Wywiad z Dariuszem Mioduskim, właścicielem Legii Warszawa: Brak mistrzostwa nigdy nie jest akceptowalny. Dla nas to zawsze cel numer jeden

Adam Godlewski
Adam Godlewski
- Grupa, do której trafiliśmy w Lidze Europy bardzo mi pasuje, ponieważ chciałem, żebyśmy grali z silnymi zespołami i trafili do mocnej grupy. A trafiliśmy pewnie do lepszej niż jedna lub nawet dwie w Lidze Mistrzów - twierdzi Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa.
- Grupa, do której trafiliśmy w Lidze Europy bardzo mi pasuje, ponieważ chciałem, żebyśmy grali z silnymi zespołami i trafili do mocnej grupy. A trafiliśmy pewnie do lepszej niż jedna lub nawet dwie w Lidze Mistrzów - twierdzi Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa. fot. adam jankowski / polska press
Niewątpliwie awans do Ligi Europy mocno pomógł ustabilizować sytuację w Legii. Teraz finanse w klubie mamy właśnie stabilne; nie mogę co prawda powiedzieć, że jest różowo i mamy kupę kasy na wydawanie, ale dzisiaj to nie jest mój największy problem, jak związać koniec z końcem. De facto Liga Europy to miejsce, w którym powinniśmy być. Nasi kibice tego oczekują, i w ogóle wszyscy w Polsce oczekują, że Legia powinna grać w Europie. Mam zatem nadzieję, że będzie genialna atmosfera na każdym z pucharowych meczów - mówi w obszernym wywiadzie Dariusz Mioduski, właściciel Legii Warszawa.

Jak wygląda sytuacja finansowa Legii po półtora roku nienormalnego grania w pandemii?

Skutek pandemii był trochę inny niż zwykle dzieje się w czasach kryzysu. Zwykle jest bowiem tak, że ci najmniejsi cierpią najbardziej. A teraz było dokładnie odwrotnie, bo to największym klubom pandemia dała się najbardziej we znaki. Poczynając od potentatów w Europie, a dotyczy to również tych największych w Polsce, które w dużej mierze budują budżet na dniu meczowym. Takich jak Legia, Lech, czy Wisła Kraków, w których przychody z tego tytułu stanowią około 30 procent całkowitych wpływów. Bo to zostało odcięte. Nie było łatwo, ale na szczęście poradziliśmy sobie, i niewątpliwie awans do Ligi Europy pomógł mocno ustabilizować sytuację. Teraz finanse mamy właśnie stabilne; nie mogę co prawda powiedzieć, że jest różowo i mamy kupę kasy na wydawanie, ale dzisiaj to nie jest mój największy problem, jak związać koniec z końcem.

Od przejęcia Legii od ITI budżet klubu był budowany w oparciu właśnie o przychody z fazy grupowej Ligi Europy. Czy to oznacza, że po awansie macie pewność, iż w tym sezonie Legia wyjdzie co najmniej na zero?

Tak. Przedtem, przez kilka sezonów to się nie udawało i powodowało straty finansowe, które trzeba było pokrywać. Trzeba było brać kredyty, dlatego awans nie dał nam jakiejś wielkiej górki, którą możemy reinwestować. Najważniejsze jednak, że nie ma już turbulencji. Jest stabilnie, finanse są pod kontrolą, wpływy z Ligi Europy pozwolą również na obsługę długów.

Legia znalazła się w fazie grupowej Ligi Europy. Jest pan w pełni usatysfakcjonowany od strony sportowej?

Oczywiście, nawet bardzo, taki był przecież nasz cel. A grupa, do której trafiliśmy bardzo mi pasuje, ponieważ chciałem, żebyśmy grali z silnymi zespołami i trafili do mocnej grupy. A trafiliśmy pewnie do lepszej niż jedna lub nawet dwie w Lidze Mistrzów. Zresztą, miałem dużą satysfakcję, gdy od razu po losowaniu w Stambule podszedł do mnie Alex Ceferin, prezydent UEFA, i podzielił się właśnie taką opinią. Bo wydaje mi się, że to trafna ocena. Jako mistrz kraju walczyliśmy o Champions League, ale naszym planem minimum była Liga Konferencji. Muszę przyznać, że w sumie to nie spodziewałem się, że będziemy tak blisko Ligi Mistrzów, jak teoretycznie byliśmy. Sądzę, że gdybyśmy przeszli Dinamo - a mogliśmy, bo oceniam, że Slavia była trudniejszym przeciwnikiem niż zespół z Zagrzebia - to skutecznie powalczylibyśmy z Sheriffem Tyraspol. Dla nas mógłby to być najłatwiejszy przeciwnik z trzech wymienionych, w dwumeczu dawałbym Legii większe szanse.

No i byłaby to symboliczna klamra…

… dokładnie. I tak jednak fakt, że udało nam się przejść Slavię, a przy tym zagrać dwa dobre mecze z drużyną z Pragi to duża sprawa. Wszyscy, z którymi rozmawiałem nie dawali Legii większych szans. Nie mogliśmy zatem w lepszym stylu wrócić do Europy, zaczęliśmy z naprawdę wysokiego C. Wiadomo jednak jak jest w Legii - nigdy nie jest tak, że cudownie będzie przez dłuższy okres. Przez chwileczkę może być super, ale musimy się bardzo szybko cieszyć. Bo to jest kwestia dni, czasem godzin, gdy trzeba będzie otrząsnąć się z rozleniwienia. Od razu pojawiły się przecież nowe wyzwania, z każdej strony. Oczekiwania poszły w górę, dlatego zakładam, że przy sporej liczbie nowych zawodników, których trzeba dobrze poznać i poukładać najważniejsza będzie umiejętność rotacji. Tak, żeby wszyscy byli pod grą, żeby wszyscy czuli, że są potrzebni.

Jakie stawia pan cele w Lidze Europy?

W tak silnej grupie każda wygrana i każdy remis będzie naprawdę dużym sukcesem, ale na pewno stać nas na wywalczenie punktów. Dlatego, że znacznie lepiej gramy z bardzo dobrymi, lepszymi od nas przeciwnikami. Natomiast gorzej z takimi, z którymi teoretycznie powinniśmy wygrywać. I to jest nasz duży problem. Naprawdę musimy nad tym popracować, bo nie są to tylko kwestie mentalne; zawodnicy z całą pewnością nie odpuszczają. Chcą wygrywać, ale jest coś głębiej, co staje na przeszkodzie. Rolą trenera jest wskazać, co jest przyczyną, ale z tym kłopotem nie będziemy mierzyć się w pucharach. De facto Liga Europy to miejsce, w którym powinniśmy być. Nasi kibice tego oczekują, i w ogóle wszyscy w Polsce oczekują, że Legia powinna grać w Europie. Mam zatem nadzieję, że będzie genialna atmosfera na każdym z pucharowych meczów u nas. I pełne trybuny.

Na pewno na każdym wypełni się stadion? Już kiedyś, za swej prezesury w PZPN Michał Listkiewicz twierdził, że tylko dwa kluby mają w UEFA założone bardzo grube księgi kar - Legia i bodaj Dinamo Zagrzeb.

No to od tamtej pory zmieniło się tyle, że Crvena Zvezda, Dinamo i wszystkie bałkańskie kluby nie mają już tak grubych ksiąg wykroczeń jak my. Legia jest najczęściej i najmocniej karanym klubem w Europie; płacimy z tego tytuły naprawdę poważne pieniądze. A delegaci UEFA są o wiele bardziej wyczuleni na naszym stadionie niż gdziekolwiek indziej. Jeszcze bardziej zwracają uwagę na wszystkie rzeczy, co powoduje, że zawsze końcowy protokół wygląda źle… To nie tak, że w UEFA ktoś nas nie lubi. Przeciwnie, Europa potrzebuje Legii, w UEFA są szczęśliwi, że Legia ponownie zagra w fazie zasadniczej pucharów. Chcą po prostu klubu z Polski, dużej marki z naszego regionu kontynentu, dostałem naprawdę bardzo wiele bardzo ciepłych słów i gratulacji z samej góry UEFA po awansie. Prawda wygląda po prostu tak, że jesteśmy na cenzurowanym i musimy zachowywać się trochę lepiej niż reszta, żeby dojść do normalności. Próbujemy komunikować się w tej drażliwej kwestii z kibicami, ale na koniec dnia – zdaje się – emocje wciąż biorą górę.

Wyobraża pan sobie, że w którymś meczu wyjazdowym Ligi Europy sytuację, jaka zaistniała w Lechu, że trener w Lizbonie nie wystawił najlepszych piłkarzy, bo za trzy dni miał mecz z Podbeskidziem w PKO BP Ekstraklasie?

Nie! Jeśli chcemy grać z Leicester, czy z Napoli, to nie możemy wystawiać później drugiego składu w spotkaniach ligowych. Dla kibiców i dla samych zawodników byłaby to kwestia nie do przyjęcia. Po to przecież piłkarze pracowali w eliminacjach, żeby zagrać w takich meczach na słynnych obiektach. Mamy zresztą świetnie zbilansowaną kadrę i dobrych zawodników. Sądzę zatem, że kluczem do sukcesu będzie to, w jaki sposób nimi porotujemy, żeby wszyscy byli pod grą.

Czy pojawił się już pomysł, żeby na przykład po meczach wyjazdowych w Lidze Europy, które będą w czwartki wieczorem, Legia w ekstraklasie wykorzystywała terminy poniedziałkowe?

Ważne jest, żebyśmy w takiej sytuacji w niedzieli grali u siebie. Bo najgorsze byłoby, gdyby po powrocie w piątek już w sobotę drużyna musiała wyjeżdżać na mecz. W takiej sytuacji nie można by przecież nawet przeprowadzić normalnego treningu… Dużo w tej kwestii będzie zależeć od trenera. Jeżeli Czesław Michniewicz przyjdzie i powie, że lepiej byłoby grać w poniedziałki, to będziemy rozmawiać z Ekstraklasą SA, w której zauważyłem już otwartość na takie dyskusje.

W tym roku europejskie kluby po raz pierwszy zderzyły się z nową pucharową rzeczywistością. Mistrz Polski wystartował w eliminacjach Ligi Mistrzów i miał dwukrotnie krótszą drogę do Ligi Konferencji od pozostałych naszych zespołów. I tylko Legia poradziła sobie z eliminacjami, mimo że trzeci z pucharów miał być właśnie dla takich federacji jak nasza. To raczej nie jest optymistyczny prognostyk, bo pod naszą szerokością tylko mistrzostwo daje realną szansę na awans do grupy.

Jest jeden prosty sposób, żeby to zmienić. Mianowicie – wystarczy, żebyśmy jako Polska awansowali w rankingu UEFA i więcej naszych zespołów znajdzie się w uprzywilejowanej sytuacji. Już 15. miejsce w Europie otwiera zupełnie inne perspektywy, a dojście do niego wcale nie jest takie trudne; od tej pozycji w rankingu dzieli nas tak naprawdę kilka punktów. W Szkocji, gdy na pozycję federacji pracował tylko Celtic, ranking był koło 20. miejsca. Gdy wrócili Rangersi – jako kraj awansowali do pierwszej 10. A jeśli popatrzymy na czołowe polskie drużyny, to naprawdę jako liga robimy progres. Od Lecha, przez Raków do Pogoni, a nawet Śląsk, Lechia czy Piast – naprawdę gramy coraz lepiej. Jestem przekonany, że idąc w tym kierunkiem, będziemy regularnie mieli więcej o jedną, czy nawet o dwie drużyny w fazie zasadniczej europejskich pucharów. Pewnie, zajmie to trzy do pięciu lat, ale jestem przekonany, że to się stanie.

Nie żałuje pan trochę utraty wszystkich trzech jakościowych wahadłowych z poprzedniego sezonu, którzy byli główną siłą napędową Legii?

Dziś mamy lepszych zawodników. Zresztą gdzie jest Paweł Wszołek? Czy załapuje się do meczowej kadry? A i Marko Vesović też często wchodzi z ławki w Karabachu, więc to raczej oni powinni żałować rozstania, nie Legia. Zresztą Veso chcieliśmy zatrzymać, rozmowy były jednak trudne, a na koniec zawarcie nowego kontraktu okazało się niemożliwe. Dlatego mamy innych zawodników, którzy są w stanie naprawdę dobrze grać na tych pozycjach. Nie sądzę, żeby nasza jakość na skrzydłach była teraz niższa, nawet jeśli Josip Juranović był dla nas dużą wartością. Istotnym wzmocnieniem będzie Lirim Kastrati, podjęliśmy duże ryzyko i duży wysiłek finansowy płacąc za jego szybkość i jakość. A myślę, że Mattias Johansson też nie pokazał dotąd wszystkiego, co potrafi. Jeszcze po prostu nie miał okazji, ale spokojnie – okazji nie powinno zabraknąć. Dziś rywale nauczyli się już nas, nauczyli się powstrzymywania Tomasa Pekharta, ale mamy teraz tyle różnych innych opcji grania, również przez środek, że w moim odczuciu to jest tylko kwestia czasu i nowego poukładania drużyny, kiedy znów Legia będzie skuteczna.

Naprawdę nie dało się więcej wynegocjować za Juranovicia?

To pytanie dowodzi, jak niska jest u nas świadomość tego, co się dzieje na rynku transferowym. Wszyscy żyją jakimiś wielkimi kwotami, bo ktoś pobił jakiś rekord w lidze angielskiej, ale tak naprawdę rynek przez ostatnie dwa lata, kompletnie siadł; mówimy o spadkach rzędu kilkudziesięciu procent. I to się odbija nie na tych właśnie kilku wielkich transferach, które robią PSG czy Manchester City i inni potentaci, tylko na takich z naszej półki. Proszę porozmawiać z prezesem dowolnego klubu w Europie, to powie, że cena, którą uzyskaliśmy za Juranovicia była bardzo dobra. Naprawdę nie byliśmy w stanie uzyskać więcej. A trzeba przy tym pamiętać, że Juranović to najdrożej w historii sprzedany zawodnik z polskiej ligi powyżej 24. roku życia. Zresztą, kupiliśmy Josipa półtora roku wcześniej za 400 tysięcy euro. Przebitka była naprawdę znacząca, trzeba podejść do wysokości tego transferu obiektywnie.

Chorwat naprawdę nie mógł zostać na rewanż ze Slavią? To wydawało się logicznym rozwiązaniem.

Postawiłem warunek, że ma zagrać w pierwszym meczu, inaczej nie dojdzie do dealu. Natomiast o drugim spotkaniu w ogóle nie było dyskusji; po prostu nie mogło z przyczyn proceduralnych. Negocjacje były ciężkie, bezpośrednio prowadziłem je z prezesem Celtiku, choć zwykle nie uczestniczę w rozmowach, ponieważ wszystko dopina Radek Kucharski. A tym razem musiałem.

Legia miała mocny finisz na ostatniej prostej okna transferowego, ale dużo wcześniej wiedzieliście, że zagracie w europejskich pucharach. Nie można było wcześniej zrobić zakupów, żeby trener miał więcej czasu na ułożenie zespołu przed pierwszymi meczami fazy grupowej Ligi Europy?

Pierwsze mecze eliminacyjne gramy w momencie, gdy okienko tak naprawdę dopiero się otwiera. Formalnie i tak zrobiliśmy wiele, żeby wzmocnienia były od razu. A trzeba pamiętać, że nigdy - szczególnie latem nie jest tak, że można dostać tych zawodników, których się chce na początku okienka. To jest właściwie niespotykane, chyba że ktoś już jest umówiony ze znacznym wyprzedzeniem. Dopiero im bardziej to okienko zbliża się do końca, tym bardziej zaczyna się ruch. Zawsze chce się przecież zawodników, którzy są teoretycznie lepsi od tych, na których nas czy jakikolwiek inny polski klub stać. Także sądzę, że latem zrobiliśmy absolutnego maksa. Sądzę, że dawno nie mieliśmy w Legii tak dobrego jakościowo okienka.

Potrzebna była zatem pańska publiczna wymiana zdań z trenerem Czesławem Michniewiczem?

Fakt, że czasami sobie podyskutujemy - jest tylko twórcze i na końcu pomocne. Nie musimy się we wszystkim zgadzać i cały czas prawić sobie komplementów. Pewnie, czasami oczywiście lepiej by było, żeby te dyskusje były tylko wewnętrzne, a nie zewnętrzne, gdyż to kreuje dodatkowe napięcia. Ogólnie rzecz biorąc jedziemy jednak do przodu. Mamy te same cele. Wszyscy wiedzą jakie one są i gdzie trzeba je zrealizować. Z mojej perspektywy - nie ma szkoleniowców idealnych, każdy ma silne i słabe strony. Są między mną i aktualnym naszym szkoleniowcem tarcia, tylko powtórzę, że nie uważam, iż takie tarcie jest wyłącznie złe.

Dlaczego zatem czekacie z rozmowami o nowym kontrakcie Michniewicza, któremu obecna umowa kończy się 30 czerwca 2022 roku.

Na pewno wkrótce zaczniemy negocjacje, bo tak umawiałem się z Mariuszem Piekarskim, który reprezentuje szkoleniowca. Jeszcze nie wiem nawet, jakie oczekiwania ma trener, mam nadzieję poznać je w trakcie najbliższych tygodni. Trener osiągnął sukces, awansowaliśmy do Ligi Europy, czyli te założenia, które miał wykonać, zostały zrealizowane. Zapracował zatem na propozycję nowej umowy. Czy jednak się dogadamy - zobaczymy.

Czy nie byłoby dla wszystkich – i dla kreatywności w ataku, której ostatnio Legii brakuje - żeby trener Michniewicz na wcześniejszym etapie niż ma to miejsce uczestniczył w procesie transferowym?

Prowadzimy taką politykę, że to my budujemy klub, w sensie kadry pierwszego zespołu. Pod cele, które chcemy osiągnąć staramy się zapewnić jak największą jakość. A także to, żeby kadra była zbilansowana. I oparta również o zawodników, którzy w przyszłości będą przedstawiać wartość. Mamy bardzo zaawansowany proces skautowania, w zamierzeniach chcemy wypracować model gry, pod który to my będziemy dobierać trenerów. A nie odwrotnie. Dzięki takiemu podejściu już dziś mamy jedną z najmłodszych drużyn w Polsce. Jakby wyjąć z niej Artura Boruca, który zawyża średnią, to nie wiem, czy nie jesteśmy w ogóle najmłodszą ekipą w lidze. Mamy w kadrze łącznie 30 zawodników, z czego tylko 9 liczących sobie więcej niż 25 lat. Nawet Lech, który słynie ze szkolenia, nie ma tak perspektywicznej kadry. Mamy zawodników, którzy prawdopodobnie w następnych latach będą naprawdę mocno zyskiwać na jakości i na wartości. OK., zdaję sobie sprawę, że może być to niespójne z tym, co chciałby trener – bo on chciałby na dziś, na już. Dla szkoleniowca najważniejsze jest to, żeby miał zawodników doświadczonych, którzy będą wygrywać najbliższe mecze. My musimy patrzeć szerzej i dalej, ale trener absolutnie bierze udział w procesie transferowym. Może nie w identyfikacji konkretnych zawodników, bo to też jest proces, natomiast na końcu, zanim zawodnik jest podpisany, Michniewicz dostaje od nas informacje. Czasami ma nawet wybór. I nie ma takiej sytuacji, żebyśmy ściągnęli zawodnika wbrew szkoleniowcowi. Mogę sobie jedynie wyobrazić przypadek, że pojawia się jakiś młody zawodnik – powiedzmy osiemnastolatek - który nie spełnia wymagań trenera, a my w nim widzimy potencjał, dlatego trafia nas. Generalnie jednak jeśli trener mówi: nie, do czego ma prawo, w przypadku piłkarza dojrzałego, to rezygnujemy z transferu. Bo nie miałby sensu.

Odkąd Legię prowadzi Michniewicz słyszymy, że do środka potrzebuje mobilnych zawodników. Z tego powodu zrezygnowano choćby z Domagoja Antolicia, czy Waleriana Gwilii. Tymczasem o Josue można powiedzieć wszystko, za wyjątkiem tego, że jest mobilny...

… ale za to jak gra w piłkę?! Nie jest typową szóstką czy ósemką, musi grać po prostu wyżej. Może nie być mobilny, ale powoduje, że są asysty, bramki i w ogóle gramy do przodu. W meczu ze Śląskiem brakowało takiego gracza, które wie, co zrobić z piłką w każdej sytuacji. Pewnie, najlepiej, żeby jeszcze był mobilny, tylko kosztowałby 10 razy tyle ile kosztował. Gdy na rynku pojawiają się niespodziewane okazje, musimy czasami iść na kompromisy typu – niepotykana jakość obarczona jakimś mankamentem. Natomiast u młodych pilnujemy, żeby byli mobilni i mieli potencjał techniczny, po tylko takie połączenie spowoduje, że kiedyś mogą zostać świetnymi zawodnikami. Ich trzeba jednak rozwijać, nie są gotowi na dzisiaj. Dlatego staramy się mieć w kadrze równowagę pomiędzy doświadczonymi zawodnikami, którzy mogą dać maksa tu i teraz - czyli liczby oraz punkty - a młodymi zawodnikami niekoniecznie tylko z Polski, którzy przejmą tę rolę jutro.

Ma pan obawy, że może nie udać się połączenie występów w Lidze Europy z rywalizacją w PKO BP ekstraklasie? Legia ma co prawda dwa mecze zaległe, ale aktualnie plasuje się na miejscu spadkowym…

…w tym sezonie przegraliśmy już 3 mecze, podczas gdy w całym poprzednim doznaliśmy tylko 4 porażek. Zatem wychodzę z założenia, że już przegraliśmy to, co mieliśmy przegrać; i teraz nie możemy już tracić punktów. Naprawdę boję się meczów z rywalami ze średniej półki i strefy zagrożonej. Mamy problem, żeby strzelać bramki w takich spotkaniach, zresztą już nie pamiętam, kiedy po raz ostatni zdominowaliśmy rywala. I chyba była to Pogoń, z którą do przerwy prowadziliśmy bardzo wysoko.

Skoro meczów jest z perspektywy Legii pracującej na ranking całej federacji za dużo, to po co było rozszerzenie ligi do 18 zespołów? Dlaczego zawodowe kluby przyjęły dyktat poprzedniego prezesa PZPN?

Nie byłem zwolennikiem tego rozszerzenia. Przy okazji Walnego Zgromadzenia ECA siedziałem przy stoliku z Ceferinem oraz szefami ligi francuskiej, niemieckiej, angielskiej i prezesami kilku klubów. I przekaz był jednoznaczny – wszystkie te ligi dyskutują o zmniejszaniu liczby zespołów. We francuskiej to nawet się stanie, decyzje już zapadły… Skoro jednak mamy to co mamy, to dzisiaj już nie chcę wracać do kształtu rozgrywek. Owszem, jesteśmy dużym krajem, ale nie możemy ignorować europejskiej tendencji zmierzającej do redukowania, a nie rozszerzania. Faktem jest zresztą, że brak zainteresowania naszymi rozgrywkami rośnie. Statystyki oglądalności meczów od siódmego do dziewiątego wyboru w ekstraklasie nie są – oględnie mówiąc – najlepsze... Nie drążyłbym jednak tego tematu; format mamy jaki mamy i powinniśmy się do niego przyzwyczaić. I już z nim nie kombinować, tylko znaleźć pomysł na podniesienie jakości rozgrywek. Co oznacza, że musimy myśleć o tym, jakie modele funkcjonowania klubów powinny zostać przyjęte. Nie wszyscy mogą aspirować do mistrzostwa Polski i do gry w pucharach. Pracujemy nad takim planem rozwoju w Ekstraklasie SA, sportowym i od strony komercyjnej. Na pewno teraz poprawimy współpracę z PZPN, aspekty regulacyjne oraz prawne, co pozwali klubom lepiej się rozwijać. Stawiam tezę, że teraz czeka nas naprawdę fajny okres – kilkuletniego stopniowego wzrostu jakości.

W tym sezonie ekstraklasa może być bardzo trudna do wygrania. Konkurencja jest silna, zresztą sam wspomniał pan o Lechu, Rakowie, Śląsku, Pogoni. Jest też fajnie grającą dla oka Wisła Kraków.

Niewątpliwie, liga w tym roku będzie bardzo ekscytująca i w drodze do mistrzostwa ważny będzie każdy mecz i każdy punkt. A w walce o utrzymanie skala trudności będzie jeszcze wyższa, bo mamy aż trzech spadkowiczów. Uważam, że to błąd w regulaminie, nigdzie w Europie nie ma aż tak agresywnego systemu spadków jak u nas. Nawet w Bundeslidze, gdzie jest też 18 zespołów, są dwa miejsca spadkowe i jedno barażowe. Minimalnie przynajmniej to powinno zostać w najbliższym czasie złagodzone. Bo presja na zespoły walczące o utrzymanie jest zbyt duża.

Czy efektem sprzątania w ekstraklasie po minionej kadencji prezesa PZPN może być likwidacja lub modyfikacja przepisu o młodzieżowcu?

Wiem, że jest wielu trenerów i prezesów, którzy uważają, że jest to przepis zły, ale mnie się wydaje, że na tym etapie rozwoju piłki jaki mamy w Polsce – jest potrzebny. Wymusza po prostu, żeby kluby patrzyły na młodych zawodników. OK., może oczywiście to nie fair w pewnych sytuacjach, że gra młody, a nie lepszy, ale jak byśmy zostawili to tylko trenerom – poszliby w zupełnie inną stronę; oni są wynikowcami i patrzą tylko na tu i teraz. Można oczywiście dochodzić do tego celu w inny sposób, ale wydaje mi się, że w Polsce byłoby to teraz trudne. Za kilka lat, jak już nasza piłka młodzieżowa będzie w innym miejscu, będziemy mieli inne szkolenie i inną produkcję tych młodych zawodników - w naturalny sposób będzie się to działo. Sądzę, że w tym momencie większymi problemami są durne przepisy dotyczące liczby obcokrajowców w drugich zespołach. Musimy zrobić wszystko, żeby klub - jakikolwiek, czy to jest Legia, czy to jest klub w 3. lidze - znalazł swój sposób na rozwój. Na przykład zawiązując relacje z akademią w Afryce czy Południowej Ameryce, i stamtąd ściągając 18- latków. Tak robią w większości krajów, które są znane ze szkolenia; od Portugalii, Belgii i Holandii do najbliższej nam Słowacji. Tymczasem u nas jeszcze niedawno nawet w ekstraklasie był limit obcokrajowców spoza Unii Europejskiej… Musimy zadbać o takie podstawowe rzeczy, jak środowisko prawno-regulacyjne, które musi pomóc klubom znaleźć model funkcjonowania. A dopiero później powinniśmy już wynagradzać – bardziej niż wymuszać – grę młodymi zawodnikami. Bo to jest lepsze rozwiązanie.

W Polsce funkcjonuje projekt Pro Junior System, aż do 4 ligi...

…ale stary PZPN podjął decyzję, że drugie drużyny nie mogą uczestniczyć w tym programie. I do dziś nie wiem, dlaczego nie mogą uczestniczyć? Mam nadzieję, że to się zmieni. I że będziemy rozwijać Pro Junior System.

Jak w Legii wygląda kwestia zawodników, którym kontrakty skończą się w tym sezonie – choćby Pekharta?

W dużej mierze przyszłość zależeć będzie od Tomasa. Było zainteresowanie Pehartem w ostatnim czasie; takie, z którego myśleliśmy, że on będzie chciał skorzystać. Owszem, nasze wymagania były wysokie, bo dla nas to ważny gracz, ale na koniec okienka wszystko się rozsypało nie przez Legię, piłka była już wyłącznie po stronie Tomasa. Byliśmy i pozostaniemy otwarci, zobaczymy, co się stanie zimą. Dla mnie Czech jest bardzo wartościowym zawodnikiem i może spokojnie zostać do końca kontraktu. Jeśli jednak dostanie lukratywną propozycję nikt nie będzie go – zważywszy na wiek – zatrzymywał. Bo dla niego to może być ostatnia dobra propozycja.

Co z Bartkiem Kapustką?

Dzwoniłem do niego ostatnio, żebyśmy usiedli i porozmawiali o przyszłości. Ten rok jest dla niego stracony, zatem prawdopodobnie po prostu przedłużymy automatycznie tę strukturę, którą mamy wynegocjowaną o następny rok. Dyskusja o konkretach – dopiero jednak przed nami.

Będzie pan próbował namawiać Boruca, żeby został w Legii jeszcze na kolejny rok?

Artur powiedział, że po obecnym sezonie skończy karierę i chyba rzeczywiście ma taką intencję. Rozmowę, jeżeli w ogóle miałaby mieć miejsce, podejmę z nim więc dopiero zimą.

Podobała się panu jego ostatni wpis na Instagramie?

Nie mam Instagrama, więc nie wiem co napisał. Artur jest zawodnikiem meczowym…

…w tym sensie ze kiepsko wygląda na treningu?

Nie, on trenuje bardzo regularnie, normalnie, czyli solidnie. Natomiast szkoleniowcy rozumieją, że nie musi ćwiczyć tyle samo, co chłopcy, którzy mają po 19 lat. Jego wysiłek na zajęciach może być trochę niższy, bo meczowo nie ma to żadnego znaczenia. Szczerze mówiąc spodziewałem się, że będzie wartością dodaną. Ma naprawdę świetne relacje nie tylko z Cezarym Misztą, opiekuje się nim, wspiera, i szykuje na swojego następcę, ale też z innymi młodymi zawodnikami. Dla wszystkich jest mentorem i świetnie się z tej roli – o której rozmawialiśmy przy podpisywaniu kontraktu – wywiązuje.

Jaki jest status Maika Nawrockiego?

Traktujemy go już jako naszego zawodnika. Pozostaje tylko kwestia zapłacenia ceny, która została już uzgodniona i nie podlega już negocjacji.

Mateusz Wieteska będzie teraz pierwszy na sprzedaż? Latem wiele mówiło się o zainteresowaniu ze strony Schalke tym zawodnikiem.

Każdy z naszych piłkarzy ma de facto jakieś propozycje. Wiadomo, że Mati jest z nami już o tylu lat, że byłbym zdziwiony, gdyby nie myślał o następnym kroku, tym zagranicznym. Super, że zaczął naprawdę fajnie grać. I jeżeli tak się zdarzy, że będzie miał dobrą ofertę to na pewno będziemy rozmawiać z kontrahentem. Na pewno jednak będziemy mieli także swoje wymagania, jeśli chodzi o sumę odstępnego.

Kogo postrzega pan jako największe aktywa Legii?

Na pewno takim piłkarzem, który wzbudza bardzo duże zewnętrzne zainteresowanie jest Luquinhas. Jest jednak tak ważnym piłkarzem dla nas, że naprawdę musiałaby być bardzo dobra oferta dla klubu i dla niego, żebyśmy zdecydowali się na podjęcie negocjacji. Przedłużyliśmy z nim kontrakt, który jest jeszcze bardzo długi. I dla mnie Luquinhas może zostać w Legii do końca tej umowy, bo nie ma wątpliwości, do końca będzie dawał jakość na boisku.

A kwestia Jasura Jakszibojewa? Trochę dziwnie potoczyły się jego losy…

To bez wątpienia jest piłkarz na Ligę Mistrzów, jeśli chodzi o jakość piłkarską. U nas nie zagrały jednak kwestie adaptacyjne. Myślę, że dobrze zrobi mu wypożyczenie do Sheriffa, i że zbuduje się w Tyraspolu. A wtedy pomyślimy, czy do nas wróci. Na pewno jednak na tym piłkarzu Legia nie straci.

Na koniec - jakie są pańskie wrażenia z ostatniego meczu ze Śląskiem Wrocław?

Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to zgadzam się z tym, co powiedział trener, że powinniśmy strzelać więcej bramek. Tak, żeby sytuacje z gatunku tych, jaka zaistniała we Wrocławiu, nie miały takiego wpływu na wynik meczu jak to się stało ze Śląskiem. Nasz brak skuteczności z pewnością martwi. Mam nadzieję i wierzę w to, że trener coś na to poradzi. Ewidentnie musimy nad tym popracować, w tym roku mamy przecież bardzo dużą jakość z przodu. W ogóle mamy bardzo dużą jakość w każdej formacji, i na każdej pozycji, jest zatem wiele opcji gry. Kwestia pewnie tylko zgrania tych zawodników przez szkoleniowców, i uruchomienia jakichś automatyzmów, wygenerowanie pomysłu na zdobywanie bramek. Bo na razie, pomimo tylu kreatywnych zawodników, ewidentnie brakuje kreatywności w ataku pozycyjnym.

Podobały się panu reakcje sędziego liniowego, także głównego i zachowanie piłkarzy Legii?

Muszę przyznać, że mam o wiele większe pretensje o brak karnego, niż o to zupełnie niepotrzebne i mylące machnięcie chorągiewką. O to, że pan Bartosz Frankowski nie poszedł sprawdzić na VAR, by się upewnić, że nie popełnił błędu. To jest dla mnie nieakceptowalne. A że błąd liniowego był ewidentny – oczywiście. Gadanie, że gramy na gwizdek, nie ma w tej sytuacji sensu. Przecież każdy, kto grał w piłkę wie, że jeżeli stoi się przed sędzią, a on podnosi chorągiewkę, to w naturalnym odruchu człowiek się zatrzyma. Jeśli chodzi o sędziego Frankowskiego to niefortunne są jego nominacje na nasze mecze. On nie jest stanie odciąć się od presji i po prostu nie ma sensu, żeby dalej iść tym kierunku. Nie wierzę w to, że nie ma w Polsce innych arbitrów w Polsce, którzy mogą sędziować Legii.

Czy brak mistrzostwa w obecnych rozgrywkach byłby dla pana akceptowalny?

Nigdy nie jest akceptowalny! Dla Legii to zawsze cel numer jeden.

Rozmawiał Adam Godlewski

od 12 lat
Wideo

Wielkie derby Górnego Śląska Ruch Chorzów vs Górnik Zabrze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wywiad z Dariuszem Mioduskim, właścicielem Legii Warszawa: Brak mistrzostwa nigdy nie jest akceptowalny. Dla nas to zawsze cel numer jeden - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska