Zabrali matkę w nocy. Winnych nie ma. Zapłaciły dzieci

Redakcja
Pani Joanna chciałaby jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarnym wieczorze. - Mam tylko nadzieję, że nie odbije się to na psychice dzieci - mówi.
Pani Joanna chciałaby jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarnym wieczorze. - Mam tylko nadzieję, że nie odbije się to na psychice dzieci - mówi. Paweł Stauffer
Policja i sąd przerzucają się odpowiedzialnością za aresztowanie opolanki i umieszczenie jej dzieci w pogotowiu opiekuńczym.

Pani Joanna, choć jest już na wolności, nadal nie może otrząsnąć się z koszmaru. Następnego dnia po tym, jak trafiła do aresztu, dzieciom został wyznaczony kurator.

- Dzisiaj przyszedł sprawdzić, czy są czyste, zadbane i czy nie dzieje im się krzywda - opowiada. - Nawet nie wyobraża sobie pani, jakie to jest upokorzenie. Zrobili ze mnie kryminalistę...

Sprawa zbulwersowała całą Polskę. Opolanka samotnie wychowująca 2-letnią córeczkę i 6-letniego synka została zatrzymana, bo nie zapłaciła 2,3 tys. zł grzywny, jaką nałożył na nią Urząd Kontroli Skarbowej. Policjanci weszli do mieszkania przed godz. 22. Kobieta trafiła do aresztu, a wyrwane ze snu dzieci, którymi nie miał się kto zająć, w piżamach zostały przewiezione do pogotowia opiekuńczego.

Po naszej publikacji w redakcji rozdzwoniły się telefony od osób oburzonych znieczulicą policjantów. Gorzkich słów pod ich adresem nie szczędzili nawet koledzy po fachu.

- Policjanci, którzy w nocy weszli do mieszkania samotnej matki i wywieźli dzieci do pogotowia opiekuńczego zostawili w psychice tych maluchów ślad na całe życie - uważa emerytowany funkcjonariusz, który prosi o anonimowość. - Ja, widząc, jaka jest sytuacja, nie zatrzymałbym tej kobiety, nawet jeśli później miałbym ponieść konsekwencje.

Działaniem policjantów zbulwersowany jest również rzecznik praw dziecka Marek Michalak.

- Kiedy przeczytałem o tej sprawie, to pomyślałem, że ktoś chyba zwariował - mówi. - Przecież nawet najbardziej surowe prawo można egzekwować, nie wyłączając serca.

Zdaniem Michalaka, matka dzieci, skoro taka była decyzja sądu, powinna zostać ukarana, ale niedopuszczalne jest, aby cierpiały na tym dzieci.

- One zostały w środku nocy wyrwane ze swoich łóżeczek i umieszczone w obcym miejscu - podkreśla rzecznik. - Policja nie musiała tak się zachować. Przecież życie ani zdrowie dzieci nie było zagrożone, nie trzeba było ich natychmiast stamtąd wywozić.

Marek Michalak zlecił już kontrolę dokumentacji i procedur. - Mój prawnik jest w drodze do Opola. Ma sprawdzić, czy działania policji były prawidłowe - mówił dziś po południu. Rzecznik Praw Dziecka chce się również przyjrzeć działaniu opolskiego sądu.

Policjanci nie mają sobie nic do zarzucenia. W czwartek tłumaczyli, że nie mieli innego wyjścia i że to sąd zdecydował o zatrzymaniu kobiety. Rzecznik opolskiego komendanta wojewódzkiego policji zapewniał, że funkcjonariusze zrobili w tej sprawie nawet więcej, niż powinni, bo gdy kobieta była już w areszcie, starali się negocjować z sądem.

- Próbowali pomóc, pytali sędziego, czy nie można odroczyć terminu wykonania kary, tak, by kobieta miała czas zebrać pieniądze. Sędzia jednak nie miał wątpliwości, że postąpiliśmy prawidłowo - mówił podinsp. Maciej Milewski.

Od prezesa Sądu Rejonowego w Opolu dowiedzieliśmy się, że z sędzią prowadzącym sprawę nikt z policji nie rozmawiał. Komu tu wierzyć?

Komenda Główna Policji wysłała do Opola funkcjonariuszy z biura kontroli, choć zdaniem rzecznika wszystko wskazuje na to, że policjanci procedur nie złamali.

- W tej sytuacji zbulwersowanym można być nie tyle tym, jak działali funkcjonariusze, bez względu na to, o której godzinie weszli do mieszkania, ale działaniem sądu, który samotnej matce zamienił grzywnę na karę aresztu - przekonuje inspektor Mariusz Sokołowski.

Prezes Sądu Rejonowego w Opolu Piotr Wieczorek uważa, że w przypadku pani Joanny nastąpił nieszczęśliwy splot wypadków.

- Komornik nie mógł wyegzekwować należności, więc umorzył egzekucję, ale dla sądu ta sprawa nadal pozostała otwarta - tłumaczy prezes. - Być może ta pani źle zrozumiała treść pisma i była przekonana, że umorzenie przez komornika zupełnie kończy sprawę - spekuluje i podkreśla, że sąd chciał zamienić grzywnę na prace społecznie użyteczne, ale opolanka nie pojawiła się na posiedzeniu sądu. - W tej sytuacji sąd podjął decyzję o zamianie grzywny na karę pozbawienia wolności - mówi prezes.

Prezes Wieczorek podkreśla, że kobieta mogła też wnieść o rozłożenie grzywny na raty albo nawet o częściowe jej umorzenie, ale musiałaby złożyć odpowiedni wniosek. Sąd nie mógł tego zrobić z urzędu w jej imieniu.

Gdy o sprawie zrobiło się głośno, sąd i policja zaczęli przerzucać się odpowiedzialnością. W sądzie słyszymy, że policjanci mieli kobietę zatrzymać, ale nikt im nie kazał robić tego późnym wieczorem. Policja ripostuje, że sprawa mogłaby mieć inny finał, gdyby policjanci w podbramkowej sytuacji mogli się skontaktować z sądem nie tylko do 15.30.

- Funkcjonariusze pracują przez całą dobę. Sądy niestety nie - kwituje inspektor Mariusz Sokołowski.

Rzecznik komendy głównej przekonuje, że funkcjonariusze, widząc powagę sytuacji, podeszli do sprawy niestandardowo.

- Zwykle zatrzymanie trwa kilkanaście minut, oni spędzili w mieszkaniu tej kobiety blisko 1,5 godziny. Pani wykonała w tym czasie około 30 telefonów, żeby znaleźć osobę, która wpłaci pieniądze bądź zaopiekuje się dziećmi - wylicza. Zdaniem Sokołowskiego, gdyby policjanci wyszli z mieszkania, popełniliby przestępstwo niedopełnienia obowiązków.

Ostatecznie pieniędzy nie udało się znaleźć w tak krótkim czasie, więc pani Joanna trafiła do aresztu, a dzieci do pogotowia opiekuńczego. Dzięki pomocy sąsiadów, którzy wpłacili całą kwotę, nazajutrz kobieta opuściła areszt.

- Jestem im za to bardzo wdzięczna. Gdyby nie oni, to nie wiem, jakbym przeżyła tyle dni bez dzieci - mówi pani Joanna i już martwi się, jak spłaci dług. - Dla mnie to bardzo duża kwota, ale pomału będę spłacała. Na pewno nie zostawię ich z długiem....

Pomoc zaoferowali również nasi Czytelnicy. - Nie jestem majętnym człowiekiem, ale spłacę część długu. Sam mam dzieci, więc wiem, co musiała czuć ta kobieta - deklaruje pan Krystian. Nie on jeden chce wesprzeć opolankę.

Premier Donald Tusk zapowiedział, że osobiście zaangażuje się w wyjaśnienie tej sprawy. Twierdził, że stanie się to "w ciągu kilku godzin".

Wojewoda opolski, który reprezentuje rząd w terenie, dzwonił do opolskiego komendanta wojewódzkiego. - Od policjantów powinniśmy oczekiwać działania zgodnie z prawem, ale też z zasadami zdrowego rozsądku. W tym przypadku zabrakło wrażliwości - uważa Ryszard Wilczyński.

To, czy w sprawie zatrzymania opolanki nie doszło do nieprawidłowości, ma wyjaśnić wspólna kontrola ministerstw spraw wewnętrznych i sprawiedliwości. Poseł Solidarnej Polski Patryk Jaki złożył wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec sędziego, który zajmował się sprawą opolanki, a także wobec funkcjonariuszy, którzy zatrzymali kobietę.

Zarząd Okręgowy Prawa i Sprawiedliwości idzie jeszcze dalej, domagając się odwołania opolskiego komendanta wojewódzkiego policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska