Za mało ducha w realizacji Europejskiej Karty Języków

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Posiadanie własnego radia jest jednym z postulatów MN, który od lat czeka na realizację. Przygotowani dziennikarze są, ale brakuje odpowiednich częstotliwości.
Posiadanie własnego radia jest jednym z postulatów MN, który od lat czeka na realizację. Przygotowani dziennikarze są, ale brakuje odpowiednich częstotliwości. Pro Futura
Kampania na rzecz dwujęzyczności jest pierwszą jaskółką zmian, ale to o wiele za mało - mówi Rafał Bartek, dyrektor Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej.

Na ile, pana zdaniem, Rzeczpospolita Polska wywiązuje się z realizacji Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych?
Problem jest przede wszystkim w rozumieniu ducha Karty Języków . Jak się w nią wczytać uważnie, to mówi ona o potrzebie odejścia od polityki antydyskryminacyjnej na rzecz polityki promującej języki mniejszości.

Właśnie formą promocji ma być ministerialna kampania na rzecz dwujęzyczności i towarzyszący jej nowy portal internetowy.
To jest jaskółeczka. Pierwszy impuls do zmian, ale nic więcej. Forma tej kampanii nie do końca mnie przekonuje. Sam portal, choć czytelnie zrobiony i nowoczesny oraz ulotki nie zmienią świadomości, jeśli nie zostanie to wsparte jakimiś spotkaniami, szkoleniami, dyskusjami itd. Żeby portal działał, ktoś musi na tam stale wchodzić. Ja sam zostałem sprowokowany do tego dopiero artykułem w "Heimacie" tydzień temu. Szkoda też, że tylko fragmenty portalu są dwujęzyczne. To też jest przeciw duchowi karty.

Sądzi pan, że państwo polskie ratyfikowało kartę ze złą wolą?
Niewątpliwie już w momencie ratyfikacji karta była źle rozumiana. Komisja ekspertów wciąż ten błąd wytyka. Wszystkie języki mniejszościowe otrzymały ten sam status i ochronę. Rada Europy jasno wskazywała, że lepiej stosować wyższe standardy wobec tych języków, które mają więcej użytkowników. Polska traktuje tak samo ogromna mniejszość niemiecką i nielicznych użytkowników języka karaimskiego czy tatarskiego, którzy wcale tak wielkich oczekiwań, np. w dziedzinie edukacji, nie mają.

Mniejszość niemiecka w perspektywie karty podnosi sprawę obchodzenia świąt narodowych w szkołach, w których znaczną część uczniów stanowią dzieci z mniejszości. Sugerujecie państwo by tam nie obchodzić 3 Maja czy 11 Listopada? Czy to nie przesada?
Absolutnie nikt nie kwestionuje obchodzenia polskich świąt państwowych w szkołach. Pytanie, jak one są obchodzone. Poważne wątpliwości budzi choćby śpiewanie w środowisku mniejszościowym zwrotki "Roty" o tym, że "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz". Powtarzam te dni powinny być obchodzone, ale w taki sposób, by nikogo nie ranić, z poszanowaniem tradycji i kultury innego narodu. Pamiętając, że choćby 11 listopada 1918 roku tutaj, gdzie ci uczniowie mieszkają, nic się tak naprawdę nie zmieniło. Nie ma wątpliwości, że z okazji 3 Maja powinna się w szkole w podopolskiej wsi odbyć akademia. Pytanie, czy musi ona wyglądać tak samo jak w Warszawie, według jednej sztampy. Ja wiem, że Ministerstwo Edukacji powiedziałoby teraz, że nie ma zakazu, by regionalną specyfikę uwzględniać. Ale to za mało. Oczekiwalibyśmy z jego strony pokazania także pewnych dobrych praktyk. Przykład musi przyjść z góry. Tak funkcjonuje szkoła i wielu nauczycieli.

Skoro jesteśmy przy tym, co mogłoby być - zgodnie z kartą - dostępne, a czego nie ma, to dobrym przykładem jest nauczanie matematyki, geografii, biologii itd. po niemiecku. Nie ma komu uczyć, bo od lat praktycznie nigdzie nie przygotowuje się nauczycieli do takiego nauczania.
- Niestety, tak właśnie jest. Profesor Ryszard Kaczmarek, historyk z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, zwrócił moją uwagę na fakt, że w okresie międzywojennym po polskiej i po niemieckiej stronie nie zafunkcjonowałoby szkolnictwo mniejszościowe, gdyby nie zobowiązanie obu państw. To one budowały szkoły, dbały o kadrę itd. Dziś często myśli się kategoriami: mniejszości same i ich organizacje to zrobią. Dowodem, że tak jest, może być choćby trwająca batalia o aktualizację strategii mniejszości narodowych. To się do tego sprowadza, że w kwestii edukacji dwujęzycznej państwo nie chce brać na siebie obowiązków strategicznych. A zmiany, dobre eksperymenty bez wsparcia państwa będzie trudno przeprowadzić.
Czym pan tłumaczy - działacze MN podnoszą to w uwagach o realizacji karty - że mniejszość niemiecka jest jedyną w Polsce, której podręczniki nie są w całości refundowane?
Nie umiem tego logicznie wytłumaczyć. Mogę tylko powtórzyć tłumaczenie, jakie od dawna słyszymy. Ministerstwo twierdzi, że jesteśmy jedyną mniejszością, dla której, ze względu na liczbę uczniów, rynkowy koszt podręcznika nie odbiega od innych książek szkolnych. Nie zmienia to faktu, że to, że rodzice dzieci z MN płacą z podręczniki, a mniejszość litewska, ukraińska i wszystkie inne nie płacą, jest dyskryminacją. W dodatku od 1 września 2014 wszyscy pierwszoklasiści, a w kolejnych latach kolejne klasy za podręczniki płacić nie muszą.
Jedynym wyjątkiem jest podręcznik do niemieckiego i to jest kolejna niewytłumaczalna dyskryminacja. Sygnalizowałem to wiele razy w Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości.

Mniejszość niemiecka od lat chce mieć własne radio. Dlaczego wciąż go nie ma?
Przeszkodą jest brak częstotliwości. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji albo proponowała nam częstotliwość obejmującą wyłącznie Opole, gdzie słuchacze z mniejszości stanowiliby tylko parę procent, albo 5-6 różnych poszatkowanych drobnych częstotliwości na jakieś fragmenty regionu. Żeby warto tę machinę uruchomić, potrzebna jest spójna częstotliwość, która obejmie powiaty zamieszkiwane przez mniejszość. Stworzenie zespołu radiowego to jest łatwiejsza część tego przedsięwzięcia. Przeszkodą jest brak częstotliwości. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji albo proponowała nam częstotliwość obejmującą wyłącznie Opole, gdzie słuchacze z mniejszości stanowiliby tylko parę procent, albo 5-6 różnych poszatkowanych drobnych częstotliwości na jakieś fragmenty regionu.Żeby warto tę machinę uruchomić, potrzebna jest spójna częstotliwość, która obejmie powiaty zamieszkiwane przez mniejszość. Stworzenie zespołu radiowego to jest łatwiejsza część tego przedsięwzięcia.
Przedstawiciele MN alarmują także, że z roku na rok skraca się czas dostępu do publicznego radia i telewizji...
- To jest kolejne zagadnienie, którego z perspektywy naszego regionu zrozumieć nie mogę. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji na pytania członków komisji wspólnej niezmiennie odpowiada, że rozgłośnie regionalne i telewizyjne na programy dla mniejszości otrzymują sto procent tego, co zawnioskują. Rzeczywistość zdaje się to potwierdzać, skoro radio publiczne w Białymstoku otrzymuje na programy dla mniejszości narodowych 7-8 razy tyle pieniędzy, co rozgłośnia w Opolu realizująca tylko pewne minimum. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to w pewnym sensie marnowanie szans i to zarówno w aspekcie materialnym (jeśli nie korzysta się z pieniędzy, które są dostępne), jak i w wymiarze zmarnotrawionego bogactwa kulturowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska