Zaliczka przepadła

Michał Wandrasz
Od ponad roku państwo Tkaczykowie z Tuł domagają się zwrotu zaliczki wpłaconej na zakup auta u opolskiego dealera Peugeota.

W kwietniu ubiegłego roku Walter i Daniela Tkaczykowie postanowili kupić peugeota 206. Przyjechali do Opola i w firmie BOMI wraz z pracownicą salonu odbyli jazdę próbną autem w wersji XR Presence.
- Podczas jazdy pani z salonu zapewniała nas, że nasze auto będzie wyglądało tak samo i będzie miało takie samo wyposażenie - twierdzi Walter Tkaczyk. - Złożyliśmy więc zamówienie, a dzień później, czyli 28 kwietnia 2000 roku, wpłaciliśmy 2 tysiące złotych zaliczki. Auto miało być na drugi dzień.

Według relacji Tkaczyków, minęło jednak aż osiem dni, zanim samochód był do odebrania. Wcześniej wydano przyszłym klientom tylko dokumenty wozu - świadectwo homologacji, kartę pojazdu i fakturę - oraz wysłano ich do wydziału komunikacji, aby zarejestrowali samochód.
- Trochę to było dziwne, bo jak się dowiedzieliśmy, z reguły dokumenty przychodzą razem z wozem - mówi Daniela Tkaczyk. - Uważamy, że auto było już dawno w Opolu, ale z jakiegoś względu chciano doprowadzić, abyśmy kupili kota w worku i zarejestrowali coś, czego nie widzieliśmy na oczy.
Kiedy wreszcie Tkaczykowie zobaczyli samochód, jaki dla nich sprowadzono, odmówili jego kupna, twierdząc, że jest to nie takie auto, jakie chcieli. Koła zamiast czternastocalowych były trzynastocalowe, inna była tapicerka, nie zgadzało się wyposażenie i w ogóle samochód był - jak to określają - pokraczny. Przede wszystkim nie spodobał im się duży prześwit pomiędzy nadkolami a kołami.

Przedstawiciele dealera nie zgadzają się z zarzutami niezadowolonych klientów.
- Samochód państwa Tkaczyków był u nas już po dwóch lub trzech dniach i oni byli o tym powiadomieni - mówi Grzegorz Grabalski, dyrektor handlowy firmy BOMI. - Bzdurą jest mówienie, że dostali nie to, co zamówili, bo zanim złożyli zamówienie, dostali do ręki wszystkie materiały informacyjne z zaznaczoną wersją XR. Oni natomiast chcieliby dostać za tę cenę wersję XR Presence. Wersja ta między innymi miała wtedy większe koła.

19 maja 2000 roku Tkaczykowie oddali dokumenty i zażądali zwrotu zaliczki. Dowiedzieli się jednak, że zaliczka przepadła, gdyż przekroczony został dawno siedmiodniowy termin od jej wpłacenia.
- Wszystko przez to, że ci państwo od momentu, gdy zobaczyli sprowadzone dla nich auto, stali się bardzo aroganccy i napastliwi, nie dając sobie niczego wytłumaczyć - stwierdza Grzegorz Grabalski. - Gdyby od razu zwrócili dokumenty, sprawę można byłoby załatwić grzecznie i od ręki. Zdarzały się już przypadki, że klient się rozmyślił i zawsze następował zwrot zaliczki. Tymczasem w tym przypadku minął prawie miesiąc, a nasi pracownicy byli co dzień nazywani złodziejami i naciągaczami. Mimo wszystko zadeklarowałem państwu, że w drodze wyjątku, jeżeli uda nam się sprzedać to auto w ciągu miesiąca, nastąpi zwrot zaliczki. Niestety, wprawdzie następny klient złożył zamówienie na to auto na początku czerwca, ale zapłacił za nie dopiero 29 czerwca, czyli półtora miesiąca po umówionym z państwem Tkaczykami terminie.
Ze swoją sprawą Tkaczykowie zwrócili się między innymi do powiatowego rzecznika praw konsumenta w Kluczborku. Po przeanalizowaniu dokumentów i wyjaśnieniach firmy BOMI nie znalazł on podstaw do podjęcia dalszych działań.
Ostatecznie kupili auto innej marki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska