NZOZ Aniemed to dawna przychodnia OLKa, której pracowników - od 1 maja tego roku - przejęła spółka Aniemed Holding z Katowic. Placówka została wyceniona na 500 tys. zł, katowicka spółka wpłaciła za nią zaliczkę w wysokości 50 tys. zł, a do końca tego roku miała uiścić resztę należności w dwóch ratach - po 225 tys. zł każda. Przedwstępną umowę sprzedaży z tą spółką zawarł urząd marszałkowski, któremu OLKa podlegała.
Prezesem zarządu Aniemed Holding jest Aniefiok Ntuk, Nigeryjczyk z pochodzenia. Załoga przychodni przyjęła go na początku z otwartymi ramionami, widziała w nim zbawcę placówki, w której od 2002 r. urzędowało - kolejno - dwóch likwidatorów. Wstawiła się za nim w specjalnym piśmie do urzędu marszałkowskiego.
- Pan Ntuk twierdził, że zrobi z naszej placówki przychodnię światowej klasy - mówi pracownica NZOZ Aniemed, pragnąca zachować anonimowość. - Obiecywał, że wyremontuje budynek, wyposaży każdy gabinet w super sprzęt i skomputeryzuje rejestrację. My z kolei mieliśmy jeździć na zagraniczne szkolenia, a na wypoczynek - do ośrodka wczasowego pana prezesa.
- Myśmy mu zaufali - dodaje inna pracownica. - Natomiast mamy żal do Urzędu Marszałkowskiego, że nie sprawdził jego wiarygodności. - Z poczynań prezesa wynika jednak, że on wcale nie zamierza rozwijać naszej przychodni, tylko chce przejąć budynek, i urządzić w nim coś innego.
Bez majowej pensji zostało 27 osób, które są zatrudnione na podstawie umowy o pracę (pozostali, na kontraktach, są inaczej opłacani). Dominują wśród nich długoletni pracownicy, związani z przychodnią nawet 20 lat. Część z nich to jedyni żywiciele rodzin. Wszyscy martwią się też z powodu przerwy w opłacaniu składek. Sprawdzili, że z opolskiego ZUS-u zostali wyrejestrowani z końcem kwietnia.
- Wypłata pensji za maj personelowi przychodni się należy i nikt tego nie neguje - przyznaje Zbigniew Leszczyński, dyrektor NZOZ Aniemed Centrum Medyczne "Na wyspie" w Opolu. - I te pensje będą wypłacone, natomiast kto to zrobi, okaże się wkrótce. Prezes zarządu, którego reprezentuję, jest w stałym kontakcie z urzędem marszałkowskim. Ja się dziwię załodze, że przedkłada tę sprawę nad inne i ciągle do niej wraca. Teraz powinna się skoncentrować na pracy. Rozmawiałem z personelem wielokrotnie i apelowałem: skupmy się na wykonywaniu kontraktu. Bo jeśli skoncentrujemy się na nerwowych rozmowach, to byt jednostki będzie zagrożony.
NZOZ Aniemed został zarejestrowany 3 kwietnia. W kwietniu pensje załodze wypłacił jeszcze likwidator. Prezes Ntuk uważa, że powinien on też wypłacić wynagrodzenia za maj. Dlaczego?
- Dlatego, że kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia nasz NZOZ podpisał dopiero 29 maja - wyjaśnia Leszczyński. - Czekamy na pismo od urzędu marszałkowskiego, które powinno tę sporną kwestię wyjaśnić. Likwidator wypłacił jednak pracownikom trzynastki, więc nie zostali oni bez pieniędzy. Choć rozumiem, że to nie to samo, co pensja.
Dyrektor Leszczyński zapewnia, że składki na ZUS za pracowników zostaną odprowadzone do 15 sierpnia. A opóźnienie w ich opłaceniu wyniknęło m.in. z tego powodu, że nie zostały spełnione wszystkie postanowienia zawarte w akcie notarialnym pomiędzy prezesem, a urzędem marszałkowskim.
Pracownicy przychodni wysłali pismo do marszałka województwa, w którym proszą o ponowne rozpatrzenie sprawy ich placówki i podjęcie decyzji co do jej dalszych losów. Po cichu liczą, że wszystko da się jeszcze odkręcić.
- Między urzędem marszałkowskim a pracownikami NZOZ Aniemed, pod względem formalnym, nie ma już żadnego związku - mówi dr Sławomir Tubek, dyrektor departamentu zdrowia UM. - Zostali oni "przekazani" pod koniec kwietnia i już tylko tej spółce podlegają. Ciągłość jest zachowana. Prezes Ntuk nie ma racji, uchylając się od wypłacenia im pensji za maj. Zgodnie z kodeksem pracy, z chwilą przejęcia ludzi, to są już jego pracownicy. Zresztą on w ogóle w sprawie pracowników do nas nie występował.
Prezes Ntuk nie płaci nie tylko pracownikom. Termin wpłaty pierwszej raty - 225 tys. zł - za przychodnię minął pod koniec czerwca.
- Mamy problem, gdyż prezes Ntuk nie przelał tej sumy - przyznaje Tadeusz Troszyński, skarbnik województwa. - Wysłaliśmy mu wezwanie do zapłaty, grożąc sądem. Chciałbym jednak podkreślić, że ostateczne przejęcie obiektu może nastąpić dopiero po wpłaceniu całej kwoty, czyli 450 tysięcy złotych. Inaczej mu tego obiektu nie wydamy.
- Niestety, to jest ryzyko ludzi, na jakiego pracodawcę trafiają - uważa skarbnik.
Prezes Aniefiok Ntuk, według zapewnień jego sekretarki, był nieuchwytny.
Strefa Biznesu: Coraz więcej chętnych na kredyty ze zmienną stopą
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?