Zalegał, więc dostał

Anita Koszałkowska Inicjały oskarżonego zmienione.
Grzegorz M., nauczyciel i właściciel sklepu spożywczego, znalazł sposób na niesfornego dłużnika. Pieniądze odebrał siłą.

Znają się tu wszyscy. Kilkanaście domów, trzy sklepy i jedna szkoła. Raczej biednie. Jeśli już pracują, to za marne grosze. Kupowanie w sklepach na zeszyt weszło w krew mieszkańcom i handlowcom. Dobrze się dzieje, gdy oddają. Włodzimierz P. nie oddawał przez dwa lata. Dług urósł do 300 zł. - Bo nie miałem. Powiedziałem w sklepie, że zwrócę, ale jak trochę grosza uzbieram - mówi.
- Pani, ja bym to jeszcze przecierpiała, gdyby on na chleb czy kiełbasę brał, ale on tam wódkę kupował - szlocha jego matka. Do sklepu chodziła nie raz. - Mówiłam jak będziecie bez opamiętania dawać na kreskę, to źle będzie, to do tragedii dojdzie. Skoro nie oddał stówy, to czemu mu dalej na zeszyt dawali - pyta kobieta. - Takich jest tu więcej. Ja dobrze wiem, ile kobiet po domach płacze, bo na chleb nie ma, a chłopy ciągle piwsko piją.

I miarka się przebrała. Włodzimierz P. wracał tego dnia z pracy w cegielni. Właśnie była wypłata. Wziął 700 zł. - Zaczaili się na mnie we dwójkę. Dyrektor ze szwagrem był. Szarpnęli mnie i pchnęli do rowu. Zabrali 500 zł, resztę ciepnęli na ziemię. W biały dzień to zrobili - opowiada i pokazuje umorusaną w ziemi kurtkę z oderwanym rękawem. Na to nadjechał jeden z mieszkańców wsi. - Krzyknąłem do niego, że będzie świadkiem, że na policji powie - mówi poszkodowany. - Ale dyrektor ze szwagrem kazali mu, delikatnie mówiąc, zmywać się, bo pożałuje - dodaje.
Włodzimierz P. pozbierał się i wrócił do domu. Na policję nie poszedł. - Świadkowi wygrażali, to i ja się bałem - mówi.

Matka czekać nie chciała. Poszła do dyrektora, powiedziała, żeby się pogodzili. Przecież dług już odebrali. Ale, według jej relacji, dyrektor ugody nie chciał.
Włodzimierz pojechał na posterunek. Tam opowiedział co zaszło, spisano protokół i kazano czekać.

Dyrektor Grzegorz M. nie chciał z nami rozmawiać. Choć pierwotnie umówił się na spotkanie. - Nie jestem winny, a jeśli oni wygrają, to się odwołam i będę odwoływał do skutku. Przez dwa lata upominałem się o zwrot pieniędzy, aż w końcu je odzyskałem - powiedział.
Tymczasem sprawę przekazano policji powiatowej w Oleśnie.
- Sprawca był wtedy miejscowym radnym, w związku z tym, aby uniknąć pewnych iskrzeń na linii policja - radni, prokurator zalecił, by sprawę przejęła jednostka nadrzędna w powiecie - mówi naczelnik policji w Praszce Henryk Lisiecki.
Stamtąd trafiła na biurko oleskiego prokuratora. Po przesłuchaniach w maju przygotowano akt oskarżenia. - Dwóm osobom przedstawiliśmy zarzut polegający na wymuszeniu zwrotu wierzytelności poprzez uderzenie w twarz i zabranie z kieszeni poszkodowanego 500 zł - mówi prokurator Michał Tkacz. Sprawę przekazano sądowi rejonowemu w Oleśnie.
Pierwszą rozprawę zaplanowano na wrzesień.
- Ale sądu nie było - mówi pani P. - Dostaliśmy zawiadomienie, że mamy się stawić w Oleśnie. A w sądzie pocałowaliśmy tylko klamki, bo tam na drzwiach wisiała kartka, że sprawa jest odwołana. Kolejna rozprawa 2 października.
Jeśli zapadnie wyrok, Grzegorz M. obiecuje, iż porozmawia z nami. Do sprawy wtedy ustosunkuje się kuratorium oświaty, do którego informacje o zajściu wysłał poszkodowany.

Gdy pytam Włodzimierza P. , co by zrobił na miejscu sklepikarza, ten wzrusza ramionami. Ale zapewnia, że pieniądze chciał oddać. Kiedy i z czego? Znowu porusza ramionami. Milczy.
A matka płacze. Dług już oddany, co z tego, że w portfelu zostało 2 zł, kiedy czeka ją jeszcze świadkowanie w sądzie. - Co ja stara winna - pyta smutno, ale za chwile dodaje: - Głupia nie jestem, nie dam się zniszczyć, już ja tego dyrektora urządzę... Co to za nauczyciel. Taki wzór dla dzieci? Po mordzie bije i jeszcze w twarz się śmieje, że niewinny?

Wieś milczy. Wszyscy o sprawie wiedzą, nikt mówić nie chce. - A pani by gadała, gdyby dzieci do tej szkoły chodziły - pyta jedna z kobiet. - Ja tam zadzierać z nim w gazecie nie będę. Bo jeszcze i mnie po sadach będą ciągać. A zresztą co tu mówić, jak sama w zeszycie jestem i siedzę cicho, że mi za dług na razie nikt nie grozi - dodaje inna. - A Włodek? Wypić lubi, jak każdy, to się wie. A tak to chłop na piątkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska