Zarabiamy euro kosztem rodzinnych więzi

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
sxc.hu
Mniejszość niemiecka ma pozytywny wpływ na rozwój województwa, ale płaci za to wysoką cenę.

Pani Gabriela Świerc ze Strzelec Opolskich od pięciu lat jeździ opiekować się seniorami w Niemczech. Mówi, że nie ma wyboru, choć w domu zostaje trójka dzieci (Janek ma 15 lat, Tereska - 12, Józek - 9). Odkąd straciła pracę, mąż zarabiał sam. Harował na trzy zmiany, a i tak szybko zacisnęła się na ich szyi pętla kredytowa.

- Więc jeżdżę do roboty, choć na Zachodzie tak naprawdę tylko euro mi się podoba - mówi. - Bardzo tęsknię. Gdybym zarobiła tu co miesiąc 1500 zł, wróciłabym zaraz. Ale dla mnie pracy nie ma. Przynajmniej jako rodzina trzymamy się jeszcze razem. Wielu naszych ludzi za te euro płaci rozbitym małżeństwem.

Profesor Romuald Jończy nie ma wątpliwości, że migrująca za pracą ludność pochodzenia niemieckiego wywarła w minionym 20-leciu pozytywny wpływ na rozwój gospodarczy województwa opolskiego. Mówił o tym dziś na konferencji zorganizowanej w urzędzie marszałkowskim przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej. Na dowód przytacza liczby.
W 2002 roku osoby zatrudnione za granicą przywiozły do regionu 1,85 mld zł, w 2004 i 2006 - po 2,7 mld, w 2010 - 1,6 mld. Łącznie w latach 1989-2010 zarobiły 36,5 mld zł. Aż 25 mld zostało wydane w kraju.

Przed akcesją do Unii - w 2004 roku - bezrobocie w gminach mniejszościowych było 3-4 proc. mniejsze niż we "wschodnim półksiężycu" województwa. A i obecnie w 10 gminach z najwyższym współczynnikiem mniejszości bezrobocie waha się od 3,3 do 6,5 proc. Dla porównania, w tych, gdzie mniejszości nie ma lub jest jej najmniej, wynosi od 6,8 do 11,4 proc.

Ale wszystko ma swoją cenę. Między 1977 a 2006 r. na wioskach liczba Ślązaków "z pochodzeniem" zmalała średnio o 46 proc. W wielu wioskach nie ma z kogo tworzyć LZS-u ani koła gospodyń.

- Ogromne przywiezione przez Ślązaków z podwójnym obywatelstwem pieniądze najwięcej dały regionowi i krajowi, a nie ich społecznościom - dodaje prof. Jończy. - Ceną za wysoki poziom życia było osłabienie rodzinnych więzi. Jedno z rodziców, zwykle ojciec, czasem przez kilkanaście lat pracuje za granicą. Dzieci nie mają skąd czerpać typowych wzorców wychowawczych. To może skutkować przez kilka pokoleń, bo zwłaszcza córki wychowane bez ojców mogą mieć problem z właściwą identyfikacją roli mężczyzny w domu.

- To jest problem - przyznaje Norbert Rasch. - Część naszej generacji wypadła w pewnym stopniu ze śląskiego etosu. Nie pracować zawsze było na Śląsku niehonorowo. I to trwa. Ale rozwód i zdrada już często ludzi nie porusza, a negatywne skutki powoduje.

Więcej o dzisiejszej konferencji w poniedziałkowym dodatku "Heimat. Mała Ojczyzna".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska