Za Trynkiewiczem kryją się inni

Redakcja
1988 rok, Mariusz Trynkiewicz podczas wizji lokalnej w lesie, gdzie zakopał ciało jednego chłopca i spalił zwłoki trzech innych. Jego ofiary miały od 11 do 13 lat. Nazwano go "Szatanem z Piotrkowa”.
1988 rok, Mariusz Trynkiewicz podczas wizji lokalnej w lesie, gdzie zakopał ciało jednego chłopca i spalił zwłoki trzech innych. Jego ofiary miały od 11 do 13 lat. Nazwano go "Szatanem z Piotrkowa”. Archiwum z akt sądowych
Rozmowa z opolskim psychologiem Wacławem Mitorajem, który prowadził terapię Mariusza Trynkiewicza w strzeleckim więzieniu. "Szatan z Piotrkowa" ma wyjść na wolność 11 lutego.

- Kim jest "Szatan z Piotrkowa"?
- To człowiek, wobec którego społeczeństwo ma prawo domagać się izolacji. Stał się też w ostatnich dniach medialnym monstrum, argumentem w rozgrywkach politycznych - a to już jest irytujące, bo każda z wypowiadających się stron sceny politycznej miała niemal ćwierć wieku, aby zabezpieczyć społeczeństwo przed obecnym zagrożeniem, a nade wszystko - aby stworzyć system skutecznej terapii wszystkich sprawców przestępstw na tle seksualnym, nie tylko w więzieniu, ale i po odbyciu kary.

- Można było wyleczyć Trynkiewicza?
- O tym mówią najnowsze opinie wydane przez aktualnych jego terapeutów (patrz apla - dop. aut.). Tak naprawdę nie powinienem, jako psycholog pracujący z Trynkiewiczem w latach 90., szczegółowo o nim z panią rozmawiać. Zresztą w tamtym czasie pracowałem także z innymi skazanymi, którzy przebywali w Strzelcach Opolskich, odsiadując długoterminowe wyroki za przestępstwa na tle seksualnym. I to nie były pierwsze ich czyny. Sam Trynkiewicz już od 10 lat odbywał karę.

- To człowiek chory czy "szatan", potwór w ludzkiej skórze.
- To człowiek z głębokimi zaburzeniami, który robił potworne rzeczy.

- Ludzie są w panice, boją się, bo Trynkiewicz wkrótce może wyjść na wolność. Wiceminister sprawiedliwości twierdzi, że przed Trynkiewiczem trzeba chronić społeczeństwo, ale i jego trzeba chronić przed społeczeństwem. Nie jest tajemnicą, że podczas jego pobytu w strzeleckim zakładzie nie brakowało chętnych do wymierzenia mu kary śmierci.
- Tak, i nie byli to tylko współwięźniowie. Rodziny zamordowanych dzieci przeszły koszmarną tragedię. Brat jednej z ofiar czynił starania, aby dostać się do służb więziennych i "od środka" wymierzyć sprawiedliwość. Nie udało mu się zrealizować planu. Rozmawiałem z tym człowiekiem - był w rozsypce emocjonalnej, tak jak i cała rodzina. Z tego co wiem, ten człowiek popełnił samobójstwo.

- Wdrażał pan w strzeleckim zakładzie karnym jeden z pierwszych w kraju programów terapii więźniów odsiadujących wyroki za przestępstwa na tle seksualnym. Więźniowie współpracowali?
- Dodam, że projekt został wówczas wyhamowany przez władze. Ja tymczasem miałem wrażenie, że większość z osadzonych była skłonna do współpracy przy terapii. Oczywiście wola współpracy nie przychodziła od razu. Terapia trwała długo i winna była być też kontynuowana poza więzieniem, po zakończeniu kary.

- Trynkiewicz też miał wolę współpracy?
- To był bardzo trudny człowiek.

- Z czego ta trudność wynikała?
- Po pierwsze: z całą pewnością myślał o tym, co zrobił, żył pod ciężarem swych strasznych zbrodni - nie mówię tego, aby go tłumaczyć czy użalać się nad nim, stwierdzam po prostu fakty. Po drugie: to był jednak człowiek, który otarł się o własną śmierć, był w końcu skazany na karę śmierci. Wszystko to na pewno niekorzystnie wpłynęło na jego otwartość i wolę współpracy. Myślę zresztą, że to byłoby zbyt łatwe, gdyby Trynkiewcz padł na kolana i błagał: "Jestem potworem, wyleczcie mnie". To byłoby nieszczere. Tym bardziej, że zanim dokonał on pierwszej zbrodni, na pewno był w długim procesie oswajania się ze swym zaburzeniem, myślał i wciągał się w zabronione zachowania seksualne.

- Nieprzypadkowo był nauczycielem…
- Brytyjczycy zrobili takie badania, z których wynikało, że większość ujawnionych przestępców seksualnych - pedofilów wykonywała zawód pozwalający na częste kontakty z dziećmi. I co więcej - wybierali oni ten zawód świadomie, wiedząc, że wybór związany jest z zaburzeniami.

- Trynkiewicz twierdzi, że czynów swych dokonał z zemsty na rodzicach, którzy nie chcieli mieć więcej dzieci, podczas gdy on wciąż marzył o młodszym bracie… Mówił: "marzyłem zawsze o kontaktach z młodzieżą, o młodszym bracie, w wieku, jak ci chłopcy. Chciałem rozmawiać z nimi, czuć ich bliskość, ale bez żadnego seksu. Czyn popełniłem dlatego, że nie mogłem mieć rodzeństwa, rodzice nie chcieli. To był bunt". Mówił też, że zemścił się za to, że został pozbawiony prawa wykonywania zawodu nauczyciela za wcześniejsze sprawy o molestowanie chłopców. To możliwe?
- Tym uzasadniał swe zainteresowanie chłopcami. Pamiętajmy, że tacy ludzie potrafią swe skłonności i zachowania pedofilskie tłumaczyć w różny sposób, choćby tym, że te dzieci same się do nich garnęły, bo pragnęły mieć opiekuna, sponsora…

- Niespełna dwadzieścia pięć lat temu Trynkiewicz mówił wprost: "Jeśli mnie wypuścicie, znów zabiję". Niedawno w liście wysłanym do jednej z telewizyjnych dziennikarek napisał: "przez 21 lat na oddziale terapeutycznym w zakładzie karnym w Strzelcach Opolskich, gdzie pracowałem z psychologami, uczęszczałem na terapię, i do Rzeszowa zostałem przewieziony w celu odbycia terapii". Zapomina jednak wspomnieć, że złożył do sądu sprzeciw wobec decyzji o przeniesieniu go na terapię w Rzeszowie.
- Te sprzeczne sygnały i wypowiedzi świadczą tym, że mamy do czynienia z człowiekiem zaburzonym i niestabilnym wewnętrznie, buntowniczym. Nie tylko on sam musi się z tym zmierzyć, także terapeuci, którzy stale powinni z nim pracować. Taka współpraca powinna być też podejmowana z innymi wychodzącymi na wolność po odbyciu kary więzienia za przestępstwa seksualne osobami, niekoniecznie "szatanami".

- Co myśli psycholog, psychoterapeuta, gdy poznaje akta przestępstwa, także gdy w grę wchodzi czterokrotne zabójstwo wraz z czynami pedofilskimi. Czy wierzy, że istnieje szansa wyleczenia przestępcy? Czy widzi chociaż tę szansę?
- ....

- Czemu pan milczy?
- Powiem tak - trzeba w to wierzyć, choć w tym konkretnym przypadku - trudno nawet o wiarę. Terapia może być skuteczna, jeśli jest wieloelementowa. Winna dotyczyć nie tylko Trynkiewicza. Chodzi o wyłapanie wszelkich przestępców - powiedzmy mniejszego kalibru - których zaburzenia psychiczne już zauważono i stworzenia dla nich systemu skutecznej terapii. Inaczej te zaburzenia ewoluują , stanowią coraz większe zagrożenie. Wyjaśnię najczęstszy mechanizm zabójstwa tle seksualnym. To nie jest tak, że "szatan" napadł chłopców na ulicy, zgwałcił ich i zabił. To rosło w nim latami. Poza tym - ze swymi ofiarami romansował, nawiązał z nimi więzi. Na to trzeba czasami dni, a czasem wystarczą minuty, godziny - tak było w jego przypadku. Zwabił chłopców, wykorzystał łatwowierność. Zamordował - gdy chcieli odejść; nie wiem, może wspomnieli o powrocie do domów. Większość przestępców seksualnych to krewni ofiar - stąd czyny kazirodcze, to znajomi i przyjaciele rodziny, także nauczyciele. Nie mówię już o Trynkiewiczu - choć i on był nauczycielem. Mówię o znaczącej większości osób odsiadujących wyroki za przestępstwa na tle seksualnym. Psycholodzy mają świadomość, że nie da się ich uleczyć, tak jak w przypadku grypy - czyli przypisując odpoczynek, odosobnienie, leki. Zaburzenie jest głęboko zakorzenione, jest związane między innymi z brakiem empatii i z obniżoną samokontrolą. Co równie ważne - zaburzenia tych osób są przez nie same w pełni uświadamiane, ale ponieważ pojawia się problem z samokontrolą, ewoluują ku coraz poważniejszym.

- Rozumiem, że tak się dzieje, gdy nie ma właściwej terapii i wówczas może narodzić się kolejny Trynkiewicz.
- Tu dochodzimy do sedna. Za Trynkiewiczem chowają się setki innych, którzy jeszcze "szatanami" nie są, ale mogą się nimi stać. Po wyjściu z więzienia nie podejmują terapii, nie kontynuują tej zaczętej w więzieniu, bo nie ma takiej ścieżki. W więzieniach system zaczął już jakoś funkcjonować, pracuje się nad sposobem myślenia osadzonych, nad umiejętnością rozpoznawania sytuacji ryzykownych wprowadzających na ścieżkę, na końcu której jest krzywda ofiary. Uczy się ich mechanizmów samowyhamowania się. To jest dokładnie jak z każdym z nas. To nie jest przecież tak, że nie mamy pokus. Mamy, tylko sami się powstrzymujemy, nie sięgamy po czyjąś własność, nawet jeśli jest w zasięgu ręki, bo wiemy, że to jest złe. Tego samego: umiejętności rozpoznania pokusy oraz umiejętności zwalczenia jej, wypracowania planu ratunkowego uczy się przestępców na terapiach w zakładach karnych.

- Czy terapia więzienna jest skuteczna, okaże się dopiero na wolności.
- Na wolności taki człowiek zostaje sam ze sobą. Problemem staje się wówczas jego tajemnica dotycząca fantazji, odczuć. Plany ratunkowe zawsze zakładają możliwość skontaktowania się z osobami, które mogą wesprzeć. To kwesta stworzenia tzw. systemu wsparcia społecznego.

- Któż zechce wesprzeć "szatana"?
- Z tego co wiem, rodzina nie chce mieć z nim nic wspólnego. Ale mówmy o innych. Nawet jeśli po odbyciu kary więzienia wracają do rodzin, to w życiu rodzinnym tak już jest, że sprawca czynów zabronionych na tle seksualnym nie zdradza się, bo byłby napiętnowany, odrzucony. I znów jest problem tajemnicy, narastających fantazji, pokus. Mężczyźni, z którymi pracowałem w strzeleckim zakładzie karnym, zwykle odbywali karę za kolejne przestępstwo. Gdy wcześniej wychodzili z więzienia, to z mocnym postanowieniem, że już nic złego się nie zdarzy. Ale ponieważ na wolności nie było i nie ma systemu kontynuowania terapii, to owo postanowienie nie wystarczało na długo. Wytrzymywali trzy, cztery miesiące. Potem dokonywali kolejnego czynu.

- Czy w jakimś kraju istnieje wzorcowy system pracy z przestępcami szczególnie groźnymi?
- Trudno mówić o wzorcowym systemie jednego kraju. Jest wiele krajów, które mają systemy zakładające jednocześnie: pracę terapeutyczną w dobrowolnej izolacji, terapię zasądzoną wyrokiem, pracę z rodzinami i budowanie wsparcia społecznego, monitoring, i to nawet po zakończeniu całego leczenia, bo nie zapomina się o tym człowieku, nie wolno o nim zapomnieć.

- Skoro nie ma mamy mówić tylko o Trynkiewiczu, przypomnijmy przypadek sprzed pół roku, kiedy to pedofil został zwolniony z więzienia, miał zgłaszać się na policję, ale... zamiast tego dokonał kolejnego gwałtu na dziecku.
- Bo sam nakaz zgłaszania się na policję nie wystarczy, to zdecydowanie za mało. Liczy się suma wszelkich metod monitorowania: poprzez dobrze przygotowaną rodzinę, poprzez stałą opiekę terapeutyczną, leczenie farmakologiczne. Stosuje się też metodę upubliczniania informacji. U nas takiego kompleksowego sytemu nie ma.

- Leczenie farmakologiczne, tzw. kastracja chemiczna, ma sens?
- Tylko jako jeden z elementów. Obniża ona bowiem poziom testosteronu i zmniejsza pobudliwość seksualną, co daje możliwość skupienia się na poznawczym opracowaniu problemu i skupieniu na uczeniu się nowych zachowań. To, co najgroźniejsze, dzieje się w głowach przestępców, a terapeuta nie ma niestety możliwości, aby zaglądać w głowę pacjenta. Nie można wykluczyć, że nawet osoba biorąca udział w terapii i z pozoru współpracująca z terapeutą w rzeczywistości ukrywa swe fantazje, hoduje je, a one pchają ku coraz większemu złu. Jeśli szczerej współpracy z terapeutą nie ma, to i chemiczna kastracja nie załatwi sprawy. Ale faktycznie - może ułatwić nawiązanie tej współpracy.

- Wszyscy teraz skupiają się na wyścigu z czasem. Wiele wskazuje na to, że Trynkiewicz zdąży wyjść na wolność zanim sąd - zgodnie z nową ustawą - skieruje go zakładu zamkniętego na leczenie. Ale to niejedyny problem...
- Specustawa ma swoje dobre strony, na przykład daje wreszcie szansę na pełne wykorzystanie tzw. bransoletek czy obroży elektronicznych w ramach dozoru nad zwolnionymi z więzienia. Ale też w sposób zbyt szeroki definiuje wskazania do kierowania na leczenie w zamkniętym zakładzie. Więc słyszę już w mediach, że do specjalistycznego zakładu, który był stworzony z myślą o osobach takie jak Trynkiewicz, stoi - z wniosku dyrektorów różnych więzień - długa kolejka innych przestępców, nawet złapanych na kradzieży na działkach, u których zaobserwowano zaburzenia stwarzające zagrożenie dla otoczenia. Ponieważ nie ma systemu leczenia ich na wolności, dyrektorzy wolą kierować ich do specjalistycznego zakładu zamkniętego. Nie wspomnę też o wątpliwościach natury konstytucyjnej, jakie wzbudza ta ustawa.

- Obecny stan prawny również jest pełen sprzeczności i nonsensów.
- Na przykład sąd penitencjarny decydujący o przedterminowym zwolnieniu takiego skazanego z więzienia może, i często to robi - skierować go na leczenie. Kurator kontroluje, czy skazany podjął terapię, ma możliwość kontaktowania się z fachowcami prowadzącymi tę terapię. W tym przypadku jakiś system istnieje; jak działa tak działa, ale jest. Natomiast jeśli ten sam przestępca wyjdzie w terminie z zakładu karnego - to nie ma żadnych zobowiązań. Policja nie może się go czepiać, nikt go nie może nachodzić, nikt go nie może do niczego zmuszać.

- Powróćmy do Trynkiewicza. On w tej chwili stał się czymś na kształt... celebryty. Nie schodzi z pierwszych stron gazet, pierwszych newsów internetowych, analizowany jest jego tatuaż, jego charakter pisma. To może mu schlebiać?
- Może.

- A zapowiedź, że policja będzie miała nad nim kontrolę sprawi, że zechce udowodnić, iż potrafi się wymknąć?
- Wszystkie te mechanizmy są możliwie, ale mam nadzieję, że nie podejmie gry, świadomy, że monitoring daje mu bezpieczeństwo. Pamiętajmy jednak, że służba więzienna nie wypuszcza człowieka na ulicę. Jak podały media, na Trynkiewicza czeka mieszkanie. Wiadomo, z kim utrzymuje kontakty. Policjanci nie spuszczą go z oka.

- Podobnie jak media? To też zagadka, co się może zdarzyć, mama Madzi z Sosnowca została przecież przez nie zatrudniona do półnagiej sesji fotograficznej.
- Cóż, musicie sobie państwo sami wyznaczyć granice. Powiem tylko o tym, co zostało już dokładnie zbadane i zdiagnozowane na Zachodzie. Człowiek sfrustrowany, z kiepską samooceną, bierze karabin i strzela do ludzi na ulicy, do dzieci w szkole. Staje się wówczas bohaterem newsów i jego pozycja rośnie. Osoby dokonujące przestępstw seksualnych czują się na tyle źle same z sobą, że opisany właśnie przeze mnie mechanizm, też u nich działa.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska