Zabić Saddama

Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Z doktorem Tomaszem Szulcem, ekspertem ds. wojskowych z Politechniki Wrocławskiej, rozmawia Jacek Antczak

- Świat się zastanawia, czy wojna z Irakiem byłaby sprawiedliwa czy nie. Prawdopodobnie do niej dojdzie, zapytam więc inaczej: czy będzie to wojna inteligentna czy partyzancka?
- Podczas tzw. wojny inteligentnej używa się precyzyjnego uzbrojenia, rażącego ściśle określone cele, przy unikaniu ofiar wśród ludności cywilnej. Ponieważ w tej chwili nikt już chyba nie uwierzy, że może być wojna, w której nie giną ludzie przypadkowi, więc wyobrażenie, że można przeprowadzić ją tak, by pozbawić przeciwnika uzbrojenia, nie zabijając przy tym wielu żołnierzy, albo likwidować obiekty rządowe, nie niszcząc osiedli mieszkaniowych, daje duży komfort państwu, które wojnę prowadzi. A obywatelom pozwala nie czuć wyrzutów sumienia.
- W wojnie klasycznej wyrzuty sumienia są większe?
- Stosuje się w niej broń o wielkiej sile rażenia i małej precyzji. To, co znamy jeszcze z II wojny światowej czy wojny w Wietnamie - dywanowe naloty, miasta zrównane z ziemią, setki tysięcy ludzi pozbawione dachu nad głową. To jest wojna znacznie prostsza i tańsza. Mówiło się, że już "Pustynna Burza" była wojną inteligentną. W rzeczywistości ponad 90 procent użytych wtedy bomb były bombami klasycznymi, zwanymi żelaznymi albo swobodnie spadającymi. To, że nie mówi się o masowych ofiarach wojny z 1991 jest skutkiem konsekwentnej polityki informacyjnej prowadzonej przez koalicję antyiracką.
- Propagandy po prostu.
- Za mocne słowo. Chodzi o to, że dziennikarzy nie dopuszczano w pewne miejsca i uniknięto rozgłosu, gdy bombardowano nie tam, gdzie trzeba. Z kolei Afganistan był klasycznym przykładem wojny prowadzonej z małą intensywnością. Tam Amerykanie używali sprzętu precyzyjnego, czyli kierowanych rakiet, samosterująch bomb i pocisków. Choć okazało się, że to też niewiele zmienia, bo jeżeli pilot pomylił wiejskie wesele ze zgromadzeniem Al Kaidy to ginęli niewinni ludzie, zabici z ogromną precyzją przez kierowaną laserowo bombę. Jeżeli podczas programowania uzbrojenia użyto nieprecyzyjnych map, to nadzwyczaj dokładnie działające pociski manewrujące trafiały tam, gdzie je skierowano, a nie tam, gdzie powinny trafić. Wojna z użyciem broni precyzyjnej nie jest z definicji wojną bezpieczną dla ludności cywilnej. To, kogo razi uzbrojenie, zależy od tych, którzy go używają. Długo jeszcze nie będzie gwarancji, że inteligentna broń zabezpieczy przypadkowych ludzi przed cierpieniami i śmiercią.
- Ale w wojnie mogą być ofiary po obu stronach. Nie należy chyba lekceważyć irackiej armii, choć chyba inteligentnej broni nie posiada.
- Irakijczycy od dawna nie są potęgą militarną. Ta armia była silna w latach 80. Po 1991 roku została zdziesiątkowana i przez 12 lat nie mogła swobodnie odbudowywać swego potencjału. Irak nie mógł też kupować broni za granicą.
- Oficjalnie.
- Podczas nielegalnych zakupów dostaje się sprzęt bardzo drogi i drugiego gatunku. Na pewno przez lata Irakijczycy nie wzbogacili się o nowe systemy obrony przeciwlotniczej, nie kupili samolotów, a większość tego, co nie zostało zniszczone w "Pustynnej Burzy" nie nadaje się do użycia. Być może w tej chwili armii irackiej wystarczyłoby siły do stłumienia lokalnego powstania Kurdów czy szyitów, ale to nie jest armia zdolna do działań ofensywnych ani, na dłuższą metę, defensywnych.
- Ale może użyć broni biologicznej i chemicznej.
- Mam nieortodoksyjny stosunek do tej delikatnej sprawy. To jest przede wszystkim broń na postrach, nie stanowiąca zagrożenia dla nowoczesnych sił zbrojnych. Ona komplikuje życie żołnierzom, którzy muszą działać w maskach, jeżdżąc hermetycznymi pojazdami. W przypadku użycia tej broni nowoczesna armia może się liczyć z kilkuprocentowymi stratami, konwencjonalna artyleria stwarza o wiele większe zagrożenie. Taka broń jest rzeczą straszną przeciwko armiom słabym, a jeszcze straszniejsze jest jej użycie przeciw cywilom. Pod warunkiem, że jedna ze stron konfliktu jest w stanie sięgnąć do miast drugiej. Irakijczycy nie dysponują już możliwością przenoszenia broni biologicznej i chemicznej. Nie stać ich na nic więcej jak działania terrorystyczne. Te Irak, podobnie jak Al Kaida, może przygotować także wtedy, gdy zostanie pokonany i rozbrojony.
- Może to zabrzmi cynicznie, ale podczas ostatnich wojen zawsze pojawiają się nowinki techniczne w uzbrojeniu. Co tym razem "zaprezentują" Amerykanie?
- Oczywiście to nie są rzeczy, którymi się chwali strona atakująca. Przypuszczam jednak, że na szerszą skalę zostanie użyty sprzęt przeznaczony do uszkadzania infrastruktury łączności.
- Czyli E-bomba?
- Jest broń atomowa, biologiczna i chemiczna - A, B, C. Dlatego teraz mówi się o broni E, czyli "energetycznej". Chodzi o to, by we wszelkich instalacjach wywołać zwarcia i w ten sposób zniszczyć sieci łączności, energetyczne i informatyczne, czyli układy dowodzenia i naprowadzania, a nawet unieszkodliwić aparaturę pokładową czołgów, samolotów i okrętów. To właśnie broń precyzyjna, która nie zabija. Oprócz tego na jeszcze szerszą skalę niż w Jugosławii i Afganistanie zostaną użyte środki precyzyjnego rażenia.
- Na przykład?
- Będą używane nowe wersje JASSM - superprecyzyjnych rakiet służących do atakowania małych i mobilnych celów. Będzie też JDAM - zwykłe bomby z układami precyzyjnego kierowania. Zostaną również użyte bomby szybujące i kasetowe z inteligentną subamunicją rozrzucające w powietrzu podpociski, które same poszukują celów.
- A sterowanie bombowcami bezpośrednio z pokoiku w Białym Domu.
- Możliwość techniczna, żeby Bush wydawał polecenia pilotom, że mają atakować tę albo tamtą chałupę, istnieje od dawna. Z zasady jednak nie ma potrzeby takich działań. Na takim szczeblu jak prezydent Stanów Zjednoczonych mogłaby zostać podjęta decyzja o użyciu broni jądrowej. To nic sensacyjnego - chodzi tylko o to, że scentralizowane działania komplikowałyby użycie dużych sił. Jeżeli wysyła się trzy samoloty, które mają np. zniszczyć most i dowódca musi podjąć decyzję, bo stoi tam autobus z czerwonym krzyżem, to bez kłopotu może to zrobić. Natomiast jeśli do ataku startuje 200 samolotów, z których każdy ma swój cel, to ten głównodowodzący nie będzie w stanie powiedzieć: "6" atakuj, "7" wstrzymaj się, a "8" zrób zdjęcie. Piloci dostaną cele i będą mieli je zniszczyć. Co najwyżej w sytuacjach wątpliwych będzie można pytać ekspertów. Samolot nadleci nad fabrykę chemiczną i pilot zapyta: "Widzę wyrzutnie przeciwlotniczą, a obok stoi zbiornik. Nie wiem, co w nim jest". W tym momencie będzie pytanie do specjalistów-chemików, którzy powiedzą "Budowaliśmy tę fabrykę, tam jest amoniak, nie atakować, bo chmura wydusi pół miasta". W kilku sekund taką informację otrzyma pilot.
- Media donoszą, że Amerykanie chcieliby przede wszystkim wyeliminować Husajna. Doświadczenie z bin Ladenem pokazuje, że to może nie być proste.
- Sądzę, że gdyby Amerykanie od 1991 roku widzieli realną szansę na zabicie Husajna, że gdyby ktoś im powiedział: "Panowie, Saddam za 3 godziny będzie w tym miejscu", to nawet dziś, nie bacząc na żadne rezolucje ONZ, zdecydowaliby się na użycie precyzyjnej broni, żeby go fizycznie wyeliminować. Mało tego, mam wrażenie, że gdyby była informacja, że Husajn schował się w betonowym schronie, 50 metrów pod ziemią, prezydent Bush zdecydowałby się na użycie broni jądrowej małej mocy, żeby mieć pewność, że zabije dyktatora. Z powodów psychologicznych - bin Ladena nie udało się upolować, choć było więcej sposobności - i dlatego, że dzięki temu wiele spraw by się rozwiązało. Usunięcie Husajna jest od dawna celem Amerykanów.
- Polowanie trwa?
- W Iraku cały czas są jednostki specjalne. Z pewnością jednym z ich zadań jest śledzenie wszystkich wyższych dowódców irackich. Gdy wojna się rozpocznie, trzeba pozbawiać ich możliwości działania. To jest norma - tak się robiło we wszystkich konfliktach zbrojnych, od czasów starożytnych.
- Amerykanie zapowiadają, że wojna potrwa dwa tygodnie. Czy jest możliwość, żeby jakakolwiek wojna trwała tak krótko?
- Wojna niemiecko-francuska w 1940 roku błyskawicznie się skończyła i zawaliła się potęga kraju, który wygrał I wojnę światową, doskonale uzbrojonego i przygotowanego do wojny.
- Tam były przyczyny polityczne.
- A tu mamy przykład armii źle uzbrojonej, źle wyszkolonej i jeśli nie zdemoralizowanej, to słabo motywowanej do działania. Irakijczycy nie byli bitnymi żołnierzami już w czasie "Pustynnej Burzy", gdy jeszcze mogli zamortyzować atak koalicji. W tej chwili wiedzą, że nie mają żadnych szans. Ta armia jest słaba.
- Poza gwardią Saddama.
- Gwardia Saddama została zorganizowana przede wszystkim do zapewnienia Saddamowi bezpieczeństwa. To są żołnierze, którzy doskonale by się sprawdzili w tłumieniu powstań czy wyłapywaniu puczystów. Natomiast nie są to jednostki, które byłyby w stanie stawić czoła Brytyjskiej Dywizji Pancernej. Powiedzmy szczerze: przeciwko Saddamowi wystąpią w tej chwili dwie spośród dziesięciu najlepiej wyekwipowanych i wyszkolonych armii świata.
- Trwają spekulacje, że jeżeli Irakijczykom uda się większość sił zgromadzić w Bagdadzie wojna może potrwać dłużej. W miejskich potyczkach najnowocześniejsza broń staje się nieprzydatna.
- Amerykanom taki wariant bardzo by odpowiadał. Nie jest wykluczone, że sami celowo rozpuszczają takie informacje, że najlepiej dla Saddama byłoby gdyby wszystkie jednostki zgromadził w Bagdadzie. Dla Amerykanów byłoby gorzej gdyby musieli irackich żołnierzy wyłapywać po wsiach i szukać na pustyni. Dopóki by ich nie wyłapali, nie mogliby powiedzieć, że mają święty spokój. W przypadku, gdy wszyscy jako tacy przygotowani do walki żołnierze zgromadziliby się w jednym mieście, można by to miasto otoczyć i poczekać aż się podda. Nie sądzę, żeby Amerykanie musieli zdobywać Bagdad tak jak Niemcy Stalingrad, albo Rosjanie Wrocław. Do tego, aby tak się bronić, potrzebna jest desperacja, a jakoś nie wiedzę jej w armii irackiej. W tym kraju można przeprowadzić coś takiego, co nazywa się Blitzkriegiem. Ta wojna nie powinna być długa.
- A co nastąpiłoby po niej?
- Zdumiewa mnie publikowanie w USA symulacji komputerowych dotyczących kosztów dziesięcioletniej okupacji Iraku. Jeżeli naprawdę liczą się z taką opcją, to mamy do czynienia z czymś bezprecedensowym w najnowszej historii. Można by to nazwać kontynuacją wojen kolonialnych. Zdobyć, zająć i wykorzystać państwo przeciwnika. Współcześnie nikt, poza Hitlerem, nie miał tego rodzaju aspiracji. Wtedy można by rzeczywiście powiedzieć, że Amerykanie mają ochotę odzyskać pieniądze wydane na tę kampanię, kontrolując irackie złoża ropy naftowej. To już jest czysta polityka. Polityczne implikacje tej wojny będą o wiele bardziej skomplikowane niż stwierdzenie, jak ta wojna będzie wyglądać i jaki będzie jej rezultat. Amerykanie wygrają, a potem zaczną się problemy. Co zrobić z szyitami, co z Kurdami, kto ma tam sprawować władzę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska