Z ziemi włoskiej do Kędzierzyna-Koźla. Świder wraca do ZAKSY

Archiwum prywatne
Archiwum prywatne
Siedem lat temu siatkarz Sebastian Świderski z żoną Olgą i małą Mają jechał na podbój Włoch. Dziś ikona starego Mostostalu wraca do Kędzierzyna. Z większą rodziną, małym zoo, wielkim optymizmem, ale też z obawami.

Po zdobyciu piątego złotego medalu mistrzostw Polski dla ówczesnego Mostostalu Azoty Kędzie-rzyn-Koźle i brązowego medalu Ligi Mistrzów, w maju 2003 roku jeden z filarów najlepszej siatkarskiej drużyny w Polsce wybrał ofertę włoskiego klubu RPA Perugia Volley. Przed wyjazdem, w pożegnalnym wywiadzie dla nto obiecał, że jeśli będzie możliwość, to wróci do Kędzierzyna. Po siedmiu latach słowa dotrzymał.

- I bardzo się z tego cieszę - podkreśla zawodnik. - Nie jestem zawodnikiem, który często zmienia klubowe barwy, raczej się do nich przywiązuję. A patrząc na wiek, nie wykluczam, że właśnie w Zaksie skończę sportową karierę.

- Cieszymy się, że wracamy do Kędzierzyna-Koźla: znamy środowisko, zostawiliśmy tam przyjaciół, w pewnym sensie można powiedzieć, że wracamy do domu - dodaje Olga, żona Sebastiana.

Włoszka i diabełek

Decyzja nie była łatwa. Przeważyło dobro rodziny i edukacja dzieci.

- Nasza córka Maja kończy podstawówkę i musiałaby zacząć trzyletnią szkołę średnią - wyjaśnia pani Świderska. - Były więc dwa wyjścia: zostajemy we Włoszech na kolejne trzy lata, albo wracamy. W Polsce córka pójdzie do szkoły ze swoim rocznikiem i w podstawówce spędzi dwa lata. To czas, by nadrobiła zaległości i mogła wystartować do gimnazjum. We Włoszech jest jedną z najlepszych uczennic w klasie, ale - choć w domu mówimy po polsku - Maja ma problemy z gramatyką i niektórymi zwrotami. Dzieci w tym okresie są chłonne jak gąbka i wszystkie wiadomości przyswajają. Wiem, że wszystko szybko nadrobi. Najbardziej przeżywa rozstania z koleżankami i z tego powodu jest jej przykro. Ale jak to dziecko, wejdzie do piaskownicy i po godzinie wyjdzie z przyjaciółką, więc sobie poradzi.
Kibice Mostostalu pamiętają, jak po meczach między dryblasami plątała się drobna dziewczynka.

Dziś Maja ma 11 lat i niewiele pamięta z tamtych czasów. - To mała Włoszka - mówi Olga.
Teraz po meczach na parkiet będzie wybiegał Tomek. Ma 6 lat, urodził się w Gorzowie. - Będzie ganiał za piłką, bo to wulkan energii, taki mały diabełek - śmieje się Olga. - A wygląda jak aniołek - z blond włoskami i niebieskimi oczkami.

Przyjaźń synowej z teściową

Pierwszych miesięcy w Perugii Sebastian nie wspomina najlepiej. Nowy kraj, obyczaje, inna mentalność i przede wszystkim obcy język.

- Indywidualnie uczyłem się włoskiego, starałem się łapać jak najwięcej i jak najszybciej, ale bez konwersacji było ciężko - wspomina. - Trener widział, że mam opory, i zaczął indywidualnie ze mną rozmawiać. Jakoś się przełamałem. Aklimatyzacja trwała kilka miesięcy i pod koniec pierwszego roku żyło nam się już bardzo dobrze.

Rodzina Świderskich miała też sporo szczęścia - trafili na grupę bardzo życzliwych ludzi, którzy chętnie pomagali, wśród nich - panią Marysię, która kiedyś mieszkała w Szczecinie. Jej córka udzielała Mai pierwszych lekcji języka włoskiego, pomagała odrabiać zadania i się uczyć.
- Marysię Nowakowską, która pracuje w sklepie przy hotelu, w którym mieszkaliśmy w Perugii, poznaliśmy pierwszego dnia pobytu - dodaje Olga. - Między mamą Sebastiana i nią zawiązała się prawdziwa przyjaźń, bo są po "jednych latach".

Mama Sebastiana, Jadwiga, mieszkała ze Świderskimi w Kędzierzynie-Koźlu. Pomagała im także we Włoszech i najpewniej znów zamieszka razem z synem i synową.
- Mam z nią wspaniały kontakt - przekonuje Olga. - Jesteśmy jak przyjaciółki. Dużo nam pomaga. Nie musimy szukać kogoś obcego do opieki nad dziećmi.

Życie na walizkach

Sebastian rozegrał w Perugii cztery sezony. Przez trzy ostatnie lata bronił barw słynnej Lube Banca Macerata. Najczęściej zmieniał… mieszkania.

- W Perugii cała drużyna mieszkała w hotelu należącym do jednego ze sponsorów klubu. Nasze mieszkanie zazwyczaj składało się z dwóch apartamentów, które łączyło wspólne wejście - opowiada zawodnik. - W Maceracie było inaczej, bo przez trzy lata zmieniliśmy trzy mieszkania.

- W Maceracie żyliśmy dosłownie na walizkach - śmieje się Olga. - Z teściową stwierdziłyśmy, że jak Sebastian skończy karierę, to możemy otworzyć firmę specjalizującą się w przeprowadzkach, bo w tym jesteśmy mistrzyniami. I po trzech latach w Maceracie znów przeprowadzamy cały dom. Sebastian nie mógł z nami być, jest w Polsce i tradycyjnie wszystko robimy same.

Świderski zawodowo odniósł wielki sukces - ma w dorobku wicemistrzostwo kraju, Puchar i Superpuchar Włoch oraz nagrody indywidualne. Prywatnie poznał nowy kraj, zyskał wielu przyjaciół.
- W Perugii wszyscy zawodnicy mieszkali w tym samym hotelu, co miało swoje plusy, bo tworzyła się rodzinna atmosfera - wyjaśnia zawodnik. - Wszystko było do załatwienia na miejscu. Jak ktoś o czymś zapomniał, to mógł zapytać o to sąsiada z balkonu.

Żyć, nie umierać

- Tam tworzyliśmy fajną, dobrze rozumiejącą się grupę - mówi żona zawodnika. - Byli w niej: Martin Lebl, Kuba Novotny, Jan Stokr, Luca Bucaioni. Miło spędzaliśmy czas w swoim gronie. Były wspólne kolacje - poza obowiązkowymi pomeczowymi kolacjami z drużyną - wyjścia na obiady. W Maceracie życie towarzyskie wyglądało inaczej. Nie byliśmy tak skoszarowani jak w Perugii, każdy miał swoich znajomych, dlatego nie spotykaliśmy się tak często. Co nie znaczy, że brakowało zażyłości z rodzinami zawodników. Przyjaźnię się ze Stefanią Corsano, żoną jednego z zawodników (Mirko Corsano, reprezentacyjny libero Włoch - przyp. red.). Dziewczynki chodzą do jednej klasy. Dzięki niej poznałam inne mamy uczniów. Jak rano odwozimy dzieciaki do szkoły, to potem idziemy na kawę i małe plotki. Z nimi też spotykamy się na kolacji.

- We Włoszech spodobał mi się rytm życia - dodaje Sebastian. - Nikomu się nie spieszy, zawsze jest spokój i czas na załatwienie wszystkich spraw. I popołudniowe drzemki. Przyzwyczaiłem się do nich i weszły mi w krew. Sypiałem od 30 minut do godziny, a potem jechałem na popołudniowy trening. Na taki rytm wpływa klimat. Od godziny 13 do 15 temperatury są tak wysokie, że nie da się wytrzymać na dworze, dlatego sjesty są obowiązkowe.

Zawodnik przyznaje, że poza przyjaciółmi najbardziej będzie tęsknił właśnie za włoskim klimatem i stylem życia.

- Same temperatury pozytywnie wpływają na nastawienie do życia - opowiada. - Cały czas świeci słońce, zima trwa tydzień. W Maceracie śnieg leżał kilka dni. Żyć, nie umierać. Będzie też brakowało spokoju. Tam nigdzie nikomu się nie spieszyło. W Polsce jest pogoń za karierą, pieniędzmi, sukcesem. Niestety, czasem odbywa się ona przy niezdrowej atmosferze, bo odnoszę wrażenie, że wiele osób chce się wybić na plecach innych. Przed powrotem to są moje największe obawy, bo jak wyjeżdżałem z kraju, tak właśnie było. We Włoszech tej pogoni i wyścigu szczurów nie odczułem, każdy był życzliwy.

Szkoda, że nie było Papkina

Świderski "zakochał się" jeszcze we włoskiej kuchni, ale jej braku nie powinien odczuć.
- Jest rewelacyjna: makarony z różnego rodzaju sosami to posiłki najlepsze na świecie - rozpływa się Sebastian. - Ola lubi gotować i przygotowuje doskonałe potrawy. Dlatego włoskiej kuchni chyba nie będzie mi brakować.

- A mnie będzie brakować, ale składników, bo pewnie nie wszystko będę miała pod ręką - mówi Olga. - Przyznam, że robię sobie zapasy na powrót do Polski. Do spakowania przydałby się gumowy TIR, bo nie wiem, czy się ogarnę. Dobrze, że w polskich sklepach też można kupić coraz więcej oryginalnych włoskich produktów.

Zapytana, czy nie zamierza otworzyć w Kędzierzynie-Koźlu włoskiej restauracji, stanowczo oponuje.
- Mieliśmy mały epizod z pubem w rodzinnym Gorzowie, ale zrezygnowaliśmy - opowiada. - Jak się ma biznes, to trzeba przy nim na bieżąco być i pilnować.
Restauracji "Olga Vita" może nie będzie, ale w związku z
tematem kulinarnym pani Świderska wspomina pewną historię:

- Kiedy Sebastian podpisał kontrakt z Zaksą, to przypomnieliśmy sobie pewne zdarzenia z czasów Mostostalu - mówi Olga. - Papkin (Paweł Papke - przyp. red.) miał w zwyczaju wchodzić do nas bez pukania, przechodził przez dom, rzucał "to ja", wpadał do kuchni, zaglądał do lodówki, brał, co chciał, i wychodził. A wieczorami chłopaki przychodziły do nas na kolacje. We Włoszech brakowało tego, że wszyscy "zwalali się" do nas na obiad, czy kolację.

Od kilku tygodni Sebastian Świderski jest w Polsce. Najpierw dopinał sprawy związane z nowym kontraktem, a teraz w rodzinnym Gorzowie przechodzi rehabilitację po zabiegu kolana. Natomiast Olga z teściową i dziećmi szykują się do powrotu. Oboje myślą o nowym miejscu w Kędzierzynie. Przed wyjazdem do Włoch mieszkali w wynajmowanym przez klub mieszaniu. Niedaleko "starej" hali przy al. Jana Pawła II. Teraz na pewno nie wrócą na "stare śmieci".
- Wtedy nie było Tomka, a Maja nie chodziła do szkoły - mówi Sebastian. - Dzieci muszą mieć kąt do zabawy i nauki. My też chcielibyśmy mieć jakieś miejsce dla siebie. Mamy prawie trzy miesiące, by coś ciekawego znaleźć i się wprowadzić.
- Idealnym rozwiązaniem byłoby znalezienie domu - przyznaje Olga. - Każdy musi mieć poczucie swego azylu. Maja ma już swoje lata i potrzebuje własnego pokoju. Poza dziećmi jest duża labradorka Stella, kot Mysia i grecki żółw Turtwig. Mamy takie małe zoo, które zawsze ze sobą wozimy. Czy jedziemy na dzień, czy na dłużej - to wszyscy razem.

Wzięła sprawy w swoje ręce

Pomoc babci Jadzi znów będzie nieodzowna. Olga od kilku miesięcy jest współwłaścicielką firmy zajmującej się dystrybucją licencjonowanego sprzętu sportowego i zabawek dla dzieci.
- Przed wyjazdem pracowałam w Kędzierzynie w szkole, ale to była krótka przygoda - wspomina. - We Włoszech zajmowałam się domem, a od stycznia razem z żoną menedżera Sebastiana, Edytą Malke, postanowiłyśmy działać. Jesteśmy wspólniczkami i prowadzimy firmę Visione One. W Częstochowie mamy biura i magazyny. Praca wiąże się z wyjazdami nie tylko do biur, ale także do klientów, producentów, na targi. Pewnie też będą wyjazdy służbowe, bo jest kilka firm we Włoszech, z którymi współpracujemy. Jednak mam nadzieję, że będzie więcej tych wyjazdów nie związanych z pracą, przede wszystkim by odwiedzić przyjaciół. Za Polską się stęskniłam, ale wiem, że po powrocie też będę tęsknić, bo zostawiamy tu wiele wspaniałych wspomnień i znajomości. Nasze uczucia będą trochę podzielone. Na szczęście jest internet, skype, telefon.

Zresztą Maja już zapowiedziała rodzicom, że będzie do Włoch jeździć na zakupy.
Pani Świderska dodaje, że przed powrotem ma tylko jedną obawę.

- Mam nadzieję, że się zmieniła ludzka mentalność - mówi. - Kiedyś spotykaliśmy się z zawiścią, wytykaniem, że ten zarabia tyle, a ten wozi się takim autem... Jak ktoś zobaczy, że sąsiad ma coś więcej, to nie zepnie się w sobie, by mu dorównać, tylko ściągnie go za nogi do swojego poziomu. Mam nadzieję, że nie ma już takich zjawisk. A jeśli są, to my też jesteśmy o siedem lat starsi, może nabraliśmy większego dystansu do życia. Zobaczymy…

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska