MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabawa i szkoła życia

Małgorzata Krysińska [email protected]
Specjalnie do tego zdjęcia wychowawcy i koloniści odtworzyli scenkę z kolonijnego chrztu. Na pierwszym planie wychowawczyni Maria Borymek pasuje na kolonistę Mateusza Skibińskiego.
Specjalnie do tego zdjęcia wychowawcy i koloniści odtworzyli scenkę z kolonijnego chrztu. Na pierwszym planie wychowawczyni Maria Borymek pasuje na kolonistę Mateusza Skibińskiego.
32 dzieci z ubogich radłowskich rodzin bawiło przez dwa tygodnie na koloniach w Pokrzywnej. Wróciły do domów pełne barwnych wrażeń.

Sonda

Sonda

Jak się bawiłeem/-am na kolonii? - mówią radłowskie dzieci:

Mateusz Skibiński ze Sternalic, 14 lat:
- Świetnie. Podobały mi się zwłaszcza nastrojowe, charakterystyczne dla tego typu gór domki, w których mieszkaliśmy. A także kąpielisko. Choć nie jest tam głęboko, można było popływać, a woda była wspaniała: chłodna i orzeźwiająca.

Konrad Pluskota ze Sternalic, 11 lat:
- Było naprawdę bardzo fajnie, bo wychowawcy prawie na wszystko nam pozwalali. Codziennie chodziliśmy na kąpielisko oraz do lasu. Poza tym bardzo podobały mi się wycieczki po górach i ten, zupełnie inny niż u nas, krajobraz.

Klaudia Wieczorek z Biskupic, 13 lat:
- To moja pierwsza kolonia i pierwszy taki długi pobyt poza domem. I było wspaniale, lepiej niż sobie wymarzyłam. Jeździliśmy ciągle na wycieczki, zdobywaliśmy szczyty i odznaki. Poza tym chodziliśmy na dyskoteki. Tyle, że nie mogliśmy być tam dłużej niż do dwudziestej drugiej.

Patrycja Łazarek z Radłowa, 14 lat:
- Byłam pierwszy raz w górach i było super, tak, jak chciałam, żeby było. Mieliśmy fajne kwatery, serwowano nam smaczne posiłki, poznałam wiele fajnych kolegów i koleżanek. To dziwne, od dawna mieszkamy tak blisko, a nie miałam nigdy wcześniej okazji zamienić z nimi nawet kilku słów!

Sebastian Tomys z Radłowa, 13 lat:
- Byłem pierwszy raz na kolonii i bawiłem się znacznie lepiej niż przypuszczałem. Miałem fajne towarzystwo, ciągle działo się coś nowego i błyskawicznie mijał mi czas. Niemniej brakowało mi trochę własnego kąta, w którym mógłym być sam. No i tęskniłem za rodziną i domem.

Kloniści mieszkali o rzut kamieniem od zalewu, w czterech piętrowych drewnianych domkach, na terenie tonącego w zieleni ośrodka Złoty Potok. Pobyt tam zafundowały im radłowska komisja ds. rozwiązywania problemów alkoholowych, która przekazała na ten cel 18 tys. zł, tamtejszy ośrodek pomocy społecznej, który dał cztery tys. zł oraz indywidualni sponsorzy, którzy dofinansowali wyjazd wspólnie jeszcze trzema tys. zł. Z uwagi na to, że w koloni uczestniczyło także ośmioro dzieci, którym wyjazd w całości opłacili rodzice, grupa liczyła łącznie czterdzieścioro dzieci.

Jak powiedział nam Henryk Karkos, pełnomocnik zarządu gminy ds. rozwiązywania problemów alkoholowych i jednocześnie organizator kolonii, większość z nich nie była nigdy wcześniej ani na kolonii, ani w górach. Toteż już pierwszy dzień po przyjeździe dostarczył im mnóstwo emocji i przeżyć. Choć tuż po śniadaniu przyszło kolonistom opracować wspólnie z opiekunami regulamin, którego zasady nieco ograniczyły ich wymarzoną wolność...
- Nie wolno nam było samym chodzić nad wodę - nie krył rozczarowania 14-letni Dawid Klonowski ze Sternalic. - Ani opuszczać samowolnie ośrodka, ani też po dziesiątej wieczorem wychodzić z naszych domków.
Ale, gdy tylko poszły nad zalew, pochlapały się w wodzie, a co niektóre popływały na rowerkach i kajakach, dobry humor natychmiast powrócił i towarzyszył im aż do wieczora, kiedy to rozpoczął się tradycyjny, kolonijny chrzest.

Najpierw musieliśmy przejść przez próbę smaku, czyli zjeść pełną łyżkę palącej mieszanimy ketchupu i majonezu, których to smak zabity został skutecznie ogromną ilością soku z cytryny, soli i pieprzu - wspomina 13-letni Kamil Mencfel ze Sternalic. - Potem przechodziliśmy na kolanach po workach z kamieniami. Zaś na samym końcu całowaliśmy lepką od błyszczyka rękę naszej wychowawczyni Marii Borymek. Właśnie ona przebrana za Neptuna, pasowała nas na kolonistów i przybijała każdemu na czole i policzkach pieczątki z literką "p" i z gwiazdką.
Ślady po tych pieczątkach niektóre z dzieci miały zresztą jeszcze do końca pobytu.
- Chrzest był naprawdę świetny i wyszliśmy z niego zwycięsko - podkreślają z dumą. - Dlatego bardzo uważaliśmy, by gwiazdki nie zmyły się szybko.
Jak oceniają zgodnie dzieci, każdy spędzony tam dzień był dla nich kolejną przygodą. Były m.in. w Czechach, gdzie zwiedziły jaskinię na Pomezi oraz wjechały wyciągiem krzesełkowym na Serak. Były na przełęczy Ramzowa i z powrotem zeszły górami. Zwiedziły Jesenik, gdzie wysłuchały od przewodnika ciekawej historii o Vincencie Priessnitzu, założycielu pobliskiego uzdrowiska i wynalazcy prysznica. Były w Piekiełku, na Kopie Biskupiej, w Górach Stołowych i w kopalni złota w Złotym Stoku. Bawiły się przednio na takich imprezach jak kolonijna olimpiada sportowa, "randka w ciemno" i kolonijne śluby oraz wybory miss kolonii. Co przy tym ważne, w trakcie tych ostatnich żadna z dziewcząt nie mogła się poczuć niedoceniona: "missek" było dokładnie tyle, ile zgłosiło się chętnych do konkursu. Wśród nich m.in. miss sportu, uśmiechu, a nawet kisielu (tytuł przyznany rekordzistce jedzeniu tego specjału).

Kto chciał to dwa, trzy razy dziennie pływał kajakiem lub na rowerku wodnym. Na pierwszym planie od lewej: Mateusz Antosik i Kamil Mencfel. W drugim kajaku: Piotek Mielcarek i Sylwester Gronowski. Na rowerku: Irena Szukała, Natalia Wiatr i Henryk Karkos.

- Ponieważ ogłosiliśmy konkurs na "Zdobywcę Gór Opawskich", którym miał szansę zostać tylko ten, kto zaliczy trzy trasy: na Żabie Oczko, do Piekiełka oraz Kopę Biskupią, to mimo upału, dzieciaki walczyły ze zmęczeniem i nie rezygnowały - nie kryje zadowolenia Leszek Bartela, kierownik kolonii. - Dlatego też wszystkie trzy trasy pokonało aż 17 kolonistów i tyleż zasłużyło na tytuł zdobywcy.
Ponadto każdego dnia dzieci uczestniczyły w zajęciach terapeutyczno-integracyjnych z programem profilaktyki uzależnień.
- Staraliśmy się je nauczyć, jak żyć i radzić sobie w trudnych sytuacjach - wyjaśnia Henryk Karkos. - Jak reagować w sytuacjach, gdy ktoś namawiać ich będzie do wypicia alkoholu lub spróbowania narkotyku. Jak walczyć ze stresem i przykrymi emocjami. Jak budować zaufanie i szacunek do siebie nawzajem.

- Nuda, nuda, nuda! - skomentowało krótko kilku kolonistów.
Jednak wielu innym dzieciakom zajęcia się podobały.
- To nieprawda! My lubimy te zajęcia, bo dzięki temu się wzajemnie poznajemy - zaoponowały natychmiast chórem.
- Obejrzeliśmy na nich między innymi film "Nad przepaścią", opowiadający o chłopcu, który nie miał nikogo oprócz ojca alkoholika - wyjaśnia 12-letni Bartek Bryś z Kościelisk. - Wkrótce więc sam także zaczął pić i trafił przez to do szpitala. Ale dzięki przyjaciołom wyszedł na prostą. Nie nudziłem się na tym filmie ani chwili. Przeciwnie, bardzo się na nim wzruszyłem.
- No cóż, różnice zdań to normalna rzecz i każdy ma do nich prawo - komentuje Henryk Karkos. - Dobrze, że dzieci nie boją się mówić co myślą, bo to oznacza, że dobrze się z nami czują.
- Byłam po raz pierwszy zarówno na kolonii, jak i w górach. I było po prostu cudownie - potwierdza 13-letnia Sylwia Pisula z Wichrowa. - Najbardziej podobała mi się przy tym wycieczka do Czech. Jechaliśmy tam bowiem wyciągiem krzesełkowym, a potem byliśmy w sklepie i kupiliśmy sobie mnóstwo czeskich słodyczy!
Poza tym prawie codziennie chodziliśmy na dyskoteki, a wieczorami, już w łóżkach, opowiadaliśmy sobie przeróżne ciekawe historie - wpada jej w słowo 14-letnia Izabela Szopa z Radłowa. - Toteż z wyjątkiem jednej nocy, kiedy to bardzo nas wystraszyły dziwne odgłosy nad schodami i bałyśmy się, że to duch, bawiliśmy się wszyscy wspaniale!

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska