Z pomocą Unii chcą zrobić z Pokoju uzdrowisko

fot. Roman Baran
Po dawnej sanatoryjnej świetności Pokoju na razie zostały tylko widokówki. Mimo to grupa zapaleńców chce tu odtworzyć uzdrowisko.
Po dawnej sanatoryjnej świetności Pokoju na razie zostały tylko widokówki. Mimo to grupa zapaleńców chce tu odtworzyć uzdrowisko. fot. Roman Baran
Po dawnej sanatoryjnej świetności Pokoju na razie zostały tylko widokówki. Mimo to grupa zapaleńców chce tu odtworzyć uzdrowisko. Z pomocą dawnych mieszkańców i Unii Europejskiej.

Na razie w Pokoju z każdej strony wieje klimatycznym pegeerem rodem z PRL-u. Zarośnięta krzewami stacja kolejowa. O kolejnej stacji, benzynowej, też lepiej nie wspominać, bo przypomina typowy barak z bazy dla traktorów. Z daleka, od strony pobliskiej wsi Zieleniec, widać sterczące kominy dawnej fabryki. Ale ona również jest już trupem. Po przeciwnej stronie drogi przystanek autobusowy. Sądząc po kapslach i korkach, "uzdrawiają się" tu amatorzy taniego wina.

- A co tu robić, kiedy człowiek już na emeryturze - mówią Heniek i Zbyszek. Od urodzenia mieszkają w Pokoju. Od urodzenia, znaczy od końca lat 40. - Uzdrowisko to może i tutaj było. Ale my sami możemy siebie uzdrowić. Porządne piwko każdego postawi na nogi. Co nie?

Dalej, w stronę ronda, po obu stronach drogi las. Przy drodze krzewy są gęste, głębiej sterczą tylko kikuty połamanych drzew. Gdyby zorganizować tutaj akcję "sprzątania świata", dzieci z podstawówek i gimnazjów miałyby roboty na kilka tygodni. W dali widać pomnik z jakimiś niemieckimi napisami. Nie ma się co dziwić. Pokój to gmina, w której co drugi mieszkaniec mówi w języku naszych zachodnich sąsiadów. Za rondem widać środek dawnego książęcego parku. Od drogi zieleniec odgradza stary mur, z którego co bardziej przedsiębiorczy gospodarze podbierają czasem cegły do załatania dziur w obejściach. I choćby się człowiek nie wiadomo jak gimnastykował, żadnego uzdrowiska tutaj nie zobaczy.

My widzimy uzdrowisko
- My je widzimy - przekonują Joanna Ptaszek i Hubert Kołodziej. Pani Joanna, wicewójt, jest jedną z najmłodszych orędowniczek przywrócenia stolicy gminy statutu uzdrowiska. Pan Hubert to znany miłośnik historii Pokoju, wiceprzewodniczący rady samorządowej. Takich zapaleńców jest tu spora grupa, zwłaszcza wśród nauczycieli, lekarzy i urzędników. Przed laty pierwszym, który odważył się pomyśleć o przywróceniu miejscowości statusu uzdrowiska, był jej ówczesny wójt Krzysztof Gaworski.

- Na początek trzeba przekonać ludzi, włącznie z naszymi mieszkańcami, że ten pomysł jest jak najbardziej realny - mówią Joanna i Hubert. - Nie ma już historycznej zabudowy pokojowskiej, ale jest przecież ten niepowtarzalny klimat miejscowości. Nie ma u nas fabryk, dlatego powietrze nadal jest czyste, a klimat zachował właściwości lecznicze. Nadal rosną wkoło unikalne drzewa. Jest znany w całej okolicy szpital reumatologiczny. Trzeba tylko się postarać i będziemy mieli uzdrowisko. Nie gorsze niż dawniej...

Cofamy się o sto lat. Opowieść o tamtym Pokoju brzmi jak klechda domowa. Niby bajka, niby rzeczywistość. W strażników prawdy zamieniają się widokówki, które z pozdrowieniami wysyłali kuracjusze z Bad Carlsruhe. Na jednej piękny piętrowy dom zdrojowy. Na innej pałac książęcy z jego znamienitymi gośćmi, wśród których prym wiedzie kompozytor Karl Maria Weber.
To właśnie jego pamięci poświęcony jest tutejszy festiwal muzyczny. Kolejne obrazki z widokiem cudów parkowych, czyli rzeźb, stawów oraz ujęcia leczniczej wody. Im więcej oglądamy, tym bardziej mamy wrażenie, jakbyśmy zwiedzali jakiś tajemniczy świat. Mówiąc gwarą młodzieżową: matrix. Coś, czego nie ma i może nawet nie wiadomo, czy było.

- W porównaniu z dzisiejszymi widokami to przepaść - Hubert Kołodziej komentuje obrazki na widokówkach. - Łza się człowiekowi w oku kręci, jak to wszystko ogląda. Aż się nie chce wierzyć, że to ta sama miejscowość.

Życie w Pokoju
Kołodziej z pasją opowiada o przedwojennym życiu w Pokoju. Należy do pokolenia 50-latków, ale świetnie czuje klimat minionych czasów. Od kilkunastu lat gromadzi materiały związane z dawnym uzdrowiskiem. Poza tym jako autochton jest tzw. świadkiem ze słyszenia. W rodzinnym domu po wojnie wiele mówiło się o dawnej świetności kurortu. Jego dziadkowie jeździli tutaj na niedzielne pikniki, a matka na szkolne wycieczki.

- Ówczesny Pokój można by porównać do dzisiejszego supermarketu. Ludzie walili tutaj całymi wycieczkami. Z Opola, z Wrocławia, zewsząd - kontynuuje pan Hubert. - Park zdrojowy słynął z wód leczniczych, które tutaj produkowano, dodając igły sosnowe. To był taki eliksir zdrowotny. Pięknie ścieżki pomiędzy roślinami pomagającymi na drogi oddechowe. Tutaj przyjeżdżało się odpocząć i wyzdrowieć.
Wszystko perfekcyjnie urządzone. Na środku pałac książęcy, a od niego ciągnące się w głąb miejscowości drogi. Z lotu ptaka całość przypominała gwiazdę. W 1748 roku, kiedy książę oleśnicki Karol Wirtembeski zakładał osadę znaną jako Carlsruhe, nikt nie myślał nawet, że blisko sto lat później miejscowość stanie się jednym z głównych ośrodków wypoczynkowych wschodniej części Europy. Zresztą poniekąd spełniły się zamysły księcia Karola, bo przecież w wolnym tłumaczeniu nazwa miejscowości miała oznaczać "oazę spokoju Karola". Potem, jak to w życiu bywa, ludzie zaczęli skracać zbyt długą i wyrafinowaną jak na pospolite słownictwo nazwę. Stąd po latach "oazę spokoju" zaczęto nazywać po prostu (s)Pokojem.

Kolejną ważną postacią w historii miejscowości był książę Eugeniusz, który od 1820 roku zaczął rozbudowywać wieś, nadając jej ostateczny kształt, znany właśnie z widokówek. W dowód wdzięczności rodzina wystawiła mu popiersie przed pałacem oraz stojący do dzisiaj pomnik lwa.

- Bogu chyba trzeba dziękować, że jeszcze go mamy - mówi Joanna Ptaszek. Stoimy pod pomnikiem. W miejscu gdzie były tablice, zostały ramki. Ale lew jest chyba jedyną autentyczną "postacią" z dawnej pokojowskiej historii, której udało się przetrwać do naszych czasów. - Nie ruszyli go ani Rosjanie, ani Niemcy. Nie dał się też PRL-owi. Pewnie dlatego, że stał sobie grzecznie w parku, a komuniści po prostu brali go nie za oznakę niemieckiego imperializmu, a po prostu za fajną maskotkę.

Uzdrowisko ściągało tłumy kuracjuszy i wycieczkowiczów. Dane mówią o nawet 12 tysiącach ludzi odwiedzających co roku Pokój. Zresztą było tu gdzie zażyć kąpieli wodnych, podratować zniszczone płuca oraz z początkiem dwudziestego wieku podrasować kości. Działały dwa słynące z doskonałych medyków szpitale reumatologiczne. W dwudziestoleciu międzywojennym uzdrowisko było popularne wśród górników leczących się z chorób zawodowych.

Książę pan pamięta
- Do polityki i wojen proszę mnie nie mieszać - mówił nam sędziwy już książę Ferdynand von Wirtenberg, żyjący potomek właścicieli Pokoju, kiedy podczas jego ostatniej wizyty prosiliśmy go o garść informacji na temat miejscowości. Miejscowość opuścił w połowie 1945 roku, a powtórnie przyjechał tu dopiero na początku lat 90. I o mało nie dostał zawału serca, kiedy zobaczył, co się nawyrabiało z perełki Pokoju. Książę pan był nieprzejednany i początkowo nie wdawał się z nami w dłuższą rozmowę. Jednak kiedy zaczęliśmy konwersację o widokówkach przedstawiających piękno przedwojennego Pokoju, i jemu łza się w oku zakręciła. - Cóż to była za miejscowość! W środku pałac, dookoła wszystko tętniło życiem. Po obu stronach ulic prowadzących w kierunku Opola i Namysłowa były warsztaty rzemieślnicze, hoteliki, gabinety lekarskie. A wieczorami koncerty na świeżym powietrzu. Zimą kuligi po lasach. To były inne czasy.

Dzisiaj nie ma już ani jednego domu, o którym opowiada książę pan. Po pałacu został plac, który teraz jest rondem, a kierowcy chwalą, że to najbezpieczniejsze takie miejsce w regionie. Bo duże i nawet jakby ktoś pijany pojechał prosto, to zatrzyma się na środku łąki. Natomiast co do spacerów po miejscowości, to raczej nie ma już gdzie chodzić. Oczywiście park nadal jest miejscem wycieczek, ale po dawnej zabudowie ostał się tylko budynek dzisiejszej apteki. O dawnej świetności miejscowości przypominają jeszcze dwa kościoły. Ewangelicki i katolicki.

W ministerstwie radzą
A jednak optymiści wierzą, że dawny Pokój wróci.
Joanna Ptaszek jak z rękawa wyciąga kolejne argumenty świadczące o tym, że Pokój będzie się rozwijać w tym kierunku. - Turyści z zagranicy. Dawni mieszkańcy gminy, którzy poprzez swoje znajomości ściągają tu coraz to nowych ludzi. To przecież oni chcieliby już leczyć się w naszym szpitalu, zażywać świeżego powietrza. Potrzeba tylko dwóch rzeczy: szyldów uzdrowiska oraz większej, taniej bazy hotelowej. Natomiast z parkiem poradzimy sobie sami. A dokładniej z pomocą Unii Europejskiej. Na razie chcemy przejąć na własność 41 z ponad 200 hektarów dawnego zieleńca zdrojowego. Jeśli uda nam się uzyskać status uzdrowiska, otworzą się możliwości finansowania z funduszy unijnych.

Okazuje się, że i ludzie z branży medycznej widzą realne możliwości na przywrócenie uzdrowiska w Pokoju. Argumenty są poważne, bo miejscowość ma szpital, park oraz lecznicze borowiny. Jest też szansa na przywrócenie dawnego ujęcia wody zdrojowej. Zdaniem Mirosława Wójciaka, dyrektora szpitali zespolonych w Kup i Pokoju, turyści mogliby mieszkać w tanich pensjonatach.

- Być może wtedy udałoby nam się powstrzymać odpływ pacjentów, którzy chcą leczyć się sanatoryjnie, z Opolszczyzny. Teraz wszyscy wyjeżdżają poza nasz region - mówi dyrektor.

Na razie Pokój czeka na przyjazd konsultantów zajmujących się przygotowaniem dokumentacji dotyczącej przywrócenia uzdrowiska. Zajmuje się tym specjalna firma. Potem dokumenty trafią do Ministerstwa Zdrowia, od którego będzie zależała decyzja. Jedno jest pewne: mieszkańcy Pokoju mogą już liczyć na władze województwa. Zarówno rządowe, jak i samorządowe.

- Świetna inicjatywa, dlatego ją popieram. Jest to nie tylko pomysł na rozwój samego środowiska lokalnego ale też i całej gminy - zapewnia Ryszard Wilczyński, wojewoda opolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska