Zapora w Nysie za tanie pieniądze

fot. KS
fot. KS
Za rok zapora i sztuczny zbiornik wodny będą obchodzić 40-lecie. Jak na ten wiek, budowla jest w kiepskim stanie. Wszystko przez oszczędności za czasów Gomułki.

Uroczyste oddanie do użytku kolejnego osiągnięcia epoki komunizmu w Polsce nastąpiło w grudniu 1971 roku. Łączny koszt budowy zapory i zbiornika wodnego w Nysie, według ówczesnych cen, wyniósł 627 mln zł. Polski fiat kosztował wtedy 200 tys. zł. Mercedes - milion. Główna wygrana w totolotka wynosiła milion złotych. Jezioro wybudowano więc za równowartość 600 mercedesów.

Za te pieniądze m.in. wywłaszczono za odszkodowaniem 2172 hektary gruntów, zburzono 182 budynki mieszkalne, 518 budynków gospodarczych, wycięto 500 hektarów lasu, zburzono dwie szkoły, kaplicę, plebanię, przeniesiono dwa cmentarze. Na koniec rozebrano kościół w Brzezinie Polskiej, bo wcześniej nikt się nie chciał na to porywać. Oszczędności odbiły się na budowli. Liczący 5,3 kilometra długości wał czołowy zapory jest dwa razy "chudszy" od otmuchowskiego. Osiem wsporników na jazie zrobiono z betonu gorszej jakości niż to założył projekt.

Budowniczy doskonale zdawali sobie sprawę, że zapora nie spełnia norm bezpieczeństwa dla tego typu obiektów. Opracowanie podsumowujące budowę, którym opisano wszystkie mankamenty, otrzymało pieczątkę "poufne". Przez dłuższy czas unikano maksymalnego napełniania jeziora z obawy, czy jaz wytrzyma napór wody, której w jeziorze jest nawet 111 milionów ton. Po kilku latach przeprowadzono wreszcie roboty wzmacniające na jazie.

Zbyt oszczędna jest przepompownia na zaporze bocznej. Wieś Siestrzechowice w czasie powodzi była podtapiana wodą zbierającą się po teoretycznie suchej stronie zapory, bo pompy nie były w stanie przerzucić przez wał nadmiaru wody z małego normalnie strumienia.

Pospiesznie i niechlujnie przygotowano przed zalaniem czaszę, czyli dno przyszłego zalewu. Do pomocy zaangażowano jednostki saperów, które np. wyburzały niedokładnie rozebrane budynki. Wysadzały dynamitem pnie po wyciętych lasach, plantowały gruzowiska, zrzucając resztki domów i pnie do dziur po wyrobiskach. Na pierwsze efekty tych zaniedbań nie trzeba było długo czekać.

W lipcu 1971 roku, jeszcze przed oficjalnym oddaniem do użytku, doszło do niekontrolowanego napełnienia jeziora przez falę powodziową. Na dnie zebrało się ok. 20 milionów metrów sześciennych wody. Fala powodziowa "przeczyściła" czaszę z pozostawianych śmieci, zatykając wypływ ze zbiornika. Do czyszczenia jazu z pni i gruzu trzeba było zaangażować nurków. Paradoksalnie ten bałagan stał się świetnym środowiskiem do rozwoju niektórych gatunków ryb. Nawet autorzy przewodników wędkarskich podkreślają, że do powodzi 1997 roku zbiornik nyski był najlepszym w Polsce łowiskiem sandacza.

Na dnie pozostały też resztki cmentarza z wsi Brzezina Polska. Część grobów, zwłaszcza świeżych, powojennych, ekshumowano na nowe miejsce. Grobów niemieckich nie miał kto pilnować, tym bardziej że większość była opuszczona, zarośnięta, bez pokradzionych tablic nagrobnych.

Zalane tereny na zawsze pozostaną też archeologiczną pustynią. Prace przygotowawcze przeprowadzono bez nadzoru archeologicznego, który współcześnie jest już wszędzie normą. Szkoda, bo na tych terenach osadnictwo rozwijało się od wczesnego średniowiecza.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska