Zabrali psy. "Bo jadły za dużo chleba"

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Sindy miała hektar terenu do biegania. Teraz siedzi zamknięta w ciasnej klatce. Rzekomo dla jej dobra.
Sindy miała hektar terenu do biegania. Teraz siedzi zamknięta w ciasnej klatce. Rzekomo dla jej dobra. Archiwum rodziny Grelich
Pawłowi Grelichowi z Większyc odebrano psy, bo "animalsi" uznali, że były źle odżywiane i trzymane w złych warunkach. W ich diecie miało być za dużo pieczywa.

Trzech wolontariuszy towarzystwa ochrony zwierząt OTOZ "Animals" wspólnie z policjantami i strażnikami miejskimi przyszło na posesję Pawła Grelicha, gdzie stróżowały dwa duże mieszańce: Maks i Sindy.

- Powiedzieli, że zabierają psy i nie ma od tego odwołania - opowiada Paweł Grelich. - Jedna z pań dała tacie do podpisania dokument. Tato był nieco zszokowany i podpisał. Dopiero po chwili okazało się, że to było przygotowane wcześniej pismo o zrzeczeniu się zwierząt.

Gdy mężczyzna zorientował się, co faktycznie podpisał, zażądał zwrotu dokumentu. Przekonywał, że nie ma żadnych podstaw do odebrania zwierząt. Wolontariusze nie oddali mu go jednak, tylko zabrali psy i pojechali z poczuciem dobrze spełnionej obowiązku.

Psy trafiły do schroniska w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie czekają na adopcję. Rodzina Grelichów odwiedza je tam codziennie, wierząc, że ta - ich zdaniem - tragiczna pomyłka szybko znajdzie swój finał. Całą historię opowiedzieli już policji i prokuraturze. Ta ostatnia bada sprawę.

Wolontariusze "Animals" nie mają sobie nic do zarzucenia. - Psom nie zapewniono odpowiednich warunków bytowych, prawidłowego żywienia i odpowiednich relacji z człowiekiem - tłumaczy Maja Jankowska z "Animals".

Zarzuty złego żywienia wynikają z faktu, że w posiłkach, które stanowiły chleb zmieszany z jedzeniem w puszkach, było... za dużo pieczywa.

- Psy pilnowały starej bazy transportowej. Mają tu dobre warunki, budy, czasami śpią też na kanapach w chwilowo pustych budynkach - tłumaczy Paweł Grelich.

Wiele wskazuje na to, że wolontariusze mogli się tu wykazać nadgorliwością i że psy trzeba będzie oddać właścicielom. Szczególnie, że z ekspertyz weterynarzy wynika, że zwierzęta są w bardzo dobrym stanie.

Podobnych interwencji, najczęściej słusznych, przeprowadza się na Opolszczyźnie kilkadziesiąt rocznie.

- Odebranie psa to jednak ostateczność, kroki takie są podejmowane najczęściej wówczas, gdy zwierzę jest w tragicznym stanie - mówi Irena Otręba, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu.

Odebrane czworonogi trafiają do schronisk i jeśli mają szczęście, to do adopcji, po której znajdują nowy dom. Bywa także, że wolontariusze biorą je do swoich domów, gdzie znajdują tymczasowe schronienie. Zgodnie z prawem można to zrobić tylko w dwóch przypadkach: gdy decyzję w tej sprawie na piśmie wyda szef gminy, albo gdy właściciel, który na przykład nie radzi sobie z utrzymaniem czworonoga, sam się go zrzeknie, poświadczając to podpisem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska