Zabójstwo w Zawadzie koło Opola. Zapadł wyrok - 25 lat więzienia dla sprawcy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
25 lat więzienia dla przedsiębiorcy z podopolskiej Zawady za zabójstwo 48-letniego mieszkańca powiatu opolskiego. W czwartek w opolskim Sądzie Okręgowym zapadł wyrok w tej sprawie.

Do zabójstwa doszło 9 grudnia 2018 roku w podopolskiej Zawadzie. 38-letni Marek M. prowadził tam biznes. Miał problemy finansowe, a mieszkający pod Opolem Maciej Z. pożyczał mu pieniądze na procent.

Oskarżony twierdzi, że wcześniej wziął od niego ponad 50 tys. złotych, które spłacił. Jesienią 2018 potrzebował kolejnych 20 tysięcy złotych. Miał je oddać wiosną następnego roku. Z. za każdy miesiąc miał sobie naliczać 500 złotych odsetek.

- Tego dnia przyszedł do mojego warsztatu z bronią i kazał podpisać papier in blanco. Był nerwowy i wyglądało na to, że jest pod wpływem narkotyków - wyjaśniał podczas procesu Marek M. - Pytałem, po co mu ten papier, a wtedy on przystawił mi broń do głowy i zaczął krzyczeć, że rozjeb... mi łeb i zaje... syna. Mój synek miał wtedy 7 lat.

Marek M. twierdzi, że działał instynktownie. Uderzył 48-leteniego Macieja Z. pięścią w twarz i przytrzymał broń. Później chwycił za jedno z leżących obok narzędzi. Był to młotek ciesielski.

- Uderzyłem go tym młotkiem w głowę - zeznawał wcześniej. - Zabrałem mu broń i próbowałem wyjść, a wtedy on zaczął się podnosić. Bałem się, bo nie wiedziałem, czy on nie ma przy sobie jeszcze czegoś. Wcześniej widywałem w jego samochodzie broń. Gdy zobaczyłem, że on próbuje wstać, oddałem strzał - relacjonował.

Oskarżony twierdzi, że chciał zadzwonić na policję, ale spanikował. Gdy zorientował się, że Maciej Z. nie żyje, postanowił ukryć zwłoki.

W czwartek (9 stycznia) przed Sądem Okręgowym w Opolu odbyły się mowy końcowe stron. Prokurator oraz pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych dowodzili, że Marek M. działał z premedytacją. Trzykrotnie uderzył ofiarę młotkiem, a w końcu strzelił do niej z pistoletu.

Każda z ran została zadana oskarżonemu w chwili, kiedy jeszcze żył – mówił prokurator, ale jednocześnie każda z tych ran była raną śmiertelną. To znaczy prowadziła do zgonu, jeśli w odpowiednim czasie ofiara nie otrzymała pomocy.

Oskarżyciele żądali 25 lat pozbawienia wolności z możliwością skrócenia kary dopiero po 20 latach oraz zadośćuczynienia – 100 tys. zł dla siostry zmarłego oraz 50 tys. dla jego matki i syna.

Obrońcy polemizowali z wizją oskarżenia, jakoby zabity Maciej Z. miał być człowiekiem kulturalnym, grzecznym i stroniącym od przemocy. Obrońca odczytał dwa zarzuty wobec Macieja Z. z 2012 roku. Został on oskarżony o stosowanie groźby bezprawnej.

Groził dłużnikowi przedmiotem przypominającym broń przyłożonym do genitaliów oraz strzykawką z płynem i napisem HIV i AIDS. Miał przy tym grozić, że jeśli dłużnik nie zwróci wierzytelności, stanie się jemu i jego rodzinie krzywda.

9 grudnia 2018 roku pan Z. znany oskarżonemu z agresywnej postawy pojawił się u Marka M. celem odzyskania części długu i zapewnieniem sobie podpisu, który pozwoliłby mu przejąć nieruchomość, którą zarządza Marek M. - mówił obrońca. - Wchodząc do warsztatu, wymachuje kartką do podpisania i wyciąga broń, którą mu przystawia do głowy. Czy w tej sytuacji po stronie Marka M. nie nastąpiło silne wzburzenie? - pytał retorycznie.

Obrońcy wnioskowali o uniewinnienie ich klienta, a gdyby sąd uznał, iż przekroczył on granice obrony koniecznej, o możliwie niski wyrok, czyli 8 lat pozbawienia wolności.

- Chciałbym przeprosić całą rodzinę Macieja Z. - mówił w ostatnim słowie Marek M. - To jest tragedia dla was i dla mnie. Nie planowałem go zabić. Przyjechał naćpany, groził siedmiolatkowi. Puściły mi nerwy.

Jeszcze w czwartek zapadł wyrok w tej sprawie. Sąd uznał Marka M. winnym zabójstwa oraz skazał go na 25 lat więzienia. Sąd zasądził też od oskarżonego zadośćuczynienie w wysokości po 50 tys. zł dla matki, siostry i syna ofiary.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Mateusz Świst podkreślił, że nie budzi wątpliwości, że poszkodowany został zabity ciosami w głowę zadanymi przez oskarżonego.

Sąd nie dał wiary w wyjaśnienia oskarżonego, w tę jego wersję – przez niego przygotowaną i wymyśloną – że został zaatakowany i działał w obronie koniecznej. Oskarżony nie przyznał się na samym początku, a potem zaczął wymyślać historię, która miała mu pomóc i ta historia ewoluowała. Oskarżony niby działał w stresie, ale parę godzin później sprzedaje samochód. Przekonywał więc, że sprzedawał nie on, ale pracownik. Ten tego nie potwierdza – mówił sędzia. - Sąd panu nie uwierzył, bo pana relacja jest niewiarygodna. Pan nie zachował się jak ofiara, jak osoba zaatakowana, ale jak sprawca, jak drapieżnik - dodał. - Pan się zachowywał tak, jakby się nic nie stało – sprzedawał samochód i rozmawiał o Wigilii. Wierzyciel był pana problemem i pan wyeliminował ten problem. Pan go uderzył raz, a jak już leżał, kolejny raz. Nie zadzwonił na policję, po karetkę. Pan nie zabezpieczał dowodów, ale się ich pozbywał. To pana dyskwalifikuje. Pan pozbawił życia w sposób gangsterski. To było działanie z premedytacją. O żadnym pobłażaniu, o niższym wymiarze kary nie może być mowy.

Wyrok nie jest prawomocny. Obrona zapowiedziała apelację.

Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Opolu.

Zabójca z Zawady: Maciej przystawił mi broń do głowy i grozi...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska