Z nyskiej bazyliki nadal spadają dachówki

fot. Archiwum
fot. Archiwum
Mieszkańcy skarżą się na organizację ruchu przy kościele, pod którego wrotami uruchomiono parking. Dotychczasowy postój wciąż jest nieczynny.

Organizacja jest fatalna.

W czasie mszy świętej przed kościołem istna wystawa aut, wszyscy parkują gdzie popadnie - denerwuje się Tadeusz Nowak, jeden z mieszkańców. - Nie wspominając o tym, że na dotychczasowe miejsca parkingowe, czyli teren wzdłuż bazyliki na placu kościelnym wciąż lecą dachówki, a nikt z tym nic nie robi. Sama taśma nie wystarczy, zwłaszcza, że jest notorycznie zrywana i i tak wszyscy tamtędy skracają sobie drogę. Jeszcze dojdzie do nieszczęścia, jak taka dachówka komuś spadnie na głowę...

Z problemu zdają sobie sprawę sami decydenci, zwłaszcza władze nyskiego powiatu, które nawet powołały specjalną komisję bezpieczeństwa. Ma ona zająć się sprawą zarówno organizacji ruchu przy kościele, jak i zagrożeniem spowodowanym obsypującym się dachem. - Tak dalej być nie może, że samochody jak by mogły, to wjechałyby do kościoła - irytuje się starosta Adam Fujarczuk. - Dlatego w trybie natychmiastowym podejmiemy decyzje odnośnie zmiany organizacji ruchu. Najprawdopodobniej od strony Placu Ludinghausen postawiony zostanie zakaz ruchu "za wyjątkiem". A od strony rynku słupki zakazujące wjazdu i znak zakaz wjazdu. Zakazy naturalnie nie będą obowiązywać tylko dowożonych do bazyliki niepełnosprawnych i nowożeńców.
Pozostaje kwestia zabezpieczenia terenu wokół bazyliki ze względu na spadające dachówki. Tu inspektorat nadzoru budowlanego wysłał pismo do proboszcza parafii księdza Mikołaja Mroza o natychmiastowe zabezpieczenie terenu. Gmina również została o problemie powiadomiona jako, że teren parkingów należy do niej. - Kilkakrotnie doszło do uszkodzenia samochody, ale strach pomyśleć co byłoby gdyby trafiło w człowieka - mówi starosta. - Dlatego w miejsce ignorowanych przez przechodniów taśm, powinno pojawić się porządne zabezpieczenie.

Dziś w tej sprawie rozmawiać będą przedstawiciele starostwa, miasta, które również martwi się o sypiące się dachówki oraz proboszcz Mróz. Ten ostatni zdaje sobie sprawę, że dach wymaga remontu, w dodatku bardzo kosztownego, bo opiewającego na ok. 10 mln zł. - Wiadomo, że nikt tylu pieniędzy nie ma, zatem do czasu ich zdobycia należy zrobić porządne i trwałe zabezpieczenie - informuje Artur Pieczarka, rzecznik prasowy nyskiej gminy.

\Niestety, zdobycie takiej sumy może potrwać nawet kilka lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska