Zbawcy Suchej Doliny. Namysłowianie pomagają remontować kościółek w ukraińskiej wsi

Tomasz Dragan
Zrujnowany kościół komuniści z podlwowskiego kołchozu chcieli zaorać. Ale potrzeba było budy na sztuczne nawozy i to go uratowało. Po latach wrócił do garstki wiernych. Ludzie się zrazu zastanawiali, po co.

Dopiero grupa zapaleńców z Namysłowa zawiozła im nadzieję na święta i nowy rok. Pomogą odbudować świątynię. Sucha Dolina to wieś, jakich setki na Ukrainie. Malowniczo położona między wzniesieniami. Z wzniesienia mikołajowskiego prowadzi asfaltowa droga. Kilkadziesiąt numerów, z tego w około 50 mówi się po polsku. Młodych jest kilkunastu, do tego z dziesięcioro dzieci. Reszta to emeryci.

Wyrąb w prezbiterium

Na rekonesans pojechał Arkadiusz Oleksak, namysłowianin, któremu przedwojenne Kresy zapadły w serce. Wszędzie czuje się tu jeszcze oddech komuny. Mówiąc wprost - zwykłego dziadostwa. Obdarte, szare domy, dziurawe ulice, klepiska. Ale by znaleźć gościnę w Suchej Dolinie, wystarczy uśmiech i kilka słów po polsku.

- Prędzej można trafić w totka, niż znaleźć drogę do kościoła w Suchej Dolinie, jadąc ze Lwowa - Arkadiusz Oleksak rozkłada mapę, pokazując drogę do niewielkiej pokołchozowej wioseczki. Rzecz wydaje się prosta, tak jak i linia na mapie łącząca Lwów z Mikołajowem i dalej z Suchą Doliną. Oleksak kręci głową. - Kto będzie pamiętać, że tam przed wojną był kościół? - mówi. - Tylko jakaś starsza babina. Młodzi rozdziawiają gęby, pytając, co to takiego. Chyba że zapytasz o kołchozowy skład chemiczny. Wtedy wszyscy wskażą ci drogę.

Przedwojenny, piękny, wnętrza neoklasycystyczne - Oleksak zachwyca się, pokazując fotografię ze środka świątyni.

Jeśli patrzymy oczami wyobraźni, bo tak naprawdę mamy tu dramat. Mury wilgotne do połowy, w części gołe ściany bez tynku. Sufit czarny od brudu. Tylko prezbiterium, gdzie ma stać ołtarz, pobielone farbą. Na razie zamiast ołtarza stoi zbitka z desek. Na szczęście są okna i dach.

- I tak jest dobrze, bo jeszcze dwa lata temu na środku kościoła rosły drzewa - wtrąca ksiądz Jan Fafuła, proboszcz parafii w Mikołajowie, do której przynależy też kościół w Suchej Dolinie. - Władza nie spieszyła się z oddaniem nam świątyni. Dla nich był to zwykły śmietnik odpadów z kołchozu. Dla nas - świadectwo wiary i tradycji, jaka od wieków jest na tej ziemi.

Kościół powstał na początku XX wieku z inicjatywy arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego. On budował takie kościółki.

Bez świątyni, mówi ksiądz, trudno będzie na powrót scementować tu wiarę i ludzi. - Napierw wycięliśmy w kościele drzewa, potem załataliśmy dach i podłogę, próbowaliśmy otynkować budynek - opowiada ks. Fafuła. - Ale wszystko przeżarte tu chemicznym smrodem. Ludzie powoli zaczynają tracić nadzieję, że odremontujemy ten kościółek...

My nie obcy, tylko z Polski

Namysłowianie trafili do Suchej Doliny przypadkiem. Wiosną ich znajomi z lwowskiego domu kultury postanowili zabrać ze sobą do Polski młodziutkiego księdza polskiego pochodzenia. Kto się spodziewał, że duchowny to także szef brygady budowlanej: garstki parafian ocalałych w ukraińskiej wiosce. Ksiądz tak opowiadał o swoim kościele, jakby to była świątynia świeżo po remoncie, a nie zaniedbana, pokołchozowa rudera.

- Nie przyznał się, że potrzebują pomocy, bo sami nie dadzą rady dźwignąć trudu odbudowy kościoła - opowiada Antoni Kubot, przedsiębiorca budowlany z Kępna, który w Namysłowie zbudował kilka obiektów. - Kiedy Arek Oleksak wrócił z tej Suchej Doliny, był załamany. Stwierdził, że musimy pomóc tym ludziom, bo to jedyna nadzieja na ten kościół.

Kubotowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wziął auto, narzędzia budowlane do bagażnika i portfel z datkami dla parafii. Razem z Oleksakiem pojechali do Suchej Doliny spojrzeć fachowym murarskim okiem. Pan Antek zajął się murami, a Arkadiusz Oleksak - zagrzewaniem do dalszej pracy okolicznych mieszkańców. Przy okazji pokazali miejscowym, jak należy remontować ściany, by nie podchodziły wilgocią i chemią, jaką nasiąkła ziemia wokół kościoła. Zrobili niezbędne pomiary i rysunki pozwalające planować w przyszłości robotę. Nawet ukraińska milicja z Mikołajowa przyjechała zobaczyć, co za jedni ci cudzoziemcy, którzy kręcą się przy starym magazynie. Oleksak szybko wyjaśnił, że nie są żadnymi cudzoziemcami, ale po prostu z Polski. Okazało się, że nasz namysłowianin to nie tylko "padrug" (z rosyjskiego przyjaciel, kolega) wysoko postawionych oficjeli we Lwowie, ale honorowy obywatel ukraińskiej Jaremczy i przyjaciel samego starosty stanisławowskiego oraz ludzi z otoczenia prezydenta Juszczenki. Czyli VIP bez dwóch zdań.

Akcja się rozkręca

Od kilku lat namysłowianie starają się, by każdy przedświąteczny czas był wyjątkowy. Dzieci z miejscowych szkół organizują kiermasze. Pieniądze przeznaczają na obiady dla uboższych rówieśników. Co prawda Kubot z Oleksakiem nie mają stoiska na rynku, ale sami rozdają ludziom suweniry, dzięki którym chcą zachęcić miejscowych do wsparcia dla kościoła w Suchej Dolinie. A w Namysłowie nie brakuje ani Kresowiaków, ani nawet potomków dawnych mieszkańców Mikołajowa. W zamian za drobny datek mogą dostać na święta do słuchania płytę z kolędami nagranymi wspólnie przez namysłowską młodzież i dzieci ze Lwowa.

W akcji pomagają im Tomasz Oziębły i Tadeusz Bagiński. Pierwszy to prywatny przedsiębiorca, którego rodzina właśnie pochodzi z Mikołajowa. Bagiński to szef wydziału inwestycji w gminie, człowiek odpowiedzialny za wszystko, co samorząd buduje w Namysłowie. Najlepiej wie, czego potrzeba tam na Ukrainie, w zniszczonym kościele.

- Akcja się rozkręca, bo ludzie chętnie dają dobrowolne datki w zamian za nasze płyty-cegiełki - dodaje Kubot. - Pewnie trzeba będzie przerzucić do Suchej Doliny jakieś materiały budowlane. Ale to już po nowym roku. Owszem, są tam sklepy specjalistyczne, ale nie ma tam tak dobrych materiałów jak w Polsce.

A z byle czego nie można odnawiać tego kościoła. Inaczej cała robota poszłaby na marne, bo stężenie chemiczne jest tam tak duże, że trzeba zakładać izolacje na ściany.

- W Suchej Dolinie, jeśli komuś się wiedzie trochę lepiej, to dlatego, że ma rodzinę w Polsce, do której może pojechać i zarobić trochę grosza - dodaje Antoni Kubot. - Tam poza rękami do pracy nie mają nic. Ani pieniędzy, ani możliwości skombinowania rzeczy budowlanych. Dlatego nie można ich zostawić samym sobie. Jeśli ktoś czuje pasję w pomaganiu Polakom żyjącym po tamtej stronie Bugu, to powinien się z nami koniecznie skontaktować.

Ksiądz Fafuła podczas naszej rozmowy co chwila kaszle. Pytamy o zdrowie, ale on macha ręką.

- To nic, po prostu dzisiaj byłem trochę dłużej w świątyni, a tam wiadomo: wszędzie chemia - wyjaśnia.
Pewnie łatwiej byłoby zbudować nowy kościół w innym miejscu, ale to nie byłoby to samo. Bo w starych murach są wspomnienia, tradycja, ślady polskości. Proboszcz Fafuła podkreśla, że nie chce prosić o jałmużnę rodaków z ojczyzny. Obawia się, że zaraz w Polsce pojawią się głosy, iż jacyś Ukraińcy potrzebują pomocy. Dlatego tylko o jedno prosi w rozmowie z nami - o modlitwę. - Jak będziemy mieli z sobą łaskę Pańską i zdrowie, to wszystko zrobimy - zapewnia.

- To skromni ludzie, którzy nawet jak będą siedzieć z jedną kromką chleba, nie powiedzą, że są głodni - kiwają głowami Oleksak i Kubot. - A my na pewno nie zamierzamy zrezygnować. Przed świętami wysłaliśmy im zapewnienie, że pomożemy w odbudowie i remoncie kościoła. Po prostu taki w nas jest mus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska