Zabić karpia - śliska sprawa

Redakcja
Rozalia Szyszka po namyśle stwierdziła, że nie będzie się babrać z zabijaniem karpia. Wybrała żywą rybę, którą na jej życzenie uśmiercił za chwilę sprzedawca.
Rozalia Szyszka po namyśle stwierdziła, że nie będzie się babrać z zabijaniem karpia. Wybrała żywą rybę, którą na jej życzenie uśmiercił za chwilę sprzedawca. Paweł Stauffer
Ekolodzy domagają się, żeby ryby uśmiercać jeszcze przed sprzedażą. Hodowcy mówią, że to nie ma sensu. A handlowcy w plenerze inwestują w kurtynki, za którymi wykonują egzekucję.

Opolskie targowisko. W wannie z wodą "dycha" kilkanaście karpi, jeszcze żywych. Dla przeciwwagi, na szerokiej desce w równym rzędzie leżą ryby martwe i wypatroszone. No i pojawia się dylemat stary niemal jak święta: kupić żywego karpia czy tego po egzekucji?

- Raz zabijałem karpia: ja mu łup!, młotkiem w głowę, a on ślizgiem z moich rąk po wannie - mówi Bogusław Mielec z Opola. - Tę wannę młotkiem utłukłem! Od tego czasu kupuję rybę sprawioną. No i podczas świąt nie mam wyrzutów, że dzień wcześniej zabiłem...

- O mnie powiedzieć można, że jestem seryjną morderczynią - opowiada pani Maria. - Kilka lat temu pracowałam w sklepie rybnym w Opolu. Nie wiem, ile ryb mam na sumieniu. Teraz kupuję tylko zabitą i sprawioną rybę. Po co mi jej bebechy w domu?

- I ja tak zrobię - zdecydowała Rozalia Szyszka, która wczoraj długo przyglądała się rybom pływającym w mini-basenie na opolskim targowisku. Wybrała 1,5-kilogramową rybkę. I to był już koniec życia karpia - sprzedawca zaniósł go na stół odgrodzony od gawiedzi zieloną grubą kurtynką, a potem martwa ryba wylądowała w reklamówce pani Rozalii.

Sprawa uśmiercania karpia to rzecz wysokiej rangi: ekolodzy mówią o łamaniu Konstytucji RP (bo karpia pominięto w szczegółowych przepisach dotyczących uśmiercania zwierząt, czyli doszło do "pominięcia ustawodawczego"). A główny lekarz weterynarii wydał handlowcom zalecenia: żywego sprzedawajcie do wiader lub do toreb - korytek z wodą (kosztują od 1 do 2 zł).

Z biur prasowych Reala i Tesco otrzymaliśmy niemal identyczne odpowiedzi: karpie na życzenia klientów ogłuszają na zapleczu, w niewidocznym miejscu, specjalnie przeszkoleni do tego pracownicy. I sprzedają je w torebkach-korytkach.

- A co, jeśli ktoś przyjdzie z własnym wiaderkiem? - pytam.
- Jeśli klient przyjdzie z wiaderkiem, to oczywiście karpia mu sprzedamy - odpowiada po namyśle Grzegorz Nowak z biura prasowego sieci Real.

Co sklep, to obyczaj. - My żywego karpia sprzedamy temu, kto ma wiaderko - mówi Grzegorz Zapotoczny z opolskiego Rybexu. - Jednak coraz więcej osób woli, abyśmy rybę ogłuszyli i wypatroszyli. Niestety, karpia sprzedaje się mniej, konkurują z nim łosoś i pstrąg.

Fachowcy znający się na życiu karpia słuchają tych dyskusji z irytacją. - Karp zimą ma spowolnione czynności życiowe i metabolizm, łatwo go ogłuszyć, nie cierpi tak, jak opowiadają ekolodzy - mówi Janusz Preuhs, dyrektor gospodarstwa rybackiego w Krogulnej.

- Najlepiej przenosić go żywego w wiadrze, nawet bez wody, bo przy tak niskim metabolizmie tlen z powietrza rybie wystarczy. Byle nie przenosić w suchej foliowej torbie, bo ryba, która oddycha też przez skórę, zwyczajnie się zadusi oblepiona folią.

Na temat mody na inne ryby dyrektor ma też zdecydowane zdanie. - Sprzedajemy w Polsce pond 15 tysięcy ton karpia, nic dziwnego, że konkurencja chce nas wygryźć z rynku - tłumaczy Janusz Preuhs. - Na szczęście, za karpiem na wigilijnym stole opowiada się polska tradycja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska