Z uchodźcami jest ambaras. My ich nie chcemy ani oni nas

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Część polityków i społeczeństwa obawia się imigrantów z Bliskiego Wschodu. Nie zawsze słusznie. Przecież nie każdy muzułmanin jest terrorystą. Tyle że cała Europa ma problem ze skuteczną selekcją przybyszów.

Proszę, niech każda parafia klasztor, sanktuarium otworzy drzwi i serca dla uchodźców – zaapelował kilka dni temu papież Franciszek. I żeby dać dobry przykład, zaprosił do mieszkania na Watykanie, w swoim bezpośrednim sąsiedztwie dwie rodziny imigrantów.

W dużo ostrzejszych słowach wezwał Polaków i szerzej – wszystkich Europejczyków do aktywniejszego pomagania uciekinierom z Bliskiego Wschodu szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Przypomniał, że od początku roku na nasz kontynent schroniło się przed wojną i represjami Państwa Islamskiego pół miliona osób. Ich przyjęcie nazwał kwestią humanitarną i kwestią ludzkiej godności.

- Nie mówimy o liczbach, mówimy o ludziach i to o ludziach uciekających przed wojną, terrorem i agresją - podkreślał. Zwracając się do Polaków, przypomniał, że jesteśmy - jak może żadna nacja w Europie - narodem emigrantów, skutkiem czego dwadzieścia milionów ludzi przyznających się do polskich korzeni żyje poza granicami swej ojczyzny.

Przyjęcie imigrantów do Polski ma nie tylko aspekt chrześcijański czy humanitarny, ale także prestiżowy i praktyczny. Zwrócił na to uwagę w jednym z wywiadów telewizyjnych były prezydent RP Aleksander Kwaśniewski.

- Przyjdzie moment - mówił, kiedy to my będziemy prosili w Europie o zrozumienie - mówił. - I wtedy wypomną nam rok 2015. Albo jesteśmy ludźmi, albo pokażemy egoizm i małostkowość i taką będziemy mieli opinię w świecie.
Mimo tak wyrazistych apeli autorytetów religijnych, politycznych i społecznych póki co w Polsce entuzjazmu dla przyjęcia uchodźców widać mało. Czy powodem jest nasze zamknięcie, małostkowość, lęk przed obcymi, wreszcie zwyczajne wygodnictwo i to ono nie pozwala nam posunąć się trochę, by zrobić miejsce uciekinierom? Coś pewnie jest na rzeczy, ale przyczyny tej naszej rezerwy są dużo bardziej złożone.

Polacy są w pewnym stopniu ksenofobiczni i niechętni obcym, zwłaszcza w środowiskach mniejszych i bardziej konserwatywnych – uważa prof. Janusz Majcherek, krakowski filozof i socjolog kultury. – Miewa to podłoże nacjonalistyczne, a nawet rasistowskie. Zupełnie inną sprawą jest, czy wymagania, jakie stawia się dziś Europejczykom, w tym Polakom, odnośnie do rozmieszczenia imigrantów, są sensowne. Moim zdaniem nie. Popełniono poważne błędy, które uruchomiły falę uciekinierów, i teraz nie bardzo wiemy, co z nimi robić. Świat nie dał im nadziei, że w swoim miejscu zamieszkania mogą godnie żyć. Kolejny błąd popełniła Angela Merkel. Także Trzeci Świat uważa ją za „cesarzową Europy”. Jej słowa odczytano jako zaproszenie i fala imigrantów runęła do Niemiec, robiąc kłopot krajom tranzytowym po drodze.

Nie wszyscy w Polsce myślą o swoim społeczeństwie tak krytycznie jak profesor. Bardziej zróżnicowane są też ludzkie postawy. Gotowość przyjęcia uchodźców pod skrzydła Caritasu zadeklarował ostatnio metropolita górnośląski, abp Wiktor Skworc. Na Pomorzu, w Poznańskiem i w innych regonach gminy przygotowują miejsce dla przybyszów. U nas 50 rodzin z Syrii przyjmie diecezja opolska.

- To jest najlepszy model gościnności adresowanej do imigrantów – uważa prof. Janusz Majcherek. - Kiedy organizujemy ją od dołu, nie czekając na oficjalne programy państwowe. Wtedy jest pewność, że ktoś autentycznie na tych ludzi czeka i ma jakiś pomysł na ich przyszłość.

Ks. prof. Waldemar Cisło, dyrektor sekcji polskiej Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie, jest zdania, że Polacy są gotowi ofiarnie pomagać mieszkańcom Bliskiego Wschodu. Przypomina, że tylko w ubiegłym roku jego organizacja przekazała na ten cel 6 mln zł. - Karmimy głodnych, przyjmujemy przybyszów w Iraku, Syrii i w innych miejscach. Bez różnicowania na chrześcijan i muzułmanów i bez wzajemności Czerwonego Półksiężyca.
Trzeba się ich bać?

Zróżnicowane społeczne postawy nie uchylają pytania o to, czy powinniśmy się bać islamu i muzułmanów. Pierwsza przychodząca na myśl odpowiedź jest prosta i przecząca. Nie, bo to też są ludzie. Nie, bo daleko nie każdy muzułmanin jest terrorystą. Wreszcie, nawet jeśli się boimy, ten lęk nie powinien nas powstrzymywać od udzielania pomocy tym, którzy naprawdę uciekają ze swojego kraju przed wojną, cierpieniem i prześladowaniem.

Dlaczego się obawiamy? Najpierw dlatego, że naturalna jest obawa przed nieznanym. Muzułmanie w Polsce są ciągle rzadkością. Ci, których osobiście znam, świetnie tutaj pracują i nie odczuwam żadnego lęku w kontaktach z nimi. Jest czymś charakterystycznym, że najszerzej otwarli przed nimi drzwi Niemcy, którzy mają ich wielu i to od lat. Polska była „mnogoludną i mnogoziemną Rzecząpospolitą” - przyjmującą śmiało muzułmanów w swoje granice - przed wiekami. Po II wojnie światowej budowano państwo homogeniczne. Nie zmieniły tej świadomości nieliczne i słabe mniejszości narodowe, które ujawniły się po 1989 r.

- Potwierdzają to badania – mówi dr Konrad Pędziwiatr, socjolog islamu i emigracji z Katedry Studiów Europejskich Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. - Obawa, jaką Polacy odczuwają przed islamem i muzułmanami wynika z braku doświadczeń. Odczuwamy większy strach przed nimi niż społeczności Europy Zachodniej, choć to one zetknęły się także z radykalnymi grupami muzułmanów czy zamachami terrorystycznymi. W Polsce 88 proc. ludzi deklaruje, że nie zna żadnego muzułmanina.
Dodatkowe lęki mają ci, którzy próbują się czegoś o fali migracyjnej dowiedzieć. Badania są jednoznaczne. Trzy czwarte uchodźców stanowią młodzi mężczyźni w wieku 16-35 lat. Gdzie są ich kobiety i dzieci? - pyta wielu Polaków. - Czy przyjeżdżają do nas imigranci wojenni czy ludzie, którzy szukają lepszego życia, zostaną tutaj i będą - jeśli nawet nie bojownikami - to żywymi rozsadnikami islamu?

- Tylko najsilniejsi i najodważniejsi wyruszają na niepewny szlak do lepszego świata - zauważa dr Konrad Pędziwiatr. - Migracja za pracą w Europie też często wygląda podobnie. Najpierw wyjeżdżają mężczyźni, potem dołączają ich rodziny. Zresztą wojna w Syrii nie zaczęła się wczoraj. Toczy się od czterech lat i wyprodukowała cztery miliony uchodźców. Zamieszkują Turcję, Liban i Jordanię. Są w Egipcie i w Iraku. Kolejne osiem milionów to ludzie, którzy musieli opuścić domy i szukać miejsca gdzieś w Syrii. Obozy dla uchodźców są utrzymywane m.in. dzięki międzynarodowej pomocy. Kiedy strumień pieniędzy na ten cel zaczął wysychać, ich mieszkańcy ruszyli do lepszego świata. I stąd ich pochód do Europy. Lęki – jak to się często zdarza – skutecznie podsycają radykalni do bólu politycy.

- Absurdalna polityka powoduje zalew Europy śmieciem ludzkim, który nie chce pracować. Niszczymy Europę! To polityka upadku Europy! - głosił w Parlamencie Europejskim Janusz Korwin-Mikke.

Jego głos razi uproszczeniem. Nie wszyscy syryjscy uchodźcy są pewnie pracusiami, ale też nie wszyscy nierobami. A to, czy w Europie znajdzie się dla nich praca zgodna z ich kwalifikacjami i jak szybko nauczą się oni innego języka niż swój ojczysty, by tę pracę podjąć, to całkiem inna sprawa.

Niemniej lęki przed migrantami mają też podłoże ekonomiczne. Praca w Polsce ciągle jest trudna do zdobycia i źle opłacana. Wielu z nas patrzy na przybyszów jak na konkurentów, zanim tu w ogóle zjadą.
Ważną rolę w zmniejszaniu obaw przed terroryzmem mogłoby odegrać państwo. Ale wywiązuje się z tej funkcji słabo. Na przykładzie Śląska Opolskiego widać, że sama inicjatywa oddolna, choćby najlepiej przygotowana, nie wystarczy. Na uchodźców czekają ośrodki Caritasu i domy w różnych parafiach. Gdyby przyjechali, na własne oczy można by zobaczyć, że to tacy sami ludzie jak my. Ich dzieci poszłyby do przedszkoli i szkół. Ich matki - na wywiadówki. Stereotyp musiałby ustąpić przed doświadczeniem. Ale oni do nas nie przyjadą, jeśli państwo najpierw nie zapewni przybyszom statusu uchodźców, ubezpieczenia i nie sprawdzi, czy nie przyjmujemy terrorystów przebranych za ofiary wojny. Z tej perspektywy środowe spotkanie liderów partii politycznych w sprawie problemu imigracji jest mocno spóźnione.

- Ci uchodźcy, którzy do Europy dotrą, już stąd nie wyjadą – zwraca uwagę Jan Wójcik, prezes zarządu Stowarzyszenia Euroislam. - Nie wyjeżdżają nawet ci, którzy nie otrzymują azylu. Na koniec roku 2014 w Niemczech było ich 150 tysięcy. Deportować udało się tylko co piętnastego. Brakuje procedur pozwalających rozstrzygnąć, kto jest uchodźcą wojennym, kto emigrantem zarobkowym. Nie ma zasad deportacji ani powrotu uchodźców do ich ojczyzny po ustaniu kryzysu.

Do uczciwego obrazu trzeba włączyć także te osoby, które obawiają się, że w masie uchodźców znajdą się zwyczajni terroryści. Do podsycania takich nastrojów przyczynia się także Państwo Islamskie, które z jednej strony posługuje się przemocą (gwałty na kobietach czy ścinanie głów pokazują kanały TV na całym świecie), z drugiej otwarcie zapowiada, że przemyci do Europy 4 tysiące swoich bojowników.

- Nie mamy dziś sposobu na ich dokładną selekcję - uważa Jan Wójcik – może część z nich jest znana służbom, ale na pewno nie wszyscy. Nie mamy pieniędzy na ich wyłowienie z tłumu. Ani dość ludzi, by dżihadystów pilnować na miejscu. Szef niemieckiego urzędu ds. bezpieczeństwa przyznał, że na skuteczne pilnowanie takiej osoby potrzeba dziesięciu funkcjonariuszy. W Niemczech tak licznych kadr nie ma. Tym bardziej nie ma ich w Polsce. Więc do zamachów może dochodzić. Tym bardziej że imigranci niezadowoleni z warunków zastanych w Europie mogą się radykalizować.

- Trzeba pamiętać, że wielu z nich przyjedzie do nas bez dokumentów - podkreśla ks. prof. Cisło. - Trudno będzie dojść, skąd oni w ogóle przyjechali. A co dopiero, czy nie są terrorystami. Dlatego nie potępiałbym łatwo tych, którzy boją się przybyszów.

Eksperci podkreślają, że w sprawie uchodźców świat cały czas zmaga się ze skutkami, nie dotykając przyczyn.

- Najważniejszym zadaniem społeczności międzynarodowej jest powstrzymanie wojny w Syrii – uważa dr Pędziwiatr. - A kolejnym - znalezienie pieniędzy, które pozwolą na takie funkcjonowanie obozów dla uchodźców, że liczba chcących wyjechać spadnie. Pomoc tym, którzy się do Europy przedostają, jest dopiero trzecim zadaniem.

- Mechanizm jest prosty. Im więcej uchodźców przyjmiemy w Europie, tym więcej kolejnych zdecyduje się na emigrację - uważa Jan Wójcik. - Pomagamy tutaj setkom tysięcy, a miliony głodnych ludzi są tam. Jeśli wydamy pieniądze na imigrantów w Europie, zabraknie ich na wsparcie w obozach dla uchodźców. A przelicznik jest taki, że ONZ-owi mniej brakuje na pomoc dla czterech milionów ludzi przebywających w obozach w krajach sąsiadujących z Syrią, niż my wydamy na pomoc dla miliona przybyszów u nas. Nie zatrzymamy tej fali tutaj, jeśli nie zaczniemy pomagać tam.
Kto ma pomagać

W społecznej dyskusji o przyjmowaniu migrantów coraz częściej wraca także motyw: kto ma im pomagać. Jedni podkreślają, że Europa jest dziś – przy wszystkich trudnościach – dość bogata, by przyjmować przybyszów. Ale nie brak też głosów, iż nie może pozostać sama w tym dziele.

- Pytajmy, kto odpowiada za dzisiejszą destabilizację na Bliskim Wschodzie – mówi ks. Cisło. - To amerykańska polityka doprowadziła tam do wojny. Tymczasem Barack Obama poprzestaje na życzeniach dla Unii Europejskiej, by skutecznie rozwiązała problem uchodźców.

Podobne zarzuty pojawiają się wobec superbogatej Arabii Saudyjskiej. Saudowie wspierają pieniędzmi organizacje walczące z reżimem, by zmienić polityczne status quo w Syrii, przyjmują imigrantów ekonomicznych, ale politycznych nie. Nie ma tam w ogóle polityki przyjmowania uchodźców.

- Komisja Europejska chce, byśmy zagwarantowali, że uchodźcy, którzy do nas przyjadą, nie uciekną do Niemiec – mówi Jan Wójcik. - Pytam, jak to mamy w praktyce zrobić? Pozamykać ich w więzieniach? Średnio to widzę.

To trochę paradoks, ale najskuteczniejszym sposobem na zmniejszenie lęku przed muzułmanami może być świadomość, że nawet ci, którzy do Polski przyjadą, tu nie zostaną, tylko wyjadą do Niemiec.

- Polska nie jest preferowanym przez nich celem podróży. Chcą się znaleźć na Zachodzie, gdzie łatwiej o dobrze płatną pracę i gdzie - co bardzo istotne - mieszkają często ich krewni i znajomi, a pomoc społeczna oferuje wsparcie o wiele wyższe niż w u nas - uważa dr Pędziwiatr.

- Może najlepiej przyjąć przybyszów, dać im dokumenty i poczekać, aż wyjadą sami. Niedawno pokazano w mediach rodzinę syryjską, którą przyjęła jedna z parafii. Po niedługim czasie przyjechał po nią samochód z niemieckimi blachami i zabrał na Zachód - dodaje prof. Majcherek.
Pójdą przeciw imigracji
Na sobotę, 12 września, zapowiedziano przejście przez Częstochowę marszu antyimigracyjnego.
Organizatorzy zapowiadają, że przemarsz przez miasto będzie miał charakter pokojowy, a formalnie jego powodem jest rocznica bitwy pod Wiedniem.

Marsz jest adresowany do „zaniepokojonych zalewem Europy przez emigrantów islamistycznych”. Ma przypominać, że muzułmanie inaczej rozumieją europejskie wartości: pokój, wolność itp.

Wcześniej zgody na podobny marsz odmówiły władze Warszawy. Pomysłodawcy zaprosili chętnych do udziału warszawiaków do Częstochowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska