Wyprowadzamy psy na smyczy, sprzątamy po nich. A przede wszystkim kochamy

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Agnieszka Kępka: To rola rodziców, żeby dzieci  uwrażliwić  na los naszych mniejszych braci
Agnieszka Kępka: To rola rodziców, żeby dzieci uwrażliwić na los naszych mniejszych braci 123rf
Czasami myślę, że jedynym sposobem na ukrócenie tego bestialstwa, na zatrzymanie fali okrucieństwa ludzi wobec zwierząt byłoby karanie oprawców w podobny sposób, w jaki znęcali się nad zwierzętami. Tak, by człowiek, który robi zwierzęciu krzywdę, odczuł to mocno - mówi Agnieszka Kępka, behawiorystka i międzynarodowy sędzia kynologiczny

Były senator PiS usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami, po tym jak swojego psa przywiązał linką do samochodu i ciągnął go tak długo, aż zwierzę padło. Co pani pomyślała, słysząc o tak bulwersującym przypadku?
Że nie ma znaczenia, czy to były senator czy ktokolwiek inny. Nikt nie ma prawa pozbawiać życia jakąkolwiek żyjącą istotę w taki czy inny sposób. Za każdym razem, kiedy słyszę o podobnym bestialstwie, zastanawiam się, jakie pokłady brutalności trzeba mieć w sobie, żeby dopuścić się takiego czynu. Przecież jak się nie chce psa, to można go oddać do schroniska i nie trzeba się nawet z tego tłumaczyć.

Maltretowane zwierzę jest bezbronne i nikomu się nie poskarży.
Zawsze powtarzam, że gdyby myśliwy stanął oko w oko ze zwierzęciem bez broni, noktowizora i tych innych łowieckich „zabawek”, to nie byłby taki odważny.

Mniej więcej w tym samym czasie media opisywały inny przypadek - sołtyski, która także znęcała się nad psem. Co się z nami dzieje?
Powiem coś bardzo niepopularnego, co może rozpętać burzę. Czasami myślę, że jedynym sposobem na ukrócenie tego bestialstwa, na zatrzymanie fali okrucieństwa ludzi wobec zwierząt byłoby karanie oprawców w podobny sposób, w jaki znęcali się nad zwierzętami.

Trzeba walczyć, mówić głośno i przytaczać przykłady takiego bezmyślnego znęcania się

To rzeczywiście zbyt daleko idący pomysł.
Wymyślony z bezsilności. Bo do tej pory żadne kary finansowe czy nawet publiczne napiętnowanie sprawców nie mają wpływu na zmianę naszego stosunku do zwierząt. Bez przerwy słyszę o przypadkach znęcania się nie tylko nad psami. Jestem więc za zaostrzeniem kar, ale one muszą być dotkliwe na tyle, żeby człowiek, który robi zwierzęciu krzywdę, odczuł to mocno.

Kary, jak widać, nie działają na wyobraźnię wielu ludzi.
Ale nagłaśnianie takich wydarzeń sprawia, że stajemy się coraz bardziej świadomi praw, jakie przysługują zwierzętom. Na naszej planecie każda istota żyjąca może znaleźć swoje miejsce. Ale polskie państwo często zawodzi w związku z przemocą. Nie tylko wobec zwierząt. Przecież słyszymy, jak rozwija się przemoc domowa wobec dzieci i jak jesteśmy wobec niej bezradni. I tu także, dopiero, kiedy media nagłośnią przypadek, coś się próbuje zmieniać. Ale zmianę trzeba przede wszystkim zacząć od edukacji, tak aby okrutne cechy nie rozwijały się w człowieku.

Tymczasem wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski twierdzi, że prawa zwierząt nie istnieją. Że są one jedynie wytworem lewicowej ideologii. I z podręcznika dla klas trzecich chce wyrzucić opisane przypadki łamania praw zwierząt, m.in. kłusownictwa, występów w cyrku czy prowadzenia doświadczeń na zwierzętach.
Zdaniem pana wiceministra zwierzęta nie mają praw, bo nie mają zdolności do czynności prawnych, czyli np. nie mogą zawierać ważnych umów. Gdyby iść tym tropem, to można wysnuć wniosek, że żadnych praw nie mają także dzieci oraz osoby upośledzone, które zostały ubezwłasnowolnione i mają opiekuna, bo przecież one także nie mają zdolności prawnych.

Wiceminister Rzymkowski to doktor nauk prawnych. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Czyli nie idziemy w dobrą stronę?
Nie. Polskie dziecko słyszy od samego wiceministra, że zwierzęta nie mają praw i tym samym może w nim zakiełkować zgoda na takie okrucieństwo. Skoro zwierzęta nie mają praw, to hulaj dusza!... W naszym kraju nadal brakuje poszanowania życia, edukacji i przyrodniczej empatii.

To co robić?
Trzeba walczyć, mówić głośno i przytaczać przykłady takiego znęcania się. Działać. Działać. Bo przypadków znęcania się jest cały czas dużo. Na wsi koty są wrzucane do beczek i palone żywcem. A dzieci się temu przyglądają. Znam przypadki topienia, bez skrupułów, malutkich zwierząt. Wsadza się je do worka obciążonego kamieniami i wrzuca do wody. To nie przeszłość, to cały czas teraźniejszość. Znam te przypadki z opowieści ludzi, którzy to widzieli i nawet próbowali reagować. A potem, kiedy przez takiego zwierzęcego oprawcę zostali pozwani za napaść, to nie znaleźli żadnej ochrony ze strony państwa. Bo w naszym kraju z obrońców zwierząt robi się czasami kryminalistów. I dlatego wiele osób woli nie reagować. A brak reakcji jest najgorszy.

Zwierzęta nie tylko czują, ale też cierpią z bólu, chociaż nie potrafią tego często okazać

Nie ma już podziału na wieś i miasto. Okrutni wobec zwierząt są i tu, i tu.
Bywam na wsi często, chociażby dlatego, że moja córka wyprowadziła się na wieś. I zawsze jak przejeżdżam przez tę wieś, zamykam oczy, żeby nie widzieć tych metalowych bud, psów wygłodzonych, z żebrami na wierzchu i na łańcuchach. Na wsi dalej, na przykład, owieczkę traktuje się jak zabawkę - głaszcze, przytula, a potem zarzyna i bierze na rożen. Często apeluję w radiu do mieszkańców polskich wsi, żeby reagowali na metalowe budy. I dostaję listy od ludzi wrażliwych na los zwierząt, że zupełnie nic nie mogą zrobić. Bo to jeszcze na nich zostaje nasłana policja.

Wielu osobom wydaje się, że zwierzęta nie czują. Traktują je więc przedmiotowo.
Zwierzęta nie tylko czują, ale też cierpią z bólu, chociaż nie potrafią tego często okazać. Dopiero kiedy ból jest nie do zniesienia, straszliwie wyją albo piszczą. Dlaczego lekarze weterynarii, robiąc jakikolwiek zabieg w przypadku zwierzęcia, też używają narkozy? Po to, żeby nie zadawać mu bólu.

Tej wrażliwości dla zwierząt trzeba uczyć dzieci.
Kiedy moja córka była mała, miała do nas pretensję, że psy i koty w naszym domu mają największe prawa. Ale teraz ona sama ma pięć adoptowanych psów oraz pięć kotów i uważa, że trzeba im dużo czasu poświęcać. Nie przejdzie obojętnie obok cierpiącego zwierzęcia, bo tak została wychowana. To rola rodziców, żeby dzieci uwrażliwić na los tych mniejszych braci. To rodzice powinni tłumaczyć, że zwierzęta cierpią. Że to nie są zabawki. Często się obserwuje raczkujące bobasy, które ku radości rodziców złapią kota za ogon albo psa za wąsy i targają. Ale dla zwierzęcia to nie jest zabawne. I to trzeba dziecku tłumaczyć.

Od 10 kwietnia obowiązują wyższe mandaty za spacer z psem bez smyczy.
To wywołało ogromną burzę. Słyszę: „Jak to, mój pies na smyczy? Przecież jest grzeczny, nie musi”. Uważam, że my, właściciele zwierząt, nie powinniśmy dyskutować na ten temat. Jak trzeba prowadzić na smyczy, to trzeba. Niektórzy ludzie boją się psów, biegnących w ich stronę. I mają prawo do tego strachu. Musimy to uszanować. Trzeba uwzględnić dobro takiego człowieka i dobro psa.

To znaczy?
Nauczmy swojego psa chodzić na smyczy, tak żeby go nie ciągnęła, nie dusiła. Uważam też, że należy sprzątać po zwierzętach w miejscach publicznych. Tu także nie ma pola do dyskusji. Wyprowadzajmy więc psy na smyczy, sprzątajmy po nich, ale przede wszystkim kochajmy. Bo są tego warte.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wyprowadzamy psy na smyczy, sprzątamy po nich. A przede wszystkim kochamy - Dziennik Zachodni

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska