Szefostwo chyba chciało, żeby 550-ciu pracowników huty poczuło się jak w XXI w. By wejść lub wyjść z zakładu, muszą przyłożyć palec do czytnika linii papilarnych, który potwierdza tożsamość. Coś, co oglądamy w filmach, w Zawadzkiem mają na co dzień od 1 listopada.
Zobacz: Andrzej zwalnia pracowników
- Polega na tym, że jak się pracuje się fizycznie, to człowiek nie zawsze ma czyste ręce. W białych koszulach i po manicure tu nie przychodzimy – mówi jeden z pracowników.
- Po robocie czasem nie idzie doczyścić rąk, albo palce się skaleczy i jest problem – wtóruje inny. - Można taki palec do czytnika przykładać i przykładać, a on głupieje i nie chce potwierdzić, że ja, to ja.
Za delikwentem z niedomytymi rękami tworzy się kolejka i wychodzenie z pracy trwa nawet 20 minut. – Za ten dodatkowy czas nikt nam nie zapłaci – opowiadają hutnicy. - Grypą straszą, a my zimą w mrozie będziemy stać w kolejce, by do domu wrócić.
Gdy nowoczesne urządzenie po kolejnym razie nie odczytuje danych, ochrona wraca do sprawdzonych sposób kontrolowania pracowników – list obecności, do których wystarczy zwykły długopis.
Na odbijanie palców na bramie zgodziła się część załogi, ok. 250 osób.
Dlaczego tylko 250 osób się zgodziło? Co z resztą? Co o czytniku linii papilarnych myśli związek zawodowy NSZZ "Solidarność"? Co na to prezea WRA? I czy wprowadzenie czytnika linii papilarnych w zakładzie jest w ogóle legalne?
Czytaj w poniedziałek, 23 listopada w papierowym wydaniu Nowej Trybuny Opolskiej.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?