ZAKSA Kędzierzyn-Koźle pokonała zespół Marchiol Vodi PRVACINA 3-1

fot. Daniel Polak
Podobnie jak w sobotę w spotkaniu z Siatkarzem Wieluń, tak i wczoraj na Słowenii kędzierzynianie po meczu mieli powody do radości.
Podobnie jak w sobotę w spotkaniu z Siatkarzem Wieluń, tak i wczoraj na Słowenii kędzierzynianie po meczu mieli powody do radości. fot. Daniel Polak
Blisko dwóch godzin twardej walki potrzebowali kędzierzynianie, aby w pierwszym meczu I rundy Pucharu CEV pokonać słoweński Marchiol.

Kanadyjski przyjmujący Dan Lewis, który aktualnie występuje w lidze słoweńskiej, a wcześniej reprezentował barwy ZAKSY, powiedział przed pucharowym meczem, że wszyscy jego koledzy z obecnej drużyny przewidują łatwe zwycięstwo kędzierzynian.

Tymczasem na parkiecie sprawdziły się słowa trenera Krzysztofa Stelmacha, który przestrzegał, że w pucharach nie ma słabych rywali i z każdym trzeba mocno powalczyć o zwycięstwo. W szeregi naszej ekipy trochę nerwowości wprowadziło zatrucie Michala Masnego, ale ostatecznie wybiegł on na boisko.
Pierwszy set zdawał się nie potwierdzać przeczuć szkoleniowca ZAKSY.

Co prawda do stanu 8:9 trwała wyrównana walka, ale potem nasi siatkarze dzięki zagrywce, wyblokowi i kontrom odskoczyli na 17:12. Słoweńcy trzykrotnie zbliżyli się na dwa punkty, ale na więcej ich nie było stać.
Zupełnie łatwo ZAKSA poradziła sobie z rywalem w trzecim secie. Prowadziła 6:2, 10:4 i 16:6. Ale było to także efektem podrażnienia, po porażce w II odsłonie.

- Przez niemal cały mecz graliśmy falami, a dobre akcje przeplataliśmy prostymi błędami - relacjonuje prezes Kazimierz Pietrzyk. - Każdy z nich rywal, który bronił się jak tylko mógł, skwapliwie wykorzystywał. Można trochę żałować, bo należało wygrać do zera.

W drugiej partii od początku prowadzili gospodarze. Po bloku Jurija Gladyra było 3:3, ale potem zaczęło się dziać niedobrze. Kilka błędów w ataku i przyjęciu sprawiło, że rywal wygrywał nawet 18:13. Wówczas kędzierzy-nianie włączyli drugi bieg. Odrzucili rywala od siatki, dobrze bronił Marcin Mierzejewski, a kontry kończył Jakub Jarosz. W efekcie zrobiło się 18:17 i wydawało się, że ZAKSA wróciła do gry.

- Niestety rywale zdobyli dwa punkty z rzędu i dowieźli przewagę - mówi Pietrzyk. - Właściwie to my je im podarowaliśmy, gdyż w nasze poczynania znów wkradła się dekoncentracja.

W decydującej partii było nerwowo. Miejscowi mieli inicjatywę, a podopieczni trenera Stelmacha gonili wynik. Było 6:5, 8:8, 13:10, 15:15, 18:15, 21:19 i 22:22. W najważniejszym momencie meczu asa posłał Jarosz, a z krótkiej skutecznie piłkę zbił Gladyr i ZAKSA przed rewanżem jest w bardzo dobrej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska