Z wora wyciąga potwora

Fot. Witold Chojnacki
Dariusz Barylewicz pojawia się w domach maluchów już od 19 lat.
Dariusz Barylewicz pojawia się w domach maluchów już od 19 lat. Fot. Witold Chojnacki
- Miałem dostarczyć olbrzymiego misia, w niesieniu prezentu musieli mi pomóc rodzice dziecka, sam nie umiałem go nawet podnieść - mówi święty Mikołaj Dariusz Barylewicz.

Kiedyś informacje o działaniu "Świętego" roznosiły się pocztą pantoflową. Współczesny Mikołaj ma do dyspozycji telefon komórkowy, biuro i samochód. Jego ogłoszenia można znaleźć w codziennych gazetach - wystarczy zadzwonić i już do drzwi malucha puka białobrody staruszek z workiem na plecach. Przez lata zmieniło się nie tylko wyposażenie Mikołaja, ale także zawartość worka z prezentami.

Wizyta Mikołaja kosztuje od 30 do 70 złotych - w zależności od liczby dzieci. Scenariusz jest prosty. Najpierw trzeba umówić się z Mikołajem na określoną godzinę. O umówionej porze i na sygnał (przeważnie dzwonek domofonu) rodzice dostarczają Mikołajowi wcześniej przygotowany prezent. Potem wystarczy tylko czekać na dźwięk dzwonka, to znak dla dziecka, że pojawił się długo oczekiwany gość.

- Kiedyś dzieci dostawały misie, drewniane samochody i oczywiście pomarańcze, które były atrybutem świąt. Teraz muszę wyciągać z worka jakieś koszmarne pokemony i inne potwory. Niekiedy nie wiem, co mam w związku z podarunkiem takiemu maluchowi powiedzieć - mówi Dariusz Barylewicz, Mikołaj od 19 lat.
Pan Dariusz wspomina zwłaszcza jeden z podarunków, który za jego pośrednictwem trafił do rąk malca. Był to olbrzymich rozmiarów miś.
- Nie umiałem go podnieść, a co dopiero wnieść na piętro domu. Musieli mi pomóc rodzice dziecka. Dziecko najpierw się przestraszyło, a potem było szczęśliwe, bo mogło usiąść misiowi na kolanach - wspomina Mikołaj.

Zmieniło się także zachowanie rodziców obdarowywanych dzieci. Kiedyś rytuał związany z przyjęciem w domu gościa był bardzo sztywny i zasadniczy. Podniosła atmosfera, pytanie "Czy byłeś grzeczny?", wierszyk, zdjęcie, prezent i do widzenia. Rodzice stali z boku. Teraz bardzo często sami biorą udział w zabawie.
- Zdarza się, że mama siada mi na kolana, tata mówi o tym, co przeskrobał. To dobrze, że rodzice zaczynają się z dziećmi bawić, a co za tym idzie - rozmawiać. Nie można jednak przesadzać. Kiedyś przyniosłem prezent dziecku. Maluch był sam w otoczeniu sześciu dorosłych. Każdy od niego coś chciał, po pewnym czasie, kiedy już udało mi się dać mu prezent, dziecko uciekło do pokoju i już z niego nie wyszło - wspomina Zbigniew Żaba, Mikołaj od 6 lat.
Zmieniają się czasy i prezenty - tylko dzieci zawsze są takie same. Młodsze na widok Mikołaja uciekają do drugiego pokoju, starsze witają go z uśmiechem.
- Byłem kiedyś w domu, w którym czekała na mnie szóstka dzieci. Kiedy wszedłem, trójka zaczęła płakać a trójka rzuciła mi się na szyję. Jedni chcieli, żebym natychmiast sobie poszedł, a drudzy nie chcieli mnie wypuścić. Przeważnie jednak dzieci są zadowolone i uśmiechnięte - mówi pan Zbigniew.

Z roku na rok Mikołajom przybywa pracy. Coraz więcej rodziców chce, by pociecha spotkała się oko w oko ze staruszkiem.
- To dobrze, że w erze komputerów i zabiegania mówimy dzieciom o Mikołaju, elfach i krasnoludkach. Niech w nie wierzą jak najdłużej - mówi pan Dariusz, który sam jest ojcem przedszkolaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska