Zabił, bo zatańczyła z innym

fot. archiwum
fot. archiwum
Grażyna i Rafał byli zgodną parą - tak mówią sąsiedzi i znajomi. Żadnych awantur u nich nie słyszeli. Nawet feralnej nocy, gdy Rafał wlókł skatowaną Grażynę po schodach, a ona wzywała pomocy.

Poznali się pięć lat temu w Holandii, gdzie oboje pracowali. Ona - trzydziestokilkuletnia, on - piętnaście lat od niej młodszy. Związali się, a po powrocie do Polski zamieszkali w Głogówku w mieszkaniu jego matki, która przez większość roku też pracuje w Kraju Tulipanów.

Grażyna nie utrzymywała kontaktu z rodziną - mężem i dwójką dzieci. Bliscy Rafała wiedzieli, że ją miała gdzieś w okolicach Strzelec Opolskich, że się nie rozwiodła, ale nigdy nie słyszeli, żeby do nich jeździła czy ich u siebie przyjmowała. Wyglądało też na to, że była szczęśliwa z Rafałem, że się dobrali.

Zgodni, nie kłócili się.
- No bo jakby się kłócili, to byśmy o tym wiedzieli - twierdzi jedna z sąsiadek. - Ściany budynku są cienkie i wszystko niosą. Krzyki by było słychać.

A już żeby się znęcać? Tego nikt by nie powiedział. Tymczasem prokuratura po zabójstwie Grażyny oskarżyła Rafała o to, że nie tylko brutalnie pobił, ale i przypalał garnkiem swoją konkubinę.

Rafał pracował dorywczo przy obsłudze kurników na pobliskiej farmie. Nie przelewało się im, ale na alkohol zawsze starczało.
- Nadużywali go oboje. Codziennie jakieś wino nieśli do domu. Ale pili u siebie, burd nie robili. Czasem tylko, jak się do nich znajomi zeszli, to bywało głośno - opowiadał śledczym inny z sąsiadów już po tym, jak zmasakrowane ciało Grażyny znaleziono w mieszkaniu matki Rafała.

Miał być grill, wyszła libacja
29 maja 2010 r. 40-letnia wtedy Grażyna F. i 25-letni Rafał R. spotkali się u babci mężczyzny w Głogówku. Grażyna, zgodnie z umową, przyniosła kilka piw. Rafał wypił dwa, może trzy, skosił babci trawnik, a potem postanowili wybrać się z Grażyną na zakupy do pobliskiego marketu. Tego dnia planowali grilla. W sklepie spotkali znajomego, Henryka L. Potem dołączył do nich jego brat, Roman L. Kupili dwa wina i na dobry początek wypili pod sklepem.

- Ze sobą wzięliśmy jeszcze dwie butelki wina i pół litra wódki marki Krajowa - opowiadali potem policji bracia L.

Alkohol musiał zadziałać szybko, bo jeden i drugi następnego dnia nie pamiętali już, czy podczas libacji jedli kiełbaski upieczone przez Grażynę, czy poszli po hot dogi do pobliskiej stacji benzynowej. W trakcie imprezy Romana L. naszła ochota na tańce. Atmosfera była luźna, alkohol szumiał w głowie, radio grało muzykę do tańca. Zapytał więc gospodarza, czy może zatańczyć z jego kobietą. Ten się zgodził.

- Zatańczyliśmy kilka piosenek. Normalnie, bez żadnych tam ekscesów, nieprowokująco - zapewniał Roman policjantów.

W ruch poszła siekiera i pięści
Mimo to Rafałowi ich zachowanie się nie spodobało.
- Zauważyłem, że Grażyna darzyła większym zainteresowaniem Romana - mówił podczas przesłuchań. - Zaczęło mi się to nie podobać. Zdenerwowałem się.
Nerwy poniosły go do tego stopnia, że chwycił leżącą w pobliżu siekierę i kazał braciom "wypier…ć". Kiedy nie zareagowali, zamachnął się i uderzył toporkiem w drzwi łazienki. Bracia nadal nie ruszyli się na krok, więc Rafał R. całą swoją złość wyładował na swojej kobiecie. Krzyczał, ubliżał, wyzywał od najgorszych. Wreszcie zaczął ją bić ręką czy pięścią - nie pamięta. Pamięta, że po głowie i twarzy.

Partner Grażyny od tańca musiał wyjść na samym początku, awantury, bo razów spadających na Grażynę nie widział. Albo nie chciał widzieć. Podczas zeznań stwierdził, że poczuł się bardzo pijany i wyszedł z libacji między godz. 21 a 22. Potwierdza to jego kolejny brat, który pamięta, jak Roman L. wrócił do domu i położył się spać.

U Grażyny i Rafała został Henryk L. Był tak pijany, że zasnął na kanapie. Obudziła go kłótnia. - Rafał wyzywał Grażynę od szmat, dziwek i różnych innych - wspominał. - Potem uderzył ją kilka razy, nie wiem, czy z pięści czy otwartą ręką. Ona się po tych ciosach chwiała albo nawet padała. Ale sama się podnosiła.
Potem kłócąca się para wyszła do pokoju obok, a Henryk znów zasnął. Obudził się, kiedy Grażyna wyszła z pokoju. Była niekompletnie ubrana. - Mówiła, Heniu pomóż, bo on mnie zabije - relacjonował Henryk L. - Potem wybiegła na klatkę schodową, a Rafał z krzykiem za nią.

Wzywała pomocy bez efektu
Grażyna chciała uciec, ale jej oprawca okazał się silniejszy. Pobita i wycieńczona próbowała się chwytać poręczy schodów i nie dać wciągnąć do mieszkania. Wzywała pomocy. Bez efektu. W końcu Rafał R. Zawlókł swoją konkubinę do mieszkania, uderzył i jęczącą z bólu zostawił w przedpokoju.
- Grażyna jęczała, coś bełkotała - przyznaje Henryk L. - Ale sądziłem, że nic jej nie jest, bo Rafał nie reagował. Poszedł do pokoju.

Na tym relacja Henryka się kończy. Stwierdził, że nic tam po nim i około 4 nad ranem po prostu wyszedł z mieszkania. Nie sprawdzał, jak czuje się kobieta. Pamięta tylko, że zauważył krew na którejś dłoni Rafała.

Rafał R. utrzymuje, że kolejnych godzin nie pamięta, bo wypił jeszcze dwa kieliszki wódki i zasnął. Grażynę zostawił w przedpokoju. Pamięta, że wcześniej ją bił, że próbowała uciekać, że ją dogonił i wciągnął na siłę do mieszkania, że płakała i krzyczała. Nic więcej.

Rano, kiedy się obudził, nadal była w przedpokoju. Chwycił ją więc pod pachy i przeniósł na łóżko do sypialni, a sam wyszedł do Henryka L. i od niego poszli na wino. Mogła być 9-10 rano w niedzielę. Kiedy wrócił do domu ok. 13, stwierdził, że Grażyna ciężko oddycha. Zaczął ją reanimować, ale po jakimś czasie zrezygnował i pobiegł po sąsiadkę.

Biłem, nie przypalałem
To, co Danuta P. zobaczyła w mieszkaniu Grażyny i Rafała przeraziło ją. - Grażyna miała posiniaczoną twarz, była podrapana na całym ciele, miała poranione nogi - nie było na nich całych płatów skóry - zeznawała kobieta. Biegli z zakresu medycyny stwierdzili potem, że ubytki na skórze wzięły się stąd, że kobieta była przypalana garnkiem, który śledczy znaleźli na klatce schodowej.
- Wystraszyłam się i wezwałam pogotowie - wspomina sąsiadka.
Lekarz stwierdził już tylko zgon kobiety. Policjanci od początku nie mieli wątpliwości, że nastąpił wskutek pobicia.

Grażyna była bita nie tylko rękami, ale i nieustalonym, tępym narzędziem. Miała obrzęk mózgu, złamanych kilka żeber, siniaki na twarzy, szyi i tułowiu oraz rozległe oparzenia na obydwu udach

Sekcja zwłok wykazała, że Grażyna była bita nie tylko rękami, ale i nieustalonym, tępym narzędziem. Miała obrzęk mózgu, złamanych kilka żeber, siniaki na twarzy, szyi i tułowiu oraz rozległe oparzenia na obydwu udach. Biegli uznali, że do śmierci przyczyniły się głównie obrażenia głowy.

Rafał R. przyznał się do tego, że pobił swoją konkubinę. Zaprzecza jednak, że używał do bicia jakiegoś przedmiotu. Nie przyznaje się też do tego, że miałby Grażynę F. przypalać garnkiem.

- Kochałem ją, przecież bym jej nie zabił - wyznał śledczym.
Prokuratura najpierw zarzucała mu spowodowanie ciężkiego uszczerbka na zdrowiu, który ostatecznie stał się przyczyną śmierci. Przestępstwo to zagrożone jest karą od 2 do 12 lat więzienia. W toku śledztwa zmieniono jednak kwalifikację czynu i ostatecznie Rafał R. usłyszał zarzut zabójstwa. Grozi mu za to nie mniej niż 8 lat więzienia, kara 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocia.

Imiona osób w tekście zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska