Zatrzymanie matki w Opolu. Minister wytyka sądowi uchybienia

Archiwum
Zatrzymanie Joanny W. z Opola wywołało w Polsce prawdziwą burzę.
Zatrzymanie Joanny W. z Opola wywołało w Polsce prawdziwą burzę. Archiwum
Zdaniem resortu sprawiedliwości nie miały one jednak wpływu na okoliczności zatrzymania samotnej matki z Opola.

Jednym z błędów było to, że Joanna wezwanie do dobrowolnego stawienia się w areszcie w określonym terminie, dostała na adres zameldowania, a nie na adres do korespondencji, który podała w sądzie.

- Takie zachowanie jest nieprawidłowe tym bardziej, że wcześniej postanowienie o zastępczej karze pozbawienia wolności zostało wysłane prawidłowo, czyli na adres wskazany przez Joannę W. - mówi Patrycja Loose, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości. - Trzeba jednak zauważyć, że kobieta nie odebrała tego postanowienia - uzupełnia.

Sędziowie wizytatorzy ustalili też, że sąd nie wiedział, że Joanna jest matką samotnie wychowującą dzieci, bo formalnie kobieta nadal była w związku małżeńskim. - Gdyby sąd miał taką wiedzę, kierując orzeczenie o pozbawieniu wolności do wykonania, musiałby zawiadomić sąd opiekuńczy, że zachodzi potrzeba opieki nad dziećmi osoby skazanej - tłumaczy Patrycja Loose. - W tym przypadku tak się jednak nie stało - zastrzega.

Minister sprawiedliwości o uchybieniach poinformował prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, aby w przyszłości uniknąć podobnych nieprawidłowości.

Sprawie zatrzymania opolanki wcześniej przyglądało się również Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Resort uznał, że policjanci, którzy zatrzymali kobietę działali zgodnie z prawem, ale procedury należy zmienić.

Sprawą zatrzymania Joanny W. od kilku dni żyje cała Polska. Kobieta samotnie wychowująca 2-letnią córeczkę i 6-letniego synka trafiła do aresztu, bo nie zapłaciła 2,3 tys. zł grzywny, jaką nałożył na nią Urząd Kontroli Skarbowej. Policjanci weszli do mieszkania przed godz. 22. Joanna trafiła do aresztu, a wyrwane ze snu dzieci, którymi nie miał się kto zająć, w piżamach zostały przewiezione do pogotowia opiekuńczego.

Kiedy o sprawie zrobiło się głośno w sądzie rozdzwoniły się telefony od... innych dłużników. - Dzwonią ludzie, którzy po tym, jak dowiedzieli się jakie konsekwencje mogą ich spotkać za uchylanie się od odpowiedzialności, postanowili zainteresować się tokiem swoich spraw - potwierdza Hubert Frankowski, wiceprezes Sądu Rejonowego w Opolu. - Za wcześnie jest jednak aby mówić, ilu z nich faktycznie zdecyduje się uregulować swoje zobowiązania - zastrzega.

Pani Joanna przekonywała, że nie wiedziała, że jej sprawa trafiła do sądu. Za dobrą monetę przyjęła pismo od komornika, który informował o umorzeniu egzekucji, ponieważ nie miał z czego ściągnąć długu. Kobieta myślała, że na tym sprawa się zakończyła. Aż do chwili, gdy do jej drzwi zapukała policja...

Zdaniem sędziego Frankowskiego sprawa ta nie jest ewenementem. Świadomość prawna Opolan jest niewielka, a uchylanie się odpowiedzialności, np. poprzez nieodbieranie pism wysyłanych przez sąd - wręcz nagminne.

- Ludzie, których sprawy toczą się przed sądem nie informują nas na przykład o zmianie adresu, choć mają taki obowiązek, świadomie nie odbierają też pism sądowych myśląc, że w ten sposób unikną odpowiedzialności - opowiada, ale zastrzega, że te fortele nie spowodują, że sąd o dłużniku zapomni. - Po dwukrotnym awizowaniu przez pocztę pisma (na przykład orzeczenia sądowego) sąd, zgodnie z obowiązującymi przepisami, przyjmuje, że zostało ono skutecznie doręczone, a to rodzi określone konsekwencje. Włącznie z taką, że któregoś dnia, jak w sprawie opolanki, do drzwi dłużnika może zapukać policja - wyjaśnia.

Historia pani Joanny sprawiła, że część opolan przestała traktować ostrzeżenia sądu jako czcze gadanie (być może niektórzy dopiero teraz dowiedzieli się jakie konsekwencje grożą za uchylanie się odpowiedzialności).

- Wcześniej dzwoniło w tej sprawie kilka osób dziennie, teraz takich zapytań mamy nawet ponad setkę - wyjaśnia wiceprezes Frankowski. - Nas cieszy to, że ludzie zaczęli interesować się swoją sytuacją. To daje szansę na przykład rozłożenia długu na raty albo zamienienia kary na prace społecznie użyteczne. Zastosowanie aresztu jest ostatecznością - zaznacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska