Zalew Rybnicki - śląskie Loch Ness

Archiwum
Ten karp wyciągnięty na brzeg przez pana Pawła jest "nieco większy” od tych, które trafią niedługo na nasze wigilijne stoły.Uwieczniona na zdjęciu sztuka ważyła 21,7 kilograma.
Ten karp wyciągnięty na brzeg przez pana Pawła jest "nieco większy” od tych, które trafią niedługo na nasze wigilijne stoły.Uwieczniona na zdjęciu sztuka ważyła 21,7 kilograma. Archiwum
Piranie, krokodyle, pomarańczowe karpie i sumy mutanty - Zalew Rybnicki to najbardziej tajemniczy akwen w Polsce.

Zbigniew Merkel, wędkarz z Rybnika, wybrał się na ryby z teściem. To miał być spokojny i relaksujący dzień. Rozłożyli krzesełka, ustawili wędki i w skupieniu wpatrywali się w wodę. Od początku wszystkie brania miały jednak dziwny przebieg. - Każda próba zacięcia kończyła się niepowodzeniem - opowiada pan Zbigniew.

Najdziwniejsze było jednak to, że z haczyka znikały całe rosówki (to takie dżdżownice, których używają wędkarze). Najczęściej jest bowiem tak, że ryba tylko nadgryza robala albo próbując go połknąć, zacina się na haczyku. A tu nie było ani ryby, ani przynęty…

Wreszcie jedno z brań udało się zaciąć. Gdy pan Zbigniew wyciągnął rybę z wody, spojrzał na nią ze zdumieniem. - Patrz - krzyknął do teścia - przecież to pirania!

Okaz miał 30 centymetrów długości. Gdy przyjrzeli jej się z bliska, szybko się przekonali, dlaczego poprzednie brania miały dziwny przebieg. Silnie uzębiona szczęka powodowała, że haczyk nie mógł przebić kości. W tym jednym przypadku obsunął się i wbił w dolną wargę. Pan Zbigniew zabrał rybę do domu. Najpierw wsadził ją do wanny, ostatecznie trafiła jednak na patelnię. Wcale nie była smaczna.

- Wielokrotnie później widywałem tam te ryby. W Rybniku pływa ich dużo. To roślinożerne piranie, ich bardzo mocne szczęki są w stanie rozłupywać nawet orzechy - opowiada pan Zbigniew, któremu na pamiątkę po tamtym połowie pozostał artykuł z "Faktu".

Gazeta obszernie zrelacjonowała "pojedynek z krwiożerczym drapieżnikiem", a to sprawiło, że nad zalew zaczęło przyjeżdżać jeszcze więcej wędkarzy.

Do tej wody nigdy nie wejdę

Egzotyczną rybę pochodzącą z dorzecza Amazonki po raz pierwszy złowiono w Zalewie Rybnickim 6 lat temu. Był 25 października 2006 roku.

Od kilkunastu dni wśród wędkarzy panowało spore poruszenie. - Są potężne brania, ale za każdym razem kończy się na uciętym przyponie - szeptali między sobą (przypon to cienka żyłka lub plecionka służąca do połączenia haczyka, kotwiczki, sztucznej przynęty i ciężarka).

Opowiadano, że "to coś" ma szczęki jak obcęgi, nieporównywalne do rodzimych gatunków, czyli sandacza bądź szczupaka.

O godzinie 7.15 pan Paweł Jamróz, wędkarz z Sosnowca, zaciął rybę. Myślał, że to karp, oszacował go na około 8 kilo. Walka trwała jednak podejrzanie długo. - Paweł, to nie jest karp! - krzyknął nagle kolega, który próbował wyciągnąć zdobycz podbierakiem. Ryba "odjechała" na jakieś 10 metrów, ale po kilku minutach walki udało się ją wyciągnąć na brzeg.

Charakterystyczny wygląd nie pozostawiał wątpliwości: to była pirania. Mężczyźni natychmiast zadzwonili do zastępcy dyrektora Polskiego Związku Wędkarskiego. Ten nakazał uśmiercenie ryby, która ważyła 2,2 kg i miała 48 cm długości.

"Zaobserwowaliśmy wiele dużych tołpyg, które najprawdopodobniej zaczęły się wycierać i sądzę, że stado piranii weszło w łowisko, bo zostały zwabione smakowitą ikrą. Jestem w pełni przekonany, że grasują tam całe stada tych krwiożerczych potworów! Osobiście na pewno nie skorzystam z kąpieli w tym zbiorniku" - skomentował potem pan Paweł na jednym z portali wędkarskich.

1,5-metrowy potwór zawisł na płocie

Zalew, zwany też "Morzem Rybnickim" to bardzo młody akwen. Powstał w 1972 roku w wyniku spiętrzenia wód rzeki Rudy. Leży na terenie dzielnic Rybnika: Kuźni, Orzepowic, Chwałęcic i Stodół.

Zbiornik ma blisko 500 hektarów powierzchni i pojemność 22 milionów metrów sześciennych wody. Służy pobliskiej elektrowni, jego wody wykorzystywane są do chłodzenia jej potężnych turbin.

Od początku był on bardzo intensywnie zarybiany. Regularne zrzuty ciepłej wody sprawiły, że ryby znalazły tam wspaniałe warunki do rozwoju. Zimą akwen nie zamarza, nawet późną jesienią temperatura wody osiąga 15 stopni Celsjusza.

Bardzo chętnie korzystają z niego nie tylko wędkarze, ale również żeglarze. Latem wypoczywają tu tysiące mieszkańców Śląska. Niektórzy zaczęli już nazywać zbiornik "śląskim Loch Ness", porównując go do legendarnego jeziora w Szkocji, w którym pływa podobno prehistoryczny gad.

Pogłoski o "potworach" pływających w Rybniku okoliczni mieszkańcy rozpowiadają już od 15 lat. Zaczęło się od niecodziennej sytuacji, gdy w 1997 roku jeden z mieszkańców wsi Rudy wyszedł z domu i zobaczył wiszącą na swoim płocie… półtorametrową tołpygę. Ryba przypłynęła tam z zalewu wraz z wodami powodziowymi, ale na nieszczęście dla siebie i ku zaskoczeniu mieszkańców zakończyła żywot na siatce okalającej płot.

- O tym akwenie krążą legendy, wyławiano stamtąd np. pomarańczowe karpie. Na początku wzbudzały one wielkie zainteresowanie, potem okazało się, że to egzotyczne ryby, które zadomowiły się tu na stałe - opowiada Tomasz Małecki, wędkarz z Kędzierzyna-Koźla, który dobrze zna Rybnik. Na tej wodzie łowił już niejeden raz. - Piranie pływają tam stadami. Mnóstwo jest tam także żółwi. Podobno widywano także węże wodne.

Kusza ci nie pomoże

Wśród lokalnych wędkarzy krążą również opowieści o tym, że nurkowie boją się schodzić pod wodę. - Jak już muszą, to zawsze robią to w grupie. Mają ze sobą kusze i ubezpieczają się na wszelki wypadek - opowiada pan Andrzej, kolejny z wędkarzy, który na "rybnickim" łowi już od 20 lat.

- Siedzą pod wodą tylko tyle, ile to konieczne. Nikt nie zapuszcza się tam, by ponurkować rekreacyjne. Ponoć kiedyś jeden z nurków nie wypłynął i odnaleziono tylko jego aparat tlenowy…
Robert Mazur, który prowadził w Rybniku szkołę dla nurków, a także często pracował na tym akwenie przy remoncie tamy, potwierdza, że nikt tam nie nurkuje rekreacyjnie.

- Powód jest jednak zupełnie inny: chodzi o widoczność, a raczej jej brak - opowiada pan Robert. - Woda jest jak kawa, zobaczyć można najwyżej to, co znajduje się 20 centymetrów przed latarką.

Jego zdaniem kusza nurkowi na nic się tam jednak nie przyda. - W związku z taką fatalną widocznością można sobie co najwyżej strzelić w kolano - uśmiecha się płetwonurek z Rybnika.

- Owszem, piranie tu pływają, ale ja się ich nie boję, bo one nie są mięsożerne. Bardziej niebezpieczne dla człowieka mogłyby być potężne sumy, które osiągają tu największe w Polsce rozmiary.

Wielki gad zimy nie przeżyje

W maju tego roku cały kraj obiegła sensacja. W zalewie ktoś złowił krokodyla. Półtorametrowy gad został wyciągnięty na brzeg i sfotografowany.

Jego zdjęcia trafiły nie tylko do telewizyjnych wiadomości, ale krążyły pomiędzy telefonami wędkarzy, przyprawiając część z nich o gęsią skórkę. Gad miał ugryźć nieostrożnego wędkarza w rękę i czmychnąć z powrotem do wody.

Andrzej Malec, kierownik działu hodowlanego Śląskiego Ogrodu Zoologicznego, mówi, że jeżeli w zalewie ma już pływać jakiś gad, to co najwyżej może to być kajman, ale nie krokodyl.

- Są osoby, które prowadzą prywatne hodowle kajmanów. Teoretycznie nie można wykluczyć, że ktoś mógłby wypuścić tam takie zwierzę do wody - opowiada.

Według niego gad nie przeżyłby jednak zimy, mimo że woda w tym konkretnym zbiorniku jest o wiele cieplejsza niż w innych akwenach. - W związku z tym nie ma mowy, żeby był to gatunek inwazyjny - podkreśla Andrzej Malec.

Największy złowiony tu sum miał 254 centymetry długości i 105 kilogramów żywej wagi. Rekordowy połów miał miejsce w lipcu 2012 roku. Walka z gigantem trwała pół godziny. Ryba po zważeniu została wypuszczona z powrotem do wody. Wszyscy zadają sobie teraz pytanie, jak wielka urośnie. Rekordowy sum o wadze 105 kg mógł mieć maksymalnie 40 lat. A te ryby podobno mogą żyć nawet dwa razy dłużej…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska