Zbigniew Górniak: Bohunowi pod rozwagę

Redakcja
Rodzi się u nas za mało dzieci, a jak się już urodzą, to gdy tylko nauczą się biegać, dają drapaka z Opolszczyzny.

Media doniosły o zwolnieniu w urzędzie marszałkowskim dwóch ważnych dyrektorów z SLD-owskiego nadania.

Dziennikarze zanotowali skrzętnie kuluarową plotę, że te dyrektorskie stołki potrzebne są dla ludzi z PO, bo w końcu nie po to wygrywało się władzę, żeby teraz patrzeć, jak gostki z konkurencji biorą po 9 tysiaków miesięcznie. O to, czy na zwolnione stanowiska odbędzie się konkurs, nikt nie zapytał, bo to oczywiste, że go nie będzie. Czy jak Bohun zdobywał ogniem i mieczem Rozłogi, to ogłaszał pomiędzy swych hajdamaków jakieś konkursy, kto może złupić izby, kto stajnie, a kto zgwałcić służbę?

Jednocześnie media rozpisują się o planie ratowania Opolszczyzny z zapaści demograficznej, bo rodzi się u nas za mało dzieci, a jak się już urodzą, to gdy tylko nauczą się biegać, dają drapaka.

Co ma piernik do wiatraka, czyli dyrektorskie stołki do demografii? Tym, którzy nie widzą zależności, dedykuję bajkę, jaką podesłał mi zacny gość mojego bloga, człowiek z profesorskim tytułem.

Posłuchajcie:

Byli sobie maturzyści opolskiej "Dwójki“. Ona z Biestrzykowic, on z Opola. Jakoś tam zbliżyli się do siebie i kiedy szli na studia, wybrali Wrocław. Ona - architekturę, on - informatykę i matematykę.

Czemu nie studiowali w Opolu? Architekturę? Informatykę? Przecież w dzisiejszych czasach pracę rozpoczyna się w trakcie studiów. W architekturze - jest to praktyka. Informatyk też musi mieć kontakty z czołówką w zawodzie.
Podczas studiów mieszkali razem. Ona, będąc na "Erasmusie" w Anglii, wygrała konkurs na rewitalizację dworca kolejowego w miasteczku wielkości Namysłowa.
Po powrocie do Wrocławia, aby kończyć dyplom, dowiedziała się, że straciła rok.

On znalazł pracę jako programista w Naszej Klasie. Jak na polskie warunki - 3 tys. na rękę. Niby nieźle. Opole nie oferowało im nic.

Ona wzięła dziekankę i pojechała do Hiszpanii, na własny koszt, aby zaliczyć praktykę w Barcelonie. On, zażywszy atmosfery w Naszej Klasie, gdzie kolesiostwo i nepotyzm nie odbiegają od średniej krajowej, a podstawianie nogi jest popularnym sportem, wysłał CV to tu, to tam. Odezwali się Szwajcarzy, Niemcy w Berlinie i Londyn. Ona po praktyce w znanej pracowni w Barcelonie przeniosła się do Monachium, w dalszym ciągu praktykując, ale już za pieniądze pozwalające się utrzymać. On wylądował w Londynie w małej firmie na dorobku. Za 30 tys. funtów rocznie.

Natomiast atmosfera w pracy? Niebo a ziemia. Towarzystwo międzynarodowe, życzliwe, wiedzące, że łączy ich firma, praca i przyszłość. Chłopak jeździ po Europie, reklamując firmę, która, mimo że jeszcze na dorobku, sponsoruje konferencje w swojej branży. Także w Polsce: w Krakowie, Warszawie. Ale nie w Opolu! Tu nie ma zapotrzebowania.
Spotykają się u niej lub u niego. Teraz są w Londynie. Jakoś ich stać na bilety i na benzynę.

Ona wraca w październiku kończyć architekturę.

On zamierza po "wykonaniu zadania“ w Londynie, przenieść się do Zurychu lub Berlina. Będą bliżej siebie.
Jaki z tego morał? Każdy go sobie dopowie sam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska