Zakład leży, a im się należy

Michał Wandrasz
Kilka osób z najwyższego kierownictwa upadłej opolskiej firmy "Instal" kupiło jej udziały w innych spółkach, nie płacąc za akcje ani grosza. Są teraz właścicielami zakładów, które przejęły większość majątku bankruta.

Dzisiaj w "Instalu" rządzi syndyk i to od niego dawni prezesi, podobnie zresztą jak reszta załogi, domagają się wypłacenia zaległych poborów i odpraw. W przypadku byłego prezesa i wiceprezesa, są to kwoty sięgające kilkuset tysięcy złotych dla każdego. Według byłych szefów zakładu, te astronomiczne pieniądze im się należą. Załoga i syndyk mają wątpliwości.

Pobory prezesów były obliczane w "Instalu" w ten sposób, że zarabiali oni wielokrotność średniej pensji w firmie, bez względu na jej kondycję finansową. Według naszych informacji, do maja pensje prezesów wynosiły około 8 - 10 tysięcy złotych. W czerwcu, gdy zwolniono załogę i naliczono wszystkim odprawy i inne pochodne płac (niezapłacone zresztą do dzisiaj), podstawa do obliczania wynagrodzenia prezesów wzrosła, według nich, sześciokrotnie. Miesięcznie prezes powinien więc, według tych obliczeń, zarabiać około 60 tysięcy złotych, co po pomnożeniu przez 7 miesięcy, od kiedy nie było w "Instalu" wypłat, daje kwotę ponad 400 tysięcy złotych zaległych wynagrodzeń na osobę.

Aby zrozumieć, jak doszło do upadku firmy, co stało się z jej majątkiem i czemu nie ma jak zapłacić zaległych wypłat, trzeba się nieco cofnąć w czasie.
Przedsiębiorstwo Instalacji Przemysłowych "Instal" SA jako spółka pracownicza powstała na początku lat 90. z przekształcenia działającego od kilkudziesięciu lat na terenie całej Opolszczyzny przedsiębiorstwa państwowego o tej samej nazwie. Po blisko dziesięciu latach firma upadła. Nastąpiło to oficjalnie 17 września tego roku, ale agonia trwała długo.
- Firmę objąłem 28 sierpnia ubiegłego roku i już po trzech dniach miałem obraz sytuacji. Była ona tragiczna - mówi Mieczysław Milejski, ostatni prezes "Instalu" SA. - Poprzednie kierownictwo doprowadziło zakład na skraj bankructwa i jedynym wtedy wyjściem było układanie się z wierzycielami. Postępowanie układowe rozpoczęto w październiku i do zakładu zgodnie z procedurą został skierowany nadzorca sądowy, który miał kontrolować poczynania zarządu. Wcześniej wynajęliśmy też firmę doradczą z Warszawy, która miała opracować program naprawczy.

W listopadzie walne zgromadzenie podjęło decyzję o powołaniu do życia spółek-córek. Miały one zatrudniać pracowników spółki-matki, która ze względu na zadłużenie i zablokowanie kont nie mogła startować w żadnych przetargach i zdobywać nowych zleceń.
Na gruzach firmy "Instal" SA na początku tego roku powstały trzy firmy: Przedsiębiorstwo Instalacyjno-Montażowe "Instal" sp. z o.o. w Opolu, Przedsiębiorstwo Instalacyjno-Montażowe "Instal-Plus" sp. z o.o. w Raciborzu oraz Przedsiębiorstwo Instalacyjno-Montażowe "Instal-Nysa" sp. z o.o. w Nysie.
- Załodze tłumaczono, że firmy-córki powstają po to, żeby móc uratować coś z potencjału starej firmy - wspomina Zdzisław Chlebowski, ostatni przewodniczący związku zawodowego działającego w Instalu" SA - Miały dać zatrudnienie naszej załodze. I faktycznie, garstka ludzi pracuje w tych spółkach. Jest ich niewielu, bo trwa kryzys na rynku. Gdy powstawały te spółki, akcje mógł kupić każdy, bo na tablicy ogłoszeń pojawiło się ogłoszenie o możliwości ich nabycia, ale kto będzie kupował akcje, jeżeli zalegali nam z wypłatami?

Do każdej z trzech nowych firm "stary Instal" wniósł swe udziały aportem w postaci budynków i maszyn. Większość majątku dawnego "Instalu" znalazło się w spółce-córce w Opolu, której wszystkie udziały objęła spółka-matka, czyli "Instal" SA.
W lutym tego roku "Instal" SA zakończył postępowanie układowe i sąd je zatwierdził.
- Wierzyciele, z którymi prowadziliśmy postępowanie układowe i pozostali także, wiedzieli o powstawaniu spółek - mówi Milejski. - Nikt niczego nie ukrywał, bo i nie było po co tego robić. Powstanie spółek-córek znalazło się przecież w programie naprawczym, który był znany wierzycielom.
Wniosek o rejestrację PIM "Instal" spółka z o.o. w Opolu wpłynął do sądu 2 marca 2001 roku. Jej kapitał wynosił 303 tysiące 500 złotych, który był podzielony na 607 udziałów po 500 złotych każdy. Wartość udziałów objętych aportem przez "Instal" SA wynosiła 293 500 zł. Była to wartość prawa do wieczystego użytkowania gruntu przy ulicy Budowlanych 8 w Opolu wraz ze znajdującymi się tam budynkami oraz maszyny i urządzenia spółki-bankruta. Resztą kapitału było 10 tysięcy złotych wniesionych gotówką przez szefostwo "Instalu" SA. Prezesem PIM "Instal" sp. z o.o. został Jerzy Filipowicz, jeden z kierowników dawnego "Instalu".
28 marca 2001 roku kapitał spółki podwyższono o 195 tysięcy złotych poprzez ustanowienie 391 nowych udziałów po 500 złotych każdy. Z tej kwoty, 27,5 tysiąca było wniesione aportem przez "stary Instal", natomiast pozostałe 168 tysięcy zapłacili gotówką: prezes "Instalu" SA Mieczysław Milejski, wiceprezes Jerzy Brychcy oraz cztery osoby z kadry kierowniczej "starego Instalu" - Jerzy Filipowicz (prezes "nowego Instalu"), Adam Kożuch, Marian Płowiec i Bogusław Jaszczyk. Każdy z panów objął po 56 udziałów i zapłacił za nie 28 tysięcy złotych.
- Dokapitalizowaliśmy spółkę naszymi własnymi oszczędnościami, aby firma mogła funkcjonować - stwierdza Milejski.
Tymczasem sytuacja w spółce-matce stawała się coraz bardziej katastrofalna i w kwietniu zarząd, z prezesem Milejskim na czele, podjął decyzję o złożeniu wniosku o upadłość. Wniosek ten został jednak przez sąd odrzucony z powodu toczącego się postępowania układowego z wierzycielami.
- Ktoś wtedy stwierdził, że sąd zachował się tak, jakby nie pozwolił na pogrzeb, bo toczy się postępowanie alimentacyjne przeciwko nieboszczykowi - mówi Milejski. - Zażaliliśmy się na to postanowienie, ale bez skutku. Złożyliśmy więc drugi wniosek o upadłość.
W czerwcu, po wcześniejszym uzyskaniu na to zgody walnego zgromadzenia, zwolnionych zostało blisko 200 pracowników, czyli prawie cała załoga "Instalu" SA 17 września tego roku sąd ogłosił upadłość firmy "Instal" SA i do zakładu wkroczył syndyk.

27 sierpnia na Nadzwyczajnym Zgromadzeniu Wspólników PIM "Instal" sp. z o.o. (spółki matki) odwołano ze stanowiska prezesa Filipowicza, a w jego miejsce powołano Adama Kożucha. Na zgromadzeniu tym poinformowano też, że panowie Milejski, Brychcy i Jaszczyk są zainteresowani odkupieniem całości udziałów od wspólnika, czyli firmy PIP "Instal" SA (gdzie prezesem był Milejski, a wiceprezesem Brychcy). Poinformowano także, iż wspólnik 20 lipca wyraził na to zgodę.
Przewodniczący Nadzwyczajnego Zgromadzenia Wspólników (był nim M. Milejski) zaproponował podjęcie uchwały zobowiązującej zarząd do wyrażenia zgody na sprzedaż udziałów dla korzystających z prawa pierwokupu dotychczasowych wspólników. Uchwałę podjęto jednomyślnie.
Jeszcze tego samego dnia zawarto trzy umowy zbycia udziałów. Prezesi kupowali udziały jeden od drugiego. Pierwsza umowa zawarta była między PIP "Instal" SA jako sprzedającym, w którego imieniu działał prezes Milejski oraz wiceprezes Brychcy, a Jaszczykiem, jako nabywcą, który nabył 26 udziałów (po 500 zł) za 13 tysięcy złotych.
Druga umowa zawarta została między "Instalem" SA reprezentowanym przez Brychcego i prokurenta Adama Złotka a kupującym Mieczysławem Milejskim, który nabył 374 udziały za 187 tysięcy złotych.
Przy trzeciej umowie kupującym był Brychcy, a jego miejsce jako reprezentant "Instalu" SA zajął obok prokurenta Złotka prezes Milejski. Brychcy kupił 262 udziały za 131 tysięcy złotych.

W aktach rejestrowych spółki można przeczytać, że kwoty, jakie zapłacić mieli za udziały Milejski, Jaszczyk i Brychcy potrącone zostały z należnych im niewypłaconych wynagrodzeń za pracę oraz wyliczonych odpraw i odszkodowań.
- "Instal" SA jest mi winien ogromne pieniądze z tytułu wynagrodzenia za pracę - mówi Mieczysław Milejski. - Można powiedzieć, że akcje "Instalu" sp. z o.o. kupiłem a konto zaległej wypłaty. Nabyłem akcje z odroczonym terminem płatności do 31 grudnia 2001 roku. Kiedy "Instal" SA się ze mną rozliczy, wówczas pokryję te należności i jeszcze mi sporo zostanie.
Nie jest jednak jeszcze do końca przesądzone, czy Milejski, Brychcy i Jaszczyk będą mogli zapłaci za nabyte akcje pieniędzmi z odpraw i zaległych pensji.

- Do tej pory żadne zaległe wynagrodzenia, w tym wynagrodzenia zarządu nie zostały wypłacone i nie wiadomo, kiedy to nastąpi - mówi Janusz Struzik, syndyk masy upadłości. - Uzależnione jest to od uzyskania środków z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Stosowny wniosek został już złożony. Otwartą kwestią jest także zasadność ustalenia podstawy, w oparciu o którą wyliczono wynagrodzenia członków zarządu. To jednak rozstrzygać będzie sędzia komisarz. 17 grudnia złożę u sędziego kwartalne sprawozdanie i przedstawię między innymi problem tych spółek i wpływ ich powstania na ogólną wartość masy upadłości.
Z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych wypłacić można jednak tylko nieco ponad dwa tysiące miesięcznie na osobę. Prezes Milejski liczy, że resztę należnych jemu i jego kolegom pieniędzy syndyk uzyska ze sprzedaży reszty majątku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska