Zbigniew Bródka: Czuję się spełniony. Sukcesem jest już to, że jestem w Pekinie [ROZMOWA]

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Andrzej Banaś / Polska Press
Zbigniew Bródka po raz ostatni stanął na olimpijskim starcie. W półfinale biegu masowego Polak zamknął stawkę i nie awansował do finału, ale, jak sam powiedział, na tym etapie dobiegającej końca kariery nie ma już u niego sportowej złości z powodu braku sukcesu.

Za panem ostatni olimpijski występ w karierze...
Dzień przed startem uświadomiłem sobie, że będę tu startował i wszystko się uda. Wcześniej do końca nie wierzyłem w swoje ozdrowienie, bo odczuwałem kontuzję. Nie wystartowałem przez nią na 1500 metrów, choć wydawało mi się, że to jest niesportowe - przyjeżdżam na igrzyska, a nie biorę udziału w zawodach na swoim koronnym dystansie. Trzeba było jednak podjąć taką ogromnie trudną, ale słuszną decyzję, bo dzięki niej w sobotę mogłem wystartować będąc w optymalnej dyspozycji. Z perspektywy czasu widzę więc, że było warto odpuścić dystans 1500 metrów.

Czy był to uraz doznany na miejscu, już w Pekinie?
Tak, stało się to na cztery dni przed startem na 1500 metrów. Tak naprawdę problem z mięśniem przywodziciela miałem już 5-6 lat temu, a teraz on się odnowił. Coś znów zaczęło się tam dziać, ale takie sytuacje trzeba zakładać, bo mam już 37 lat. Organizm jest mocno wyeksploatowany - zawsze balansujemy na krawędzi i staramy się trenować do maksimum możliwości. Ja doszedłem do momentu, w którym było już czerwone światło, na szczęście jeszcze migające. Udało się wyjść z tego obronną ręką.

Warto przeczytać

W pierwszej części swojego półfinału sporo pan atakował, próbował walczyć o punkty.
Zamiar był taki, żeby te punkty zdobyć. Chciałem wygrać premię i liczyłem, że wystarczy to do kwalifikacji do finału. Po biegu okazało się, że jej zwycięzca i tak się nie zakwalifikował. Nie tak to miało wyglądać, ale wiem to dopiero teraz, po biegu. Założenie było jednak inne.

Po starcie w Pekinie będzie jakaś sportowa złość, czy w sytuacji, gdy wrócił pan na lód po długiej przerwie i raz jeszcze zakwalifikował się na igrzyska, najważniejszy jest sam start w Pekinie?
Jestem bardzo szczęśliwy. Ja już nie mam takiej sportowej złości, czy chęci udowadniania komuś, że coś wyszło lub nie wyszło. Wyczerpałem siebie w stu procentach. To, co było możliwe do wyciągnięcia z mojego organizmu, zostało wyciągnięte, i to już wielokrotnie. Pomysł na powrót pojawił się tak naprawdę rok temu, a wszedł w realizację dopiero w maju. Tak naprawdę było to tylko 9-10 miesięcy mocnej pracy, choć oczywiście wcześniej byłem nadal w reżimie sportowym, w którym pewnie pozostanę także po zakończeniu kariery. Wszystko było okupione dużą liczbą wyrzeczeń. Dziękuję więc tym, którzy mnie wspierali, w tym rodzinie, która rozumiała, że chcę dalej realizować swoją pasję. Zielone światło miałem także w mojej pracy w Państwowej Straży Pożarnej, gdzie zawsze rozumiano, że chcę się realizować dwutorowo. Teraz kończę karierę i mogę się skupić tylko na służbie w PSP. Mimo tego, że start w Pekinie nie był taki, jak zakładałem, to i tak czuję się spełniony. Dla mnie dużym sukcesem jest już to, że tu jestem. Gdy wywalczyłem kwalifikację w Tomaszowie Mazowieckim, żartowałem, że mógłbym skończyć już tam, stojąc na podium. Głównym celem był jednak Pekin.

Czy był to pana zupełnie ostatni start w karierze, czy też po igrzyskach jeszcze gdzieś pan wystąpi?
Gdyby na zakończenie sezonu był np. start w Pucharze Świata w Tomaszowie Mazowieckim, to bym taki start rozważył, ale takiej możliwości nie ma. Występ w Pekinie był więc moim ostatnim startem międzynarodowym. Jeżeli będę gdzieś startował, to będę robił to dla rekreacji i dla samego siebie. Nic na poważnie.

Na igrzyskach w Pekinie polskie łyżwiarstwo szybkie było widoczne...
Piotrek Michalski zrobił bardzo duży postęp i serdecznie życzę mu medalu za cztery lata. Teraz był czwarty, a to najbardziej niesprawiedliwe miejsce. Gdy jesteś tuż za podium, to jeśli nie zdobędziesz medalu w przyszłości, na całe życie zostaniesz czwarty. Nie chciałbym tego u Piotrka. Jego potencjał jest duży. Wierzę, że Polskę stać na kolejne medale w łyżwiarstwie szybkim, tak jak to było w Soczi.

Jakie są pana dalsze plany, pomijając pracę w PSP? Czy chciałby pan w jakiejś innej roli pozostać przy sporcie?
Wszystko przede mną. Muszę porozmawiać o tym w naszym związku, bo chciałbym przekazać trochę swojego doświadczenia. Nie mam nic do ukrycia, a szkoda byłoby stracić to, czego się nauczyłem w trakcie kariery. Więcej będę mógł jednak powiedzieć dopiero po tych rozmowach. Jestem otwarty, więc jeśli związek też, to będziemy rozmawiać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zbigniew Bródka: Czuję się spełniony. Sukcesem jest już to, że jestem w Pekinie [ROZMOWA] - Sportowy24

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska