Wyłudzają pożyczki na skradzione dokumenty

Redakcja
Eksperci podkreślają, że najważniejsza jest pierwsza godzina po utracie dokumentów. - Im wcześniej zgłosimy kradzież, tym lepiej - dodaje Sławomir Szorc.
Eksperci podkreślają, że najważniejsza jest pierwsza godzina po utracie dokumentów. - Im wcześniej zgłosimy kradzież, tym lepiej - dodaje Sławomir Szorc. Sławomir Mielnik
Strata dokumentów to czasem początek kłopotów. Na cudze papiery oszuści wyłudzili łącznie 70 mln złotych.

Problem jest tylko jeden: osoby te nigdy nie zaciągały kredytu ani nie podpisywały umów z operatorami telefonii komórkowej. Czary? Nie! Wszystkie te sprawy łączy wspólny mianownik: skradziony bądź zgubiony dowód osobisty...

Lato tego roku. Pani Anna Krzyżaniak z Kędzierzyna-Koźla otrzymała z jednego z parabanków korespondencję. Podpisany na końcu formularza jeden z managerów firmy prosi o uregulowanie rat za zaciągniętą niespełna dwa miesiące wcześniej pożyczkę.
- Byłam zdumiona pismem. Przecież nigdy w tej firmie nic nie brałam - mówi pani Anna.
Kobieta szybko jednak skojarzyła, że pod koniec maja zgubiła saszetkę z okularami, kartą bankomatową i dowodem osobistym.

- Poszłam do urzędu miasta wyrobić nowy dokument, ale na moje nieszczęście dopiero po kilku dniach - mówi. - Wystarczyło, by osoba, która znalazła dokument, wzięła na mnie pożyczkę - 5 tys. zł. Sprawa się jeszcze nie zakończyła. Cały czas walczę z instytucją, która chce ode mnie pieniądze.

To klasyczne wyłudzenie na nie swój dowód. A jak wynika z policyjnych statystyk, do takich przestępstw dochodzi coraz częściej.

- Bo tak zwane parabanki czy niektóre firmy udzielające szybkich pożyczek nie wymagają nawet wizyty w placówce - mówi Sławomir Szorc, naczelnik wydziału do walki z przestępstwami gospodarczymi Komendy Miejskiej Policji w Opolu. - Taką pożyczkę można załatwić na telefon, wysyłając tylko skan dowodu osobistego do firmy, w której się o nią staramy.

Zbędna jest też wizyta w niektórych salonach operatorów komórkowych. Również telefon można zamówić drogą internetową czy... telefonicznie.

- Prowadzimy sprawę, gdzie człowiek wyłudził w ten sposób dwa smartfony - mówi Sławomir Szorc. - Koszt jednego to prawie trzy tysiące złotych. Kupujący posłużył się skradzionymi dokumentami. Natomiast właściciel dowodu, opolanin, o sprawie dowiedział się, kiedy operator zaczął upominać się o nie zapłacone rachunki. Mamy też na podorędziu podobną historię, tylko że zamiast telefonów wyłudzono komputery.
Dlatego policjanci apelują, by jeśli tylko stracimy dokument, zaraz informować o tym odpowiednie instytucje.

- Na policję idziemy wówczas, kiedy dokument został nam skradziony - mówi podinspektor Jarosław Dryszcz z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - Natomiast jeśli dowód zgubiliśmy, zgłaszamy to instytucji, która go wydała. Takie jest prawo.

Eksperci podkreślają, że najważniejsza jest pierwsza godzina po utracie dokumentów.
- Im wcześniej zgłosimy kradzież, tym lepiej - dodaje Sławomir Szorc.

Dlaczego? Bo przestępcy nie zasypiają gruszek w popiele i od razu idą do parabanku, by wyłudzić pożyczkę, lub do sklepu, kupując na przykład drogi sprzęt na raty. To zwiększa bowiem szansę powodzenia przekrętu.

Osoby, które straciły dokumenty, powinny też pójść i zgłosić to w swoim banku.
- Na miejscu dostaniemy odpowiedni formularz, a informacja o utraconym dokumencie zostanie przekazana do centralnej bazy danych systemu Dokumenty Zastrzeżone - wyjaśnia Krzysztof Makowski, właściciel firmy specjalizującej się w doradztwie finansowym i załatwianiu kredytów. - Informacja taka jest automatycznie przekazana do wszystkich banków i innych instytucji korzystających z systemu. Całość trwa kilka minut.

Im szybciej zgłosimy problem, tym większa również szansa, że osoba, na którą wzięto kredyt lub telefon komórkowy, nie trafi do Krajowego Rejestru Długów.

- A wypisanie się z tej instytucji to niełatwa sprawa - zastrzega naczelnik Szorc. - Trzeba udowadniać, że nie jest się wielbłądem. Czasami trwa to wiele miesięcy.

Obecność w takim rejestrze do zera zmniejsza szanse, że dostaniemy gdziekolwiek kredyt czy podpiszemy umowę z jakimkolwiek operatorem telefonii.

Przekonał się o tym kilka lat temu pan Grzegorz z Opola. Zgubił dowód, ale zgłosił to od razu odpowiednim instytucjom, zastrzegł również dokument wszędzie tam, gdzie było możliwe. Pierwszy raz się zdziwił, kiedy dostał wezwanie do uregulowania dwóch rachunków telefonicznych. Oczywiście żadnych umów nie podpisywał.

- Mało tego, pracownica jednej z firm zarzekała się, że to ja byłem u niej i zawarłem umowę. Policja wzięła więc mój wzór podpisu, badał to grafolog, który uznał, że nie mam z tym nic wspólnego - mówi pan Grzegorz. - Myślałem więc, że sprawa jest załatwiona.

Po jakimś czasie opolanin chciał kupić córce telefon. I tu zdziwił się drugi raz.
- Abonament miał być na mnie. Pani sprawdziła coś w komputerze i powiedziała, że nie dostanę aparatu, bo jestem na czarnej liście... Ręce mi opadły - wzdycha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska