioną zagraniczną drużyną jest natomiast FC Barcelona. Pewnego dnia o mało nie zemdlał z wrażenia, gdy z Barcelony przyszedł list, a w nim: "Drogi Janusz Kubicki. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że mamy kolejnego wielbiciela. Życzymy panu wiele szczęścia". A do tego były dołączone podpisy wszystkich zawodników oraz ważnych działaczy FC Barcelona.

W 2008 roku Kubicki, prorektor Państwowej Medycznej Wyższej Szkoły Zawodowej w Opolu, był w Warszawie na spotkaniu premiera z rektorami szkół wyższych. Siedział blisko Donalda Tuska. Chciał do niego podejść, wziąć autograf, bo premier też pasjonuje się piłką nożną. Ale ochrona nie pozwoliła.

Napisał więc do Tuska list i wkrótce autograf dostał pocztą. - Pogratulowałem premierowi powrotu po 40 latach do ekstraklasy jego ulubionego klubu Lechii Gdańsk. Podziałało… - zdradza, jakiego użył triku.

Najbliższy cel to olimpiada w Londynie. Już się do niej przygotowuje. Opracowuje własną strategię. Nie chce autografów od byle kogo, tylko od mistrzów.

- Szkoda, że teraz młodzież nie ma takiego hobby - mówi Janusz Kubicki. - To wymaga znajomości języków obcych, uczy cierpliwości, a daje potem wielką satysfakcję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska