Z nożyczkami przez świat, czyli podróż za jedno strzyżenie

Anna Grudzka
Anna Grudzka
W Chile jednym z klientów opolanki był aktor z teatru. Irena spotkała go na podwórku, kiedy przygotowywał się do roli. Był tak skupiony na premierze sztuki, że zapomniał się ostrzyc.
W Chile jednym z klientów opolanki był aktor z teatru. Irena spotkała go na podwórku, kiedy przygotowywał się do roli. Był tak skupiony na premierze sztuki, że zapomniał się ostrzyc. Anna Grudzka
Opolanka udowodniła, że można zwiedzać świat niekoniecznie z przewodnikiem w ręce. Irena Kubara-Kootstra pojechała do Ameryki Południowej, gdzie za darmo strzygła ludzi na ulicach boskiego Buenos i kolorowego Rio.

Irena Kubara-Kootstra, opolska fryzjerka, wyjechała do Ameryki Południowej, gdzie na ulicach Buenos Aires, Rio de Janeiro, Santiago de Chile, a wcześniej także Paryża i Malagi, za darmo strzygła ich mieszkańców. Przed podróżą znajomi łapali się za głowę. Straszyli, że jedzie do dzikiego kraju, gdzie pewnie ją porwą i potną na organy.

Tymczasem życie napisało zupełnie inny scenariusz. Irena poznała słynnego w Argentynie fotografa mody, trafiła do domu, w którym urodził się papież Franciszek, strzygła chilijskiego aktora tuż przed premierą, a jednemu ze swoich klientów pomogła zdobyć pracę.

- Pomysł na akcję "Strzyżenie za uśmiech" pojawił się nagle. Chciałam zrobić coś dla siebie, coś, co przełamie stereotyp, że fryzjerzy są skupieni tylko na sobie, sukcesie, sławie i pieniądzach - mówi pani Irena.

Opolanka pracuje w modnym salonie, ale pewnego dnia postanowiła, że na weekend zaproponuje biednym, bezdomnym i wykluczonym bezpłatne strzyżenie. Zaczęła w Opolu niedługo przed swoim wyjazdem, gdzie w Fundacji "Dom" państwa Jednorogów strzygła jej podopiecznych. Potem akcję kontynuowała w Hiszpanii, Brazylii, Argentynie i Chile podczas swojej podróży.

- Uważam, że ludzie z porządną, profesjonalną fryzurą są bardziej szanowani. Posiadanie dobrej fryzury dodaje pewności siebie - wyjaśnia Irena.

Na pierwszy ogień poszedł dentysta

Irena swoją podróż do Ameryki Południowej rozpoczęła w Maladze, tam też udało się jej zorganizować pierwsze strzyżenie na ulicy. Zaczęło się od przypadkowego spotkania.

- Wybrałyśmy się z koleżanką i naszym hiszpańskim przyjacielem do centrum, do jednej z urokliwych lokalnych restauracyjek, z których słynie miasto. Spotkałyśmy tam mężczyznę w średnim wieku, który promiennie się do nas uśmiechnął. Kiedy spotkaliśmy się po raz drugi, już przed restauracją zaczęliśmy rozmawiać - opowiada Irena.

Okazało się, że mężczyzna jest dentystą i pochodzi z Australii. John - bo tak się nazywał - wybrał się w samotną podróż po Europie, niestety - nie wszystko potoczyło się tak jak zaplanował. Mało kto ze spotkanych ludzi mówił po angielsku, trudno było znaleźć towarzystwo, a na dodatek na plaży w Lizbonie został okradziony. - Zaproponowałam mu udział w akcji. Bardzo się ucieszył i tak jak obiecał pojawił się kolejnego dnia w umówionym miejscu. Tak zaczęła się jej podróż za "jedno strzyżenie".

Strzyżenie Australijczyka dokonało się na plaży. W tym czasie John opowiadał o swojej podróży, o tym, jak mu się żyje na drugim końcu świata.

- Mówił też, że ten wieczór odmienił jego podróż. Zrozumiał, że czasem wystarczy jeden uśmiech, by zjednać sobie ludzi i żeby wszystko się odmieniło dokładnie tak, jak to się stało w Maladze - mówi Irena. Miasto opuszczał tego samego dnia, co opolanki i jeszcze razem z nimi pojechał na lotnisko. Na miejscu okazało się, że pomylił ósmą rano z ósmą wieczorem i 12 godzin wcześniej pojawił się na lotnisku. Zamiast przeklinać, serdecznie się uśmiał ze swojej pomyłki i wrócił do hotelu.

- Rozstaliśmy się w wielkiej przyjaźni, cały czas jesteśmy w kontakcie. John obiecał, że w przyszłym roku odwiedzi Polskę - mówi Irena.

Malaga to tylko przystanekw drodze opolanki do Ameryki Południowej, a strzyżenie Johna - początek przygody. Irena dotarła do Foz do Iguaçu, miasta, które znajduje się na granicy Brazylii, Argentyny i Paragwaju, a słynie z parku narodowego i ogromnych wodospadów.
Na miejscu zalogowała się na miejscowych dyskusyjnych forach, informując o planie podróży i projekcie strzyżenia. Pierwsi chętni znaleźli się w hostelu, w którym się zatrzymała. - Tak im się spodobała idea projektu, że zorganizowali dla nas cały event.

Na spotkaniu pojawiły się tłumy: inni pracownicy hostelu, sąsiedzi, mieszkańcy miasta, a nawet dziennikarka lokalnej telewizji, która także zdecydowała się na stylizację. Ludzie opowiadali swoje historie rodzinne, mówili o radościach i problemach. Wymienialiśmy uściski i spostrzeżenia. Furorę zrobił mój kurs portugalskiego w komórce - mówi Irena.

Tadeusz chciałby do Polski

Wśród osób, które pojawiły się w hostelu, był, jak się później okazało, nawet jeden Polak. Miał na imię Tadeusz, po brazylijsku Tadeu. Wysoki, barczysty mężczyzna nie pasował do tego całego południowego towarzystwa. - Długo porozumiewaliśmy się przez tłumacza, bo nie mówił zbyt dobrze po angielsku. Oniemiałyśmy, kiedy okazało się, że Tadeu jest Polakiem. Jego dziadkowie przyjechali do Brazylii po I wojnie światowej. Babcia była niepełnosprawna, mimo to potrafiła wychować szóstkę dzieci, w tym jego ojca - opowiada Irena.

Tadeusz opowiadał, że bardzo dobrze mu się żyje w Brazylii, i o tym, że marzy, by kiedyś przyjechać do Polski. Do tej pory mu to się nie udało, bo tak boi się latania, że nie jest w stanie wejść do samolotu.

- Zawsze bierzemy ze sobą w podróż rozmaite gadżety związane z Polską. Tym razem miałyśmy m.in. innymi wielkie dmuchane biało-czerwone łapy z napisem "Polska". Słuchając opowieści Tadeusza nie miałam wątpliwości, że muszą do niego trafić. Powiedział, że zawisną w jego kuchni i będą mu każdego dnia przypominać o tym, że powinien kiedyś do Polski przyjechać - mówi Irena. - Obiecał, że to kiedyś zrobi, choćby miał statkiem przypłynąć.

W Foz udało się ostrzyc w sumie kilkanaście osób, potem opolanka poleciała do Buenos Aires. W mieście tanga ruszyła na ulice, gdzie swój projekt realizowała wśród osób bezdomnych.

- Zobaczyłam krzesło na ulicy. Pomyślałam, że to idealne okoliczności do tego, żeby kogoś tam ostrzyc. Jak na zawołanie kilka metrów dalej zobaczyłam starszego mężczyznę. Początkowo był bardzo zaskoczony, nie rozumiał, czego od niego chcę, ale przy pomocy uniwersalnych gestów i mojego podstawowego hiszpańskiego wytłumaczyłam mu, na czym polega projekt. Zgodził się natychmiast, nie był zbyt skory do rozmów, ale widziałam, że był bardzo szczęśliwy. Potem ilekroć mijałyśmy go na ulicy serdecznie nas pozdrawiał i uśmiechał się - opowiada opolanka.

W Buenos Aires z Ireną Kubarą skontaktował się także jeden z tamtejszych fotografów mody. Post o projekcie znalazł na stronie couchsurfingu (portal międzynarodowej gościnności - red.). - Chciał się zaangażować, ale za krótko byłam w Buenos Aires i niestety nie mogliśmy dogadać się co do terminu - opowiada Irena.

Udało się jej przeprowadzić także kilka strzyżeń w dzielnicy, gdzie urodził się papież Franciszek, mieszkała u jednego z couchsurferów, który miał dom w tej dzielnicy. Szczęście nie opuszczało jej w Chile, na szczycie jednego ze wzgórz w słynnym kolorowym mieście Valparaiso stylizowała grupę mieszkańców, a potem aktora, który przygotowywał się do premiery. Chłopak był tak pochłonięty swoją rolą w teatrze, że zupełnie zapomniał o wizycie u fryzjera.

Irena strzygła go na zapuszczonym podwórku, gdzie ćwiczył swoje kwestie. W projekcie wziął udział także 26-latek Camil z Santiago de Chile. Stresował się przed rozmową o pracę. Marzył o pracy w nieruchomościach. - Poczuł się pewniej w nowym bardzo eleganckim uczesaniu. Kilka dni temu dostałam od niego wiadomość, że dostał tę pracę - uśmiecha się Irena.

Projekt kontynuowała jeszcze w Rio de Janeiro: na ulicach wokół Maracany, na Corcovado u stóp słynnego Jezusa i na Copacabanie. Napisała o niej brazylijska gazeta. - Dzięki tej podróży wiem, że wszystko jest możliwe, byleśmy tylko sami się nie ograniczali. Liczy się pomysł, pasja, no i warto znać języki. A wtedy wszystko samo się ułoży - kwituje opolanka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska