Zabawka zniknęła, dorośli się spierają, kto za to odpowiada. Nyska policja na tropie domku ze zjeżdżalnią

Krzysztof Strauchmann
Policja z Nysy już drugi raz umorzyła dochodzenie w sprawie zniszczenia drewnianego elementu placu zabaw w Pakosławicach. Sprawca zniszczenia odpowie prawdopodobnie za wykroczenie.

Chodzi o drewniany domek ze zjeżdżalnią, huśtawką i drabinką wejściową. W 2007 roku sołectwo Pakosławice kupiło go za 7,5 tys. zł. Trafił na plac zabaw przy remizie OSP, razem z innymi urządzeniami.

8 lat temu remiza szła do remontu, zabawki trzeba było gdzieś przenieść. Właściciel sklepu w Pakosławicach zgodził się, żeby ustawić je na ogrodzonym kawałku jego trawnika przy sklepie. Przez te lata większość zabawek zdemontowano.

Domek stał do 3 czerwca ubiegłego roku. Mieszkańcy Pakosławic tego dnia wiedzieli, jak jacyś mężczyźni starannie rozebrali urządzenie i gdzieś zabrali. Tego samego dnia na placu przy remizie OSP budowano zupełnie nowy plac zabaw, więc ludzie myśleli, że stary domek też tam trafi. Kiedy zniknął, sołtys wsi Jadwiga Maćków zgłosiła sprawę na policję.

We wrześniu policja sprawę umorzyła. Ustalono, że zabawkę zdemontował właściciel sklepu i terenu, na który stała, ale przyjęto arbitralnie, że zabawka była zużyta i bez większej wartości. Od tego odwołała się pani sołtys. W grudniu policja umorzyła dochodzenie po raz drugi. Podstawą było potwierdzenie przez wójta Adama Raczyńskiego, że zabawka była warta 500 zł.

Zniszczenie mienia tej wartości, to wykroczenie, nie przestępstwo. Sprawę ma dalej prowadzić zespół ds. wykroczeń w KPP. Tym razem sołtys już się odwołać nie może, bo policja przyjęła też, że zabawka stanowiła mienie gminy Pakosławice, a nie sołectwa Pakosławice. Sołectwo nie jest więc poszkodowane.

- Ja to zdemontowałem. Nie uprzedzałem władz - potwierdza nam właściciel sklepu. Jak tłumaczy, kiedy 8 lat temu zabawki przenoszono do niego, ówczesny sołtys obiecał mu umowę na korzystanie z terenu i finansowe zrekompensowanie kosztów utrzymania placu zabaw. Takiej umowy nie dostał do końca. Na dodatek jego zdaniem zabawka była zniszczona i zagrażała dzieciom, on zaś wielokrotnie domagał się jej przeniesienia.

- Jestem przekonana, że to było warte więcej niż 500 zł. Nie wiem, na jakiej podstawie wójt przyjął taką wycenę - komentuje sołtys Jadwiga Maćków, które czuje się zlekceważona przez włodarza gminy. Według jej wyjaśnień zabawka była sprawna, wymagała tylko pomalowania, co było zaplanowane na rok 2017. W 2016 roku dokonano tylko niewielkiej naprawy, wymiany jednego ze szczebli.

- Właściciel terenu nie zwracał się do mnie o naprawę zabawki, ani o jej pilne usunięcie - mówi pani sołtys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska