MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z Jezusem w sercu

Krzysztof Ogiolda
W Szczedrzyku do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiło siedemnaścioro dzieci. Najmniej od wielu lat.
W Szczedrzyku do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiło siedemnaścioro dzieci. Najmniej od wielu lat.
Błogosławieństwo niesie się z kościoła do domu, ale przyjęcie dla rodziny najwygodniej zorganizować w restauracji.

Majowe niedziele to czas uroczystości pierwszokomunijnych. W Szczedrzyku od lat dzieci przystępują do niej zawsze w pierwszą niedzielę miesiąca.
- Zastałem ten zwyczaj i podtrzymałem go, bo ludziom jest wygodnie, jeśli z góry - bez odrębnego ogłaszania i ustalania - wiedzą, kiedy wypadnie uroczystość ich dziecka - mówi ks. Hubert Chudoba, od 9 lat proboszcz w Szczedrzyku.

W tym roku w jego parafii do Pierwszej Komunii przystąpiło w strojach liturgicznych 17 dziewcząt i chłopców, najmniej od wielu lat. Mimo to kościół był pełny krewnych, przyjaciół i gości. Większość dzieci była czynnie zaangażowana w liturgię. Neokomunikanci sami czytali mszalne czytania, nieśli dary ofiarne do ołtarza, odmawiali modlitwę wiernych i dziękowali na zakończenie mszy św. Panu Jezusowi, rodzicom i katechetom.
Rodzice, z którymi rozmawialiśmy, podkreślali, że poza przygotowaniem podczas katechezy oni sami pomagali dzieciom zrozumieć trudne dla 8-latka prawdy katechizmowe. Za tę pomoc dziękował im też na koniec mszy św. proboszcz.
- Przygotowania trwały od początku roku szkolnego - mówi Marek Kulik, który wraz z żoną Danutą wysłał w tym roku do I Komunii swe drugie dziecko, córkę Justynę. - Najtrudniej było chyba pokonać obawy przed pierwszą spowiedzią, ale spokojną rozmową chyba się udało - cieszy się ojciec.
Razem z dzieckiem katechizmu uczyli się też państwo Lidia i Krzysztof Bartylowie. Inne przygotowania były krótkie i łatwe, bo przyjęcie zaplanowali w restauracji.

- Prezenty też już w domu czekają - mówi Lidia Bartyla. Sabinka dostała już aparat fotograficzny, a reszta na razie jest niespodzianką. Córka wymarzyła sobie komputer, ale czy go dostanie, zobaczymy już po uroczystości - uśmiecha się pani Lidia.
Państwo Kulikowie zaprosili na przyjęcie najbliższą rodzinę - rodzeństwo, chrzestnych i dziadków - razem 23 osoby. Oni też spotkali się w lokalu, bo tak jest wygodniej. Nie trzeba najmować kucharek, pożyczać nakryć itp.
- Dziś przyjęcie w domu to już u nas wielka rzadkość - mówi ks. proboszcz.

Po południu dzieci spotkały się na nabożeństwie, otrzymały pamiątki i zgodnie z miejscowym zwyczajem z pieniędzy dostanych w prezencie złożyły datki na Papieskie Dzieło Pomocy Misjom. Przez najbliższy tydzień będą codziennie przychodzić na msze św. i nabożeństwo majowe.
- Chciałbym, aby moja Justynka tak, jak przyjęła w niedzielę Pana Jezusa, przez całe życie z nim szła - życzył córce Marek Kulik.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska